czwartek, 31 stycznia 2013

"Koniec defilady" - reż. Susanna White

Wojenna historia o miłości i zdradzie

   Seriale BBC mają to do siebie, że ich obraz wygląda bardzo realistycznie oraz wyraziście. Szczególnie seriale kostiumowe, które prócz barwnego przedstawienia obrazu, są niczym nieskrępowane, co nadaje im dodatkowego atutu. Podziwiam w nich to, jak dobrze mają dobraną obsadę, jak aktorzy angażują się w realizację produkcji oraz to, w jaki sposób przedstawiają minione lata. Do tej pory każdy obejrzany przeze mnie serial BBC wywarł na mojej osobie ogromne wrażenie. Nie inaczej było z tytułem „Koniec defilady”, zekranizowanym na podstawie powieści Forda Madoxa Forda. Po raz kolejny odczułam nie tyle zaintrygowanie, co ogromne zainteresowanie obrazem, jaki został utworzony. Przeniesienie tej powieści na ekrany, jak się okazuje, był pomysłem więcej niż dobrym.

   Christopher Tietjens to konserwatywny, angielski arystokrata, który służy w armii. Jego piękna, ale okrutna żona Sylvia zdradza go i mężczyzna nie może być nawet pewny, czy jest ojcem dziecka, które urodziła. Pomimo tego Christopher, przywiązany do edwardiańskich wartości, pozostaje lojalny w stosunku do żony. Jego życie odmienia się w dniu, w którym poznaje Valentine Wannop – nieustraszoną młodą sufrażystkę....*

    Jednym z kluczowych powodów, dla których zdecydowałam się na ten serial, jest postać Benedicta Cumberbatcha, aktora znanego przede wszystkim z roli Sherlocka Holmesa z serialu (również produkcji BBC) o prostej nazwie „Sherlock”. Polubiłam jego grę od pierwszego odcinka, potrafił zainteresować mnie swoją bogatą osobowością i umiejętności do grywania przeróżnych ról, co udowadnia po raz kolejny w serialu „Koniec defilady”. Muszę powiedzieć, że zaimponował mi zupełnie odmiennym stylem, do jakiego przyzwyczaił mnie w „Sherlocku”. Potrafił przekazać emocjonalne rozterki bohatera, łącząc je z charakterem zatwardziałego wyznawcy edwardiańskich wartości. Sprawia to, że szybko obdarzamy jego bohatera sympatią. I, mówiąc szczerze, dałabym mu osobistego Oscara za tak niewymuszoną i spontaniczną grę.

   Wracając jednak do ogólnego obrazu tego serialu – należy zwrócić uwagę na rozmach i bogactwo scenografii. Oglądając „Koniec defilady” możemy przenieść się w czasie do lat I Wojny Światowej, podziwiać angielskie salony i bitewne pola Francji. Wszystko wygląda jak żywo wycięte z historii, która odtwarza się na naszych oczach. Jest to świetne tło dla toczącej się zawiłej fabuły, która niebywale intryguje i pozostawia widza z wieloma pytaniami, które nieskończenie wciskają się na usta.

   Wszystkie elementy produkcji naprawdę wyglądają wspaniale. Od ciekawych postaci (Tietjens i jego edwardiańskie wartości czy też panna Wannop i jej walka o prawa kobiet) po malowniczy obraz (londyńskie salony, paryskie ulice, francuskie okopy) i nastrojową muzykę, która stanowi bogate tło. Nie brakuje w niej różnorodności gatunkowej, dlatego „Koniec defilady” powinien przypaść do gustu wielu osobom. Serdecznie polecam obejrzeć ten serial miłośnikom kostiumowych obrazów – jest to kolejny świetnie przygotowany film, gdzie nuda nie ma swojego miejsca, ale także osobom, które poszukują wyrazistych produkcji, wyrażających coś więcej niż tylko płytkie, bardzo powierzchniowe relacje i poglądy. „Koniec defilady” to w końcu produkcja brytyjska, a jak wiemy, to stamtąd wywodzą się jedne z najlepszych filmów. Koniecznie obejrzyjcie!
*opis wydawcy
Reżyseria: Susanna White
Tytuł: Koniec defilady (Parade's End)
W rolach głównych: Benedict Cumberbatch, Rebecca Hall, Adelaide Clemens
Rok produkcji: Wielka Brytania 2011
Czas trwania: 3 x 90 min.

wtorek, 29 stycznia 2013

"Rekonstrukcja" - Krzysztof Bielecki

Mocno psychologiczny science-fiction

   W życiu każdego czytelnika przychodzi taki czas, że spośród ulubionych gatunków wybiera coś zupełnie odmiennego od tego, w czym się specjalizuje. Kto z nas nie lubi wyzwań? Nie brakuje ich od pewnego czasu, prawda? Jako moje osobiste wyzwanie literackie potraktowałam książkę Krzysztofa Bieleckiego „Rekonstrukcja”. Zawiera ona w sobie ciężki materiał, który jednak odkrywamy ze swobodą interpretacji. Trudno stwierdzić, czy każdemu przypadnie ona do gustu, ponieważ ma w sobie wiele metafor, kluczowych wyrażeń, które niespecjalnie należą do banalnych. Ale taki jest urok tej książki – opowiadania, tworzące całość, malują obraz, widoczny całkiem inaczej przez każdego odbiorcę…

   John Johnson znika. Tak po prostu. Choć przyjaciel próbuje go odnaleźć, nie jest to coś prostego – przecież jechali pociągiem, nie mógł tak po prostu wyparować. Ale to nie jest zwykły pociąg, to maszyna, która wzbudza w pasażerach najrozmaitsze emocje. Aby jednak poznać ich powód, trzeba dobrze wczytać się w lekturę i na własny sposób odkryć każdy ukryty sekret „Rekonstruckji”…

   „Rekonstrukcja” od początku była dla mnie czymś intrygującym, jak dotąd nie czytałam niczego o podobnym podłożu wyobraźni. Lektura sama w sobie okazała się nawet przyjemna, jednak z każdą kolejną stroną robiło się ciekawie, ale także… dziwnie. Nie powiem, autor posiada umiejętności do konstruowania nietypowych obrazów, jeszcze nie spotkałam pisarza, który w tak różnokolorowy i nietypowy sposób potrafi pisać. Jednak tak bogate przedstawienie akcji nie wpływa aż tak dobrze na nasz odbiór. Przede wszystkim po przeczytaniu ponad tych dwustu stron człowiek może się czuć, jakby mu brakowało piątej klepki. Tak jakby ta treść miała za zadanie wyprać człowieka z wszelakich myśli. Z jednej strony – ciekawe, jak można tak bardzo wpłynąć na czyjś umysł, z drugiej – nieco strachu wzbudza sama myśl na to, iż ktoś może coś takiego przeżyć.

   Książka składa się z kilku opowiadań, różnego rodzaju, jednak dopiero na końcu poznajemy sens nałożony na całość. W dogłębną analizę nie zamierzam się bawić, jednak warto zwrócić uwagę, że coś takiego ciekawie rzutuje na postrzeganie całego utworu. Trochę to jednak dziwnie, że czytelnik czyta sobie różne historie, niektóre w ogóle niepasujące do siebie. To tak, jakbyśmy wciskali niepasujący element do układanki i przez cały czas się zastanawiali, dlaczego nie chce się dopasować. Być może (a raczej na pewno) cel ma taki ta książka, jednak żeby zainteresować i przytrzymać przy sobie odbiorcę, trzeba się chyba było postarać o coś bardziej prostszego. I znów dwie strony medalu: z jednej wygląda to intrygująco, z drugiej – nieco dziwacznie.

   Długi czas musiałam odczekać, aby napisać cokolwiek o tej książce. Po przeczytaniu jej miałam pustkę i jednocześnie natłok myśli, które cisnęły na usta jakże dobre pytanie: co to było? „Rekonstrukcja”, patrząc z perspektywy prostoty, to takie psychologiczne science-fiction, robiące czytelnikowi mętlik w głowie. Gdybym miała przyrównać wrażenia z lektury do czegoś, pewnie byłoby to ulubione powiedzenie mojego kolegi: „kiedy blondynka myśli, to znaczy, że mózg walczy”. Czytając książkę Krzysztofa Bieleckiego można stoczyć niezłą bitwę z naszym umysłem. Więc jeśli kto czuje się na siłach i jest gotowy do wojny ze swoimi szarymi komórkami, polecam przeczytać „Rekonstrukcję”. Niezły „odlot” gwarantowany…

Dziękuję autorowi, Krzysztofowi Bieleckiemu, za możliwość przeczytania książki.

Autor: Krzysztof Bielecki
Tytuł: Rekonstrukcja
Wydawnictwo: Nakład własny autora
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 222

niedziela, 27 stycznia 2013

Konkurs urodzinowy "Między wersami książek"!

Witajcie!
Nadszedł w końcu ten szalony dzień, kiedy ogłoszę urodzinowy konkurs tego oto bloga. Jak pamiętacie, we wrześniu ubiegłego roku minął rok od pierwszego posta na blogu, ale ze względu na wadę sprzętu (który po tak długim czasie w końcu wrócił do mnie działający) musiałam odłożyć świętowanie na nieco późniejszy termin. I tak właśnie, 27 stycznia 2013 roku, zaczynamy niemałą fetę!:)
Pragnę oświadczyć, iż właśnie rusza urodzinowy konkurs bloga "Między wersami książek"!

Konkurs będzie składał się z dwóch etapów, w których udział będzie mógł wziąć każdy. W obu etapach zostaną nagrodzone 3 osoby, a jakie to będą nagrody? Sami zobaczcie!

ETAP I: "Buszowanie w Necie"
Niewiele osób jeszcze wie, że prócz czytaniem książek zajmuję się również...pisaniem opowiadań:) Zadaniem w tym etapie będzie odszukanie na podstawie przedstawionego fragmentu tytułu opowiadania, osoby, która wypowiedziała te słowa oraz nicku, pod jakim publikuję to opowiadanie. Odpowiedzi kierujecie na maila, podając przy tym swój adres oraz poprawne odpowiedzi. 1 osoba, 50 osoba oraz 100 osoba, które poprawnie odpowiedzą na pytania i przyślą odpowiedzi, zostaną nagrodzone:
                                 1 osoba:                       50 osoba:                             100 osoba:
 Regulamin:
1. W konkursie (etap I) może udział wziąć każdy mieszkający na terenie Polski.
2. Poprawne odpowiedzi wysyłacie na adres mail: konkursjadzki@fejm.pl, w temacie wpisując "Konkurs urodzinowy".
3. Wysyłając odpowiedź uczestnik podaje swoje dane kontaktowe: imię, nazwisko oraz adres pocztowy
4. Nie wolno ujawniać odpowiedzi przed zakończeniem etapu (na łamach innych stron/blogów).
5. Etap I konkursu trwa od 27.01.2013 r. do 10.02.2013 r.

Cytat:
   „[…]…nie miał pojęcia, co zrobić. Zabierając ze sobą kobietę, narażał siebie i swoją rasę. Wkraczając w armię Mrocznych przyrzekał, że nigdy nie ujawni swojej siły, swojej misji ani nigdy nie połączy się z człowiekiem. Nigdy. Kodeks zabraniał surowo wszelakich kontaktów z rasą ludzką, zwłaszcza tych najbardziej intymnych…
 Pieprzyć Kodeks!
  Właśnie usiadł przed nim najgorętszy towar, jaki w życiu spotkał. Nawet Irmina, jego koleżanka po fachu, nie mogła się do niej porównywać. A mówiąc sobie szczerze, Irmina była chodzącą seksbombą.
Więc jak mogła być od niej lepsza?
   Normalnie. … o tym wiedział. Blond włosa kobieta o bujnych kształtach równomiernie rozłożonych w miejscach, na które ślinka ciekła, o dużych zielonych oczach, otoczonych ciemnymi cienkimi rzęsami, pełnych ustach i rumianych policzkach. Miodzio! Na sam widok miał ochotę oblizać palce. Kobieta jednak była okropnie wystraszona, co wcale go nie dziwiło. Jej przerażenie było uzasadnione. Była świadkiem, jak rozrywa bebechy w parku jego dwóm wrogom. Co z tego, że obronił ją przed pewną śmiercią, skoro myślała, że dopiero teraz padła ofiarą mordercy…
I właśnie porwał ją ze sobą, zamiast pozwolić jej grzecznie wrócić do domu.
 Ale z niego dupek.
   […]Chociaż wcale nie było potrzeby zabierać ją ze sobą. Wpuszczając ją w świat Mrocznych, jego rodziny i rodziny innych rodzin, itede itepe, łamał Kodeks, co łączyło się z pewną karą. Ale co go to obchodziło? Bynajmniej nic.
Chociaż jak pomyślał o swoim ojcu, który prawo przestrzegał jak nikt inny, mógł poczuć dreszcze. Gdyby dowiedział się, że jego pierworodny łamie święte prawo Kodeksu Wojownika, powiesiłby go za jaja, upewniając się, że wcześniej szczelnie owinął je drutem kolczastym.
Jaaaa cię kręcę.”

ETAP II: Piszemy Historie
Drugi etap będzie nieco bardziej pracochłonny:) Zadaniem uczestników drugiego etapu będzie napisanie czy to sloganu, rymowanki, wierszyka czy też opowiadania lub krótkiej historyjki, które zawierać będą nazwę bloga: "Między wersami książek". Można użyć ją w całości (np. między wersami książek znajdziemy motto...) lub pojedynczo (np. między stronami i wersami tekstu książek jest wiele ciekawych informacji). Można użyć też tytułów filmów i książek, których recenzje ukazały się na tym blogu. Wybór pozostawiam Wam. Do dzieła! Trzy najlepsze prace zostaną nagrodzone:
                                 1 miejsce:                           2 miejsce:                          3 miejsce:
 
Regulamin:
1. W konkursie (etap II) może udział wziąć każdy mieszkający na terenie Polski.
2. Prace wysyłacie na adres mail: konkursjadzki@fejm.pl, w temacie wpisując "Konkurs urodzinowy II".
3. Wysyłając wiadomość uczestnik podaje swoje dane kontaktowe: imię, nazwisko oraz adres pocztowy
4. Etap II konkursu trwa od 27.01.2013 r. do 17.02.2013 r.
5. 3 najlepsze prace zostaną opublikowane po ogłoszeniu wyników.
Wyniki obu etapów zostaną ogłoszone po 17.02. 2013 r!

Dodatkowe informacje:
1. Do konkursu zapraszam wszystkich, be względu na wiek. Jedna osoba może wziąć udział w obu etapach:)
2. Zapraszam do śledzenia bloga poprzez obserwację bądź zaglądanie na niego od czasu do czasu.
3. Zapraszam również do polubienia profilu "Między wersami książek" na Facebook'u, tam na bieżąco będzie można śledzić przebieg konkursu.
4. Wszelkie pytania odnośnie konkursu, odnośnie jakiś nieścisłości, możecie pisać pod tym postem bądź kierujcie je na mój adres: jadzka@fejm.pl
5. Nagrody dla Was w postaci filmów i książek ufundowały wydawnictwa Świat Książki oraz MAG, a także firma BestFilm - wszystkim jeszcze raz bardzo dziękuję!
Fundatorzy:

Zapraszam i życzę powodzenia!

piątek, 25 stycznia 2013

"Sherlock 2" - reż. Paul McGuigan

Sherlock i jego oryginalny styl bycia powracają!

   Każdy z nas przynajmniej raz spotkał się z takim filmem bądź serialem, który bez względu na treść staje się nieodłącznym elementem naszego rozrywkowego życia. Nie ważne, ile razy go obejrzymy, za każdym razem jest tak samo dobry, z czasem oglądanie staje się nawet pewnego rodzaju tradycją. Weźmy na przykład „Kevin sam w domu” – święta bez tego filmu wydają się inne, prawda? W moim przypadku podobna sytuacja zaistniała po obejrzeniu serialu produkcji BBC „Sherlock”. Pierwsza seria niesamowicie mnie wciągnęła, obejrzałam ją trzy razy (jak dotąd) i wciąż nie mam jej dość. Druga seria, o której aktualnie będzie mowa, dosłownie zwaliła mnie z nóg, a co za tym idzie – „Sherlock” stał się moją tradycją, którą będę kontynuować jak najdłużej…

   W "Skandalu w Belgravii" oprócz mrocznego szantażu pojawi się Irene Adler - kobieta piękna, pociągająca i niezwykle niebezpieczna. "Demony Baskerville" to nie tylko świetny kryminał - mamy tu też element horroru. Wrzosowiska Dartmoor kryją tajemnicę iście piekielnej istoty, z którą przyjdzie się zmierzyć detektywowi. Sherlock i jego odwieczny wróg - Moriarty - zawsze walczyli z nudą, nudnymi przestępstwami i nudnymi ludźmi. "Upadek z Reichenbachu" to czas ostatecznej próby dla przeciwników godnych siebie...

   Na sukces tego serialu pracuje nie tylko dobra kreacja fabularna, ale również doskonałe zaangażowanie w rolę dwóch aktorów – serialowy Sherlock Holmes oraz Moriarty. Ten pierwszy bije na głowę wszelakie schematy, zaś drugi dopełnia swoim wyrazistym charakterem cały serial. Świetna postawa Benedicta Cumberbatch’a, który fantastycznie wciela się w postać Sherlocka, wyraźnie odznacza klasę i rozmach tej produkcji, która już po pierwszym odcinku wydaje się więcej niż interesująca. Chyba nie ma takiego momentu, z którym aktor by sobie nie poradził, co więcej, w swoją rolę zaangażowany jest tak bardzo, że nie tylko zyskuje sympatię dla swojej postaci, ale również dla samego siebie – ja z miejsca stałam się jego fanką. Wracając jeszcze do Moriarty’ego, to postać równie ciekawa jak Sherlock, to on buduje niektóre wątki, które doprowadzają do jakże niespodziewanego finału. Łącząc charaktery tych dwóch panów otrzymujemy mieszankę wybuchową, która fantastycznie realizuje się na ekranie.

   Podobnie jak w serii pierwszej, serial obfity jest w wszelakie zagadki, z którymi Sherlock musi się borykać. Jednak seria druga jest już o krok do przodu – akcja jest znacznie bogatsza, pojawia się więcej intrygujących tajemnic, a co więcej, finał jest tak nieoczekiwany, tak niespodziewany, że od razu ma się ochotę na więcej. Ile razy zadawałam sobie pytania: dlaczego akurat teraz? Co będzie dalej? I do tej pory nie znam odpowiedzi. Z przyjemnością i wielkim zainteresowaniem ogląda się ten serial, któremu nie brakuje wciągających wątków, świetnej akcji, doskonałej kreacji bohaterów, ciekawej scenerii oraz miłej dla ucha muzyki. Wszystko ze sobą współgra, nie ma elementów gorszych, co jeszcze bardziej przemawia na korzyść produkcji.

   Nic więc dziwnego, że serial „Sherlock” polecam każdemu. Ta produkcja na długo zagości w mojej pamięci, do której nie raz zamierzam wrócić. Zachęcam gorąco ze względu na fakt, iż obraz ten jest mieszanką różnych gatunków, m.in. horroru, kryminału, czy też nutki romantycznej strony. Poza tym odtwórca głównej roli fantastycznie radzi sobie z kreacją współczesnego detektywa Sherlocka Holmesa, człowieka, który ma tak bogatą osobowość, że mógłby nią obdzielić wiele osób. Nie ulega wątpliwości, że ta produkcja wyszła BBC znakomicie, dlatego warto odrzucić uprzedzenia do „uwspółcześniania” dawnych utworów i obejrzeć „Sherlocka”. Gwarantuję, że serial spełni oczekiwania nawet najbardziej wygórowane.
Reżyseria: Paul McGuigan, Toby Haynes
Tytuł: Sherlock (sezon 2)
W rolach głównych: Benedict Cumberbatch, Martin Freeman
Rok produkcji: Wielka Brytania 2012
Czas trwania: 3 x 90 min.

piątek, 18 stycznia 2013

"Groza" - Michael Robotham

Uważaj, kto do ciebie dzwoni...

   Thriller psychologiczny to jeden z ciekawszych gatunków, które opierają się na wątku kryminalnym oraz rozpatrywaniu psychologicznym występujących bohaterów. Często jednak się zdarza, że takie książki nie wyglądają ciekawie – przeważające analizy, mało akcji, czy też słabo rozwinięte wątki mogą sprawić, że tytuł znacznie traci na wartości. Do tegoż właśnie gatunku należy nowa książka Michael’a Robotham’a pt. „Groza”, która mimo swoich słabości, jest w stanie przyciągnąć uwagę niejednej osoby. Choć nie jest czymś zaskakującym, talent pisarski autora sprawia, że można zapomnieć o wszelkich wadach…

   Profesor psychologii Joseph O’Loughlin staje się świadkiem skoku kobiety z mostu. Naga, ubrana jedynie w czerwone pantofle, rozmawia przez telefon, po czym skacze do wody, nie dając się przekonać profesorowi, który przypadkiem stał się negocjatorem. Kilka dni później znajdują kolejną martwą kobietę, z telefonem u jej stóp. Profesor O’Loughlin pomaga policji w schwytaniu mordercy, ujmując jego postępowanie w klamry psychologiczne. Choć odkrywają, kim jest sprawca, nie mogą go odnaleźć, a on wciąż planuje kolejne zbrodnie…

   Ten gatunek wybieram coraz chętniej, bo obok kryminałów i zwykłych thrillerów stał się niedawno jednym z moich ulubionych. Choć zdarzają się gorsze tytuły, większość jest warta uwagi. Nie inaczej było z książką Michael’a Robotham’a, która nie tyle zaciekawiła mnie opisem, co sam tytuł zdawał się napawać oczekiwaniem, czym się ona okaże. Jeśli chodzi więc o treść, jestem w stu procentach usatysfakcjonowana, chociaż pojawiły się elementy, które zaniżyły nieco moją ocenę. Przede wszystkim ważną rolę odegrał w powieści portret psychologiczny mordercy. Nie jest on stereotypowy, banalny, czytanie o nim naprawdę napawa grozą i niechęcią. Fajnie to wygląda na tle wszystkich zdarzeń, ponieważ oddaje całkowity obraz występujących momentów. Nie ma miejsca na luki, w których zastanawialibyśmy się, co mogło się wydarzyć lub o co mogło chodzić. Wszystko jest bardzo dobrze dopracowane.

   Historia, jeśli popatrzymy na nią ogółem, wydaje się bardzo interesująca. Zawiera zagadkę, intrygujące śledztwo, emocjonujące działania policji i zbrodniarza, a także dobrze skonstruowaną, jak już wspomniałam, analizę psychologiczną. Jednak z jednym mankamentem, który ciągnie się przez całą książkę, nie wydaje się już taka świetna. A chodzi mianowicie o fakt, iż autor zbyt szybko ujawnił, kim jest sprawca. Być może nie jest to aż tak zły występek, jednak w świetle całej fabuły nie wygląda już tak… efektownie. Czytelnik nie skupia się na tym, kim może być oprawca, czyta jedynie to, co zostało mu podane na tacy. Zero zaskoczenia, co wpływa na dalsze reakcje jego postępowania. Chociaż fakt, iż policja nie może go ująć, naprawia nieco problem, książka traci przez to jeden z ważniejszych elementów intrygującej fabuły…

   Ogólnie rzecz biorąc, „Groza” jest ciekawym tytułem, jednym z ciekawszych, jeśli chodzi o przedstawicieli tego interesującego gatunku. Chociaż ma swoje słabsze strony, potrafi wciągnąć w swoją treść. Cała akcja, napięcie, zagadka, jak i ciekawie przedstawieni bohaterowie dają poczucie spełnionej lektury. Można dodać również do tego, iż umiejętności autora sięgają wysoko, dlatego pod względem stylu książka jest nie tylko dobrze napisana, ale wygląda estetycznie i wyraźnie. Bardzo serdecznie polecam ją każdemu miłośnikowi powieści grozy – tytuł ten bardzo dobrze dopełni waszą biblioteczkę – ale również osobom, które poszukują czegoś niewymagającego na kilka wieczorów. Powieść Michael’a Robotham’a wciąga i mimo wad potrafi usatysfakcjonować.
Autor: Michael Robotham
Tytuł: Groza
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: grudzień 2012
Liczba stron: 462

sobota, 12 stycznia 2013

"Czerwone gardło" - Jo Nesbø

Ludzie bywają mściwi i pamiętliwi...

   „Czerwone gardło” to już drugie moje spotkanie z twórczością Jo Nesbø oraz z Harry’m Hole – bohaterem serii tego autora. Na jego książkę trafiłam dość przypadkowo, a jej treść przekonała mnie do tego, aby w przyszłości kontynuować serię o zdolnym śledczym. Norweski pisarz, jak zdążyłam zauważyć, nie jest może kimś nader wybitnym, jednak widać wyraźnie, że konsekwentnie podchodzi do pisania fabuły. Dzięki temu mamy sieć zawiłych intryg, zagadkę goniącą zagadkę i wiele ciekawych postaci, wiążących się bezpośrednio z poprzednimi czynnikami. Jo Nesbø, mówiąc więc krótko, jako psiarz kryminałów, spisuje się bardzo dobrze.

   Śledczy Harry Hole, mimo swoich problemów z alkoholem, jest świetnym policjantem. Tym razem ma przed sobą sprawę przemycanego do Norwegii karabinu snajperskiego Märklin. Wszelkie tropy prowadzą go do neofaszystów,  a co więcej, według przypuszczeń Harry’ego, sprawa może mieć swój początek już podczas trwania drugiej wojny światowej. Hole jest bliski rozwiązania, jednak morderca wciąż mu umyka…

   W powieściach Jo Nesbø można odnaleźć wiele fascynujących czytelnika elementów. Nie są one typowe, pisarz często dzieli je na wiele rozdziałów, przeskakując z jednego punktu widzenia, do drugiego, ukazując po kolei każdy rozpatrywany punkt fabuły. Często wraca do odległych wydarzeń, wplata retrospekcje, które mają za zadanie pomóc odbiorcy w zrozumieniu aktualnego wątku. Ponadto mimo licznych wątków, jakie mają swoje miejsce w powieści, wszystko jest czytelne, dobrze rozpisane. Ale to zasługa umiejętności norweskiego pisarza, który te elementy oznaczył jako swój znak rozpoznawczy. W powieści „Czerwone gardło” również zauważymy wszystkie te elementy, cały ten schemat powtarza się, jedynie pomysł, idea pisarza się zmieniły. Wygląda to równie interesująco, jak w poprzedniej książce, którą czytałam („Wybawiciel”) oraz zachęca do tego, aby sięgać po więcej książek Nesbø.

   Ważną zaletą powieści jest jej nieprzewidywalność. Wskaźnik zaskoczenia również jest na wysokim poziomie, co w połączeniu z intrygującą fabułą wprost wciąga czytelnika. Pojawiają się owszem momenty słabsze, kiedy pewien fragment sieje zwątpienie, jednak na tle ogółu jest to jak najbardziej wybaczalne. „Czerwone gardło”, określając całościowo, jest powieścią bardzo dobrze skonstruowaną, gdzie aura tajemniczości trwa od początku do końca, zagadka goni zagadkę, a co więcej, mimo banalności bohaterów i niektórych wydarzeń, fabuła jest równie wciągająca, jakby te elementy były bardziej bogate.

   Ta książka z pewnością będzie świetnym dodatkiem na półce fana kryminałów i powieści z dreszczykiem. Jo Nesbø jest bowiem autorem dążącym do perfekcji poprzez konsekwentne pisanie tajemniczych i mrocznych historii, realizując swoje ciekawe pomysły. Korzystając z banałów potrafi zbudować coś interesującego i naprawdę wciągającego. „Czerwone gardło” również należy do tych powieści, które norweskiemu pisarzowi wychodzą bardzo dobrze, mimo kilku wpadek i błędów. Polecam serdecznie zapoznać się nie tylko z tym tytułem, bądź książką „Wybawiciel”, ale również z innymi powieściami serii o Harry’m Hole. Ten uzdolniony śledczy nie raz z pewnością namiesza nam, czytelnikom, w głowach, zapewniając przy tym świetną rozrywkę. I zaskakujący koniec.
Autor: Jo Nesbø
Tytuł: Czerwone gardło
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 424

środa, 9 stycznia 2013

Premierowo:"Bogowie muszą być szaleni" - Aneta Jadowska

I'm gonna Highway to Hell!

   Z twórczością Anety Jadowskiej poznałam się przez przypadek. Tytuł „Złodziej dusz”, pierwsza część serii o wiedźmie Wilk, wybrałam ze względu na ciekawie zapowiadający historię opis, choć obawy co do treści pozostały. Jednak po lekturze zmienił się całkiem mój stosunek do polskich autorów jak i polskiej fantastyki, która, na przykładzie właśnie tej autorki, wygląda wręcz… fantastycznie. „Bogowie muszą być szaleni” to już drugi tom heksalogii o Dorze Wilk, który kontynuuje świetną postawę autorską oraz pokazuje, że w polskich realiach Urban fantasy sprawdza się równie bardzo dobrze. I niech mnie bogowie ukarzą jeśli skłamię, ale to jeden z najlepszych tytułów, jakie dotąd zostały wydane w tym gatunku…

   Dora Wilk tym razem musi zmierzyć się z pokrętnymi wydarzeniami, jakie mają miejsce w nadnaturalnym świecie. Gdyby nie fakt, że wiedźma nosi w sobie kilka „nieznośnych” genów, pewnie machnęłaby ręką, ale sprawa robi się coraz bardziej poważna. I dotyka jej najlepszych przyjaciół: Joshui, anioła stróża, oraz Mirona – przystojnego diabła. Wygląda na to, że bogowie lubią sobie kpić z innych, wykorzystywać ich, co nie podoba się wcale utalentowanej wiedźmie, która wykorzystuje swoje umiejętności do tego, aby powstrzymać to, co nieuniknione.

   Długo nie mogłam doczekać się premiery tego tytułu. Tym większą uciechę sprawił mi fakt, że mogłam przeczytać go jeszcze przed dniem premierowym. „Bogowie muszą być szaleni”, biorąc pod uwagę styl jak i pomysł, to naprawdę świetny tom, który satysfakcjonuje treścią, ale jednocześnie daje świetną zapowiedź na kolejną część. Jest z rodzaju tych książek, które bogacą czytelnikowi godziny lektury, po to, aby zachwycić go sobą i zachęcić do kontynuacji serii. Co w przypadku heksalogii o Dorze Wilk w pełni się sprawdza.

   Początki książek zawsze bywają arcytrudne, nie wiadomo, czy dany tytuł przypadnie nam do gustu, czy też okaże się totalną klapą. Tymczasem, w przypadku „Bogowie muszą być szaleni”, jest zupełnie inaczej – już po pierwszych zdaniach czuć, że kroi się coś ciekawego. Autorka już w pierwszym rozdziale daje nam odczuć napięcie akcji, już na samym początku coś się dzieje i jest to taki wstęp do kolejnych wydarzeń, równie interesujących. Co więcej, fabułę można określić jako z góry przewidywalną, powiedzmy szczerze, że skomplikowanych wątków tutaj nie uświadczymy, jednak wydarzenia, jakie nastają w ciągu całej lektury, choć można je z góry przewidzieć, to w pewien sposób zaskakują. To takie przemiłe zaskoczenie, które wieńczy się uśmiechem. Ale, nie powiem, są również wątki, które mieszają w całym utworze. I wtedy można szczerz powiedzieć sobie: „no tego to się nie spodziewałem!”.

   W całym tym szalonym systemie najbardziej jednak wyróżnia się główna bohaterka: Dora Wilk, zwaną również Jadą bądź Teodorą. Dotąd nie spotkałam tak barwnej postaci, która zawiera w sobie czarny humor, wrodzoną złośliwość, licencję na sarkazm czy też niesłychaną czułość (zarezerwowaną tylko dla przyjaciół). Potrafi wczuć się w sytuację, jest jak kameleon – dopasowuje się do otoczenia. To z jej punktu widzenia prowadzona jest narracja, co również włącza się w sukces serii. Dialogi, monologi czy też dogłębne przemyślenia Dory to iście wybuchowa mieszanka, która bawi, rozczula, czy też po prostu zadawala. Z taką bohaterką wprost nie można się nudzić.

   To już drugi tom, czyli kolejne spotkanie z pozostałymi elementami serii. Jak na fantastyczny gatunek przystało, prócz nadnaturalnego świata, mamy do czynienia z różnego rodzaju postaciami. Spotkamy tu między innymi anioły, wampiry, diabły, wilkołaki, wiedźmy czy też elfy. Niekiedy takie bogactwo za bardzo „zapycha” powieść,  fabuła nie wygląda ciekawie. Jednak w książkach Anety Jadowskiej, w pierwszej i teraz w drugiej części, pojawiają się one w stopniu umiarkowanym, tzn. są, ale nie dominują w treści. Wygląda to interesująco i estetycznie, mówiąc wprost: elegancko.

   „Bogowie muszą być szaleni” to naprawdę fantastyczna książka. Patrząc na inne tytuły Urban fantasy dostrzeżemy ciekawe elementy, jednak nie będą one wyglądały tak bogato, jak w przypadku tytułów Anety Jadowskiej. Jednak to co swoje, jest najlepsze, o czym można przekonać się przy lekturze polskiej heksalogii o Dorze Wilk. Zachęcam do lektury nie tylko miłośników gatunku, ale wszystkich tych, którym polska literatura nie jest obca. Schematyczność czy powtarzalność z innych powieści nie ma miejsca w tym przypadku, co czyni powieść jeszcze bardziej oryginalną i niepowtarzalną. Zatem książki w dłoń i czytajcie, najlepiej przy dźwiękach „Highway to Hell” grupy AC/DC. Będzie się działo, zapewniam! :D
Seria o Dorze Wilk:
1. Złodziej dusz
1.5 Wilk w owczej skórze
2. Bogowie muszą być szaleni

Autor: Aneta Jadowska
Tytuł: Bogowie muszą być szaleni
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok wydania: 9 stycznia 2013
Liczba stron: 464

niedziela, 6 stycznia 2013

"Gorączka" - Dee Shulman

Czego nie widać, dostrzeże ten, kto kocha...

   Współczesne książki, jakkolwiek by na nie spojrzeć, zawsze przejawiają wątki, które już kiedyś spotkaliśmy. Co miało zostać napisane, napisano, a teraz pozostaje nam czytać lektury, które ni mniej ni więcej choć w cząstce zawierają dawny schemat. Nie inaczej jest z tytułem „Gorączka” autorstwa Dee Shulman, który w pewien sposób przyciąga swoją „innością”, jednak patrząc na nią trzeźwym okiem można dostrzec mieszankę innych historii, które już powstały. Czy warto więc przeczytać tą historię? O to należałoby spytać samego siebie…

   Ewa, buntująca się nastolatka, nie może znaleźć dla siebie miejsca w świecie. W końcu trafia jednak do szkoły St. Magdalene’s, placówki dla wybitnie uzdolnionej młodzieży. Ewa przez swoją nadgorliwość i nieostrożność zaraża się wirusem dziwnej gorączki, przez który umiera. Chwilę później wraca do świata żywych, w którym spotyka Sethosa Leontisa – przystojnego, dawnego rzymskiego gladiatora, który trafił do XXI wieku, aby odkryć zagadkę śmiertelnego wirusa. Rozpoznaje w niej swoją dawną miłość, Liwię, jednak Ewa ani trochę go nie pamięta…

   Ta książka już od dłuższego czasu cieszy się powodzeniem wśród czytelników. Dostrzegłam jednak rozbieżne opinie na jej temat, jednym z miejsca przypadła do gustu, drugim się nie podobała, na trzecich znów nie wywarła żadnego wrażenia. W takim przypadku nie zniechęcam się do lektury, wolę sama ją przetestować i poznać, co takiego jest w niej wartego uwagi, a co mniej. I po przeczytaniu tej książki mam co najmniej mieszane uczucia, a co więcej – nie potrafię dobrze sklasyfikować jej w wartości. Po pierwsze: „Gorączka”, mimo ciekawie zapowiadającego treści opisu, jest mieszanką różnych schematów, jakie można było wcześniej poznać. Lektura ta jest składowiskiem motywów, które z łatwością można przypisać innym, starszym tytułom, np. podróże w czasie (choć w innym wyrazie, podobnie do „Trylogii czasu”), szkoła dla wybitnie uzdolnionych (podobna forma w „Akademii Mroku”) czy też wieczna miłość („Nigdy i na zawsze” lub światowej sławy „Zmierzch”).  To wszystko już było, dlatego treść „Gorączki”  niczym nie zaskakuje, co więcej – czasem jest lekko irytująca.

   Drugim, jakże ważnym mankamentem, jest akcja powieści, która mknie i gna jak szalona. Od początku fabule nadane jest zawrotne tempo, które nie ustaje aż do samego końca. To źle rzutuje na całokształt, wiele rzeczy pozostaje niewyjaśnionych, pobieżnie napisanych, przez co można odnieść wrażenie, że niczego się nie dowiedzieliśmy. Gdybym miała dać radę pisarce, powiedziałabym, żeby rozdzieliła całą treść na dwie części, skupiła się na opisaniu ważnych wątków pierwszej połowy, co dałoby więcej tomów, ale więcej satysfakcji czytelnikom. Przecież jeśli książka, jej pierwsza część, jest ciekawa, jest większa szansa na to, że czytelnik zainteresuje się kolejną, prawda?

   Nie chciałabym zniechęcać nikogo do sięgnięcia po „Gorączkę”, bowiem ma ona swoje i pozytywne cechy. Jedną z nich jest ciekawy podział historii na dwie epoki: czasy dzisiejsze i wiek II, które łączą się w ciekawy efekt fabularny. Choć muszę przyznać, że wiek II i historia Sethosa bardziej przypadła mi do gustu, to nie odrzucam w pełni reszty treści, bowiem mimo niedociągnięć wygląda w miarę dobrze. Z pewnością spodoba się mniej wymagającym czytelnikom…

   Tytuł „Gorączka”, choć w pełni nie oddaje zalet jej opisu, można ją zaliczyć do poprawnych i interesujących lektur. Nie jest ona wymagająca, nie jest ciężka ani zobowiązująca, po prostu należy do lekkich i prostych powieści. Autorka, pisząc ten tytuł, miała dobre intencje, dobry pomysł, jednak po drodze zboczyła raczej ze swoich zamierzeń i niestety wyszło nieco gorzej, niż można od niej oczekiwać. Książka ta z pewnością jest nie lada gratką dla młodzieżowej części czytelników, choć gdyby się upierać, spoglądając na styl autorki, można polecić ją również nieco młodszym odbiorcom. Choć w pewien sposób mnie zawiodła, odczułam rozczarowanie, mam nadzieję, że kontynuacja „Gorączki” okaże się ciekawsza i dużo lepsza. Praktyka, bowiem, czyni mistrza, dlatego szansa od czytelnika Dee Shulman w pełni się należy.
Autor: Dee Shulman
Tytuł: Gorączka 1
Wydawnictwo: Egmont Polska
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 430

piątek, 4 stycznia 2013

"Dom nad morzem" - Santa Montefiore

Miłość potrafi przetrwać próbę czasu...

   Powieści obyczajowe są naprawdę warte uwagi, zawierają bowiem po trochę każdego innego gatunku, oczywiście nie pomijając zwyczajnych/obyczajowych wątków. Takie książki czyta się najlepiej wtedy, gdy nie jesteśmy zdecydowani na konkretny kierunek w literaturze bądź czujemy przesyt innych historii. W moim przypadku tak właśnie było, kiedy sięgałam po tytuł „Dom nad morzem” autorstwa Santy Montefiore, wbrew pozorom, angielskiej pisarki. Wybór okazał się znakomity, ponieważ powieść w stu procentach spełniła oczekiwania, a co więcej, pozwoliła na chwile wspaniałej i wzruszającej lektury, która na długi czas zostanie niezapomniana…

   Dwie historie, które łączą się w jedną. Dziesięcioletnia Floriana poznaje pewnego dnia uroczego, lecz dużo starszego Dantego. Chłopak oprowadza ją po pięknym ogrodzie jego ojca, czym Floriana jest zachwycona. Wie, że oto właśnie spotkała miłość swojego życia. Wiele lat później, w Anglii, Marina, właścicielka upadającego hotelu, poszukuje artysty malarza, który ściągnie gości do jej rezydencji. Na horyzoncie pojawia się przystojny Rafael Santoro, który niestety nie jest tym, za kogo się podaje. Ma swoje własne cele, które ma nadzieje zrealizować w tym miejscu. W jaki sposób łączą się te historie? Z pewnością wielkim uczuciem, która przez lata nie zdołało wygasnąć…

   Od początku czułam, że ta czarująca powieść przypadnie mi do gustu, a nawet, że czymś zaskoczy. Taka właśnie ta historia jest: czarująca i zaskakująca, może nawet tajemnicza i w pełni dobrze napisana. Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam tak urokliwej powieści, gdzie opisy, gdzie cała fabuła „żyje”. Autorka tchnęła dużo życia w tekst książki, co daje się odczuć już po pierwszych stronach – nie ma miejsca na sztuczność i sztywność. Jest po prostu ludzka, delikatna i krucha. Nie chciałabym zbytnio przesadzać w ocenie, jednak takie odczucia pozostają po przeczytaniu „Domu nad morzem”, a co więcej, na bardzo długo zostają z czytelnikiem. Uśmiech na twarzy i oczekiwanie, co dalej to dwaj główni kompani w naszej wędrówce po stronach. Coś imponującego.

   Tak jak już wspomniałam, powieści obyczajowe łączą w sobie wiele wątków zaczerpniętych z innych gatunków. Powieść pani Montefiore również wzbogacona jest w dużo rozmaitych kawałków,  uświadczyć można wiele tajemnic, zagadek, romansów… Chociaż to namiastka, w rozbudowanej powieści wygląda to bardzo ciekawie, nadając książce lepszy ton. Nie wygląda ckliwie i typowo, ale bogato i z pasją. Kolejny wielki atut powieści.

   Dużą rolę w książce odgrywają opisy, ale również umiejscowienie akcji w różnych ciekawych miejscach na świecie. Szczególnie bardzo kolorowo i żywo autorka oddała obraz ogrodów włoskich, pięknych plaż nad morzem czy też okolic hotelu w Anglii. Z pewnością i bez tego wyglądają pięknie, jednak autorka „Domu nad morzem” z zacięciem godnym pochwały przedstawiła te widoki w sposób, nie ukrywajmy, pasjonujący. Pozwala to na nie tylko poznanie tych miejsc, ale również przeniesienie się w tak odległe zakątki, chociażby w naszej wyobraźni. Podczas lektury zachęcam do przeczytania tych opisów, a później do zamknięcia oczu, aby ujrzeć to, co widzieliście. Interesujący efekt, zapewniam.

   „Dom nad morzem” mogłabym opisywać i opisywać, jednak w żadnych słowach nie ukazałabym tej świetności i urokliwości powieści. Żeby poczuć, trzeba ją przeczytać, do czego z uporem zachęcam. Powieść autorstwa Santy Montefiore to mieszanka iście magiczna, która na pewien sposób jest inna, oryginalna, ponadczasowa. Z pewnością odnajdzie ona miejsce na półce nie tylko entuzjastów obyczajowych książek. Choć to pierwsza książka tej angielskiej pisarki, jaką miałam okazję przeczytać, coś czuję, że pozostałe również są tak ciepłe i uczuciowe. Jeśli się nie mylę, to znaczy, że na wielkie uznanie zasługuje również jej talent do pisania, co w dzisiejszych czasach jest umiejętnością na wagę złota. 
   Polecam serdecznie!

Autor: Santa Montefiore
Tytuł: Dom nad morzem
Wydawnictwo: Świat książki
Rok wydania: grudzień 2012
Liczba stron: 608

środa, 2 stycznia 2013

"Filary ziemi" - reż. Sergio Mimica-Gezzan

Świat średniowiecza bez cenzury.

   Zazwyczaj to książka przekonuje mnie do tego, bym obejrzała jej ekranizację, rzadko odwrotnie. Tymczasem po raz kolejny miałam okazję obejrzeć, w tym przypadku serial, który zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę. „Filary ziemi”, które powstały na podstawie powieści Kena Folletta, to przygotowana z rozmachem adaptacja, która wciąga i ciekawi od samego początku. Choć rzecz dzieje się w średniowieczu, z pewnością wciągnie nie tylko miłośników minionej historii…

   Anglia XII w. Na tle budowy monumentalnej katedry Kingsbridge rozgrywa się bezkompromisowa walka o władzę, wpływy i chwałę. Losy władców, lordów, duchownych i zwyczajnych ludzi. Wojna domowa, konflikty na tle religijnym, spór o tron - sensacyjno-przygodowa akcja pełna jest intryg, mrocznych tajemnic i zbrodni, aktów nienawiści, miłości i seksu.*

   Obejrzenie „Filarów ziemi” było niebywałą przyjemnością. Po raz kolejny spotkałam swoich ulubionych aktorów (Eddie Redmayne’a oraz Matthew Macfadyen’a), ale również poznałam niebywale porywającą historię, wcześniej stworzoną przez Kena Folletta. Przyznam szczerze, że od dawna intrygował mnie ten serial, jednak do niedawna wciąż się wahałam, czy jednak go obejrzeć. Obawiałam się przede wszystkim zbyt przesadzonych scen, które będą krzyczały, jak bogaty był budżet produkcji, tłamsząc wiarygodny wizerunek średniowiecznych realiów. Tymczasem, dzięki dobrze dobranej obsadzie, dobremu scenariuszowi czy też dobrej reżyserce serial przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.

   „Filary ziemi” to niebywała historia, do której od początku należałoby przyjrzeć się z uwagą, aby dobrze wszystko zrozumieć. Są one bowiem gromadą wielu wątków, które w całości i osobno wyglądają świetnie. Istnieje ich tak dużo, iż należy być pod wrażeniem, że aż tyle udało się zmieścić w czteroodcinkowym serialu. Jeśli zrozumiemy historię, seans będzie jak najbardziej udany, a jeśli dodatkowo znamy powieść Kena Folletta, możemy porównać różnice i podobieństwa.

   Na dodatkowe uznanie zasługuje również odwaga i umiejętność przedstawienia obrazów śmiałych, scen seksu i przejawów nienawiści ludzkiej. Serial nie zawiera cenzury, która w wielu filmach ma swoje miejsce. To również sprawia, obraz jest bardziej wyrazisty i przyziemny, lepiej trafia do widza. Jestem pod wrażeniem przede wszystkich grą aktorów, która w tych sytuacjach pokazywała, jak wiele jest warta.

   W ostatnim czasie widziałam wiele filmów i seriali i szczerze muszę przyznać, że „Filary ziemi” są jedną  z lepszych produkcji, jakie obejrzałam. Wszystkie elementy ze sobą współgrają, tworząc obraz doskonały. Być może czegoś brakowało, jednak ja tego nie dostrzegłam, ale lektura powieści Kena Folletta dopiero przede mną, więc ciężko o tym mówić. Jedno jest jednak pewne: średniowiecze przedstawione w tym serialu wygląda zupełnie inaczej niż w książkach historycznych  – dużo barwniej, wyraźniej i przystępniej. Dla każdego. Nawet dla nie-miłośników minionej epoki. Serdecznie polecam!

Za możliwość poznania serialu dziękuję firmie Best Film:
*opis wydawcy
Reżyseria: Sergio Mimica-Gezzan
Tytuł: Filary ziemi
W rolach głównych: David Barkes-Jones, Matthew MacFadyen, Alison Pill, Eddie Redmayne
Rok produkcji: Kanada/Niemcy 2009
Czas trwania: 409 min (ok. 4x102min)

wtorek, 1 stycznia 2013

Roczne podsumowanie: rok 2012

Witajcie;D
 No i stało się. Mamy 2013 rok. Szczerze przyznam, że ten rok zleciał błyskawicznie, z czego jestem mniej lub bardziej zadowolona. W prywatnym życiu wydarzyło się dość wiele, ale w czytelniczym i blogowym również. Dawno nie wrzucałam podsumowań miesięcznych, jednak w skrócie postaram się przybliżyć bilans ostatniego roku: ile i co udało mi się przeczytać, co najbardziej spodobało mi się w nowościach bądź co ciekawego wydarzyło się w minionym roku:D

Rok 2012:
1. Ilość wszystkich przeczytanych książek w tym roku: 161
2. Suma wszystkich recenzji na blogu: 110 +8 recenzji filmowych
3. Liczba odwiedzin przez cały rok: 23 516
4. Najlepiej ocenione książki wg serii: Heksalogia o Dorze Wilk, Africanus, Delirium, Kwiaciarka,Żelazny cierń, Pretty Little Liars, Trylogia czasu, Nieśmiertelna Betsy, Bractwo Czarnego Sztyletu,
5. Najlepiej wspominani autorzy: Marcel Pagnol, Jodi Picoult, Nicholas Sparks, Jo Nesbø, Alex Kava, Aneta Jadowska, J.R.Ward.
6. Najmilej wspominane nawiązane współprace: wyd. Świat Książki, wyd. Fabryka Słów, wyd. Czarna Owca, Firma BestFilm
7. Liczba zrealizowanych wyzwań: 4
8. Najgorsze tytuły 2012 roku, które spotkałam: "Wszyscy jesteśmy sterowani" P.Olearczyka, "Piosenki dla Pauli" B.Jeans, "Wilczyca i córka ziemi" H.Loevenbruck, "Siła" R.Byrne,
9. Zaskakujące i najlepsze tytuły ubiegłego roku: "Wróżbiarze" L.Bray, Lato w Savannah" B.Hoffman, "Wędrówka przez słońce" C.Addison, "Złodziej dusz" A.Jadowska, "Krąg" M.Strandberg oraz S.Elfgren, "Kamyk" J.Jodełka, "Zwykłe niezwykłe życie" D.Sumińska, "Tam gdzie Ty" Jodi Picoult.

To i tak namiastka tytułów i autorów, jednak nie starczyłoby mi czasu na wymienienie wszystkich. Postarałam się wyróżnić najlepszych z najlepszych:D Wracając jeszcze do podsumowań, przejrzałam statystyki i postanowiłam jeszcze, dla poprawy humoru, dodać najciekawsze hasła, pod którymi inni trafiają na mojego bloga:
1. proszące oczka- zastanawiam się do tej pory, o czyje chodzi:P Bo na pewno nie moje. Jedno z najczęstszych wyszukanych haseł zeszłego roku.
2. animowane dziewczynki - nie wiem, w którym miejscu można je znaleźć na moim blogu, ale spoko:D
3. ucisz mnie - o rany, nie wiedziałam, że i po to ludzie wykorzystują wujka Google:P Bynajmniej żadnych sposobów u mnie nie znajdziecie.
4. przystojni francuzi- z ciekawości sama przejrzałam własnego bloga:D
5. karaibskie szaleństwa - znowu brak powiązania z tematem:P
6. skond wzianc kabure - nie dość błędów, to jeszcze zastanawiający motyw poszukującego:P
7. gdzie mafioso i jego laski - tu go nie ma:D:D

Na koniec chciałabym podziękować wszystkim odwiedzającym mojego bloga. Wiem, że do świetności mu jeszcze brakuje, ale już ten efekt, jaki jest cieszy. W końcu odwiedziliście mnie ponad dwadzieścia tysięcy razy w ciągu roku, co jest mega motywatorem do dalszego blogowania. To miedzy innymi dzięki Wam ten blog działa dalej, Wasze komentarze, miłe słowa na temat recenzji, kóre piszę, są ogromnym wsparciem i dlatego pisanie opinii i czytanie książek jest jeszcze fajniejsze. Dziękuję ślicznie. Również w tym miejscu bardzo dziękuję wszystkim wydawnictwom, z którymi współpracowałam, bądź wsółpracuje, za okazane zaufanie w tak odpowiedzialnej roli. Recenzowanie to dla mnie dzisiaj nie żaden przymus, a ciekawe doświadczenie i przyjemność, dlatego mam nadzieję, że i ten rok będzie obfity w tak pozytywne wrażenia.
Wszystkim Wam, czytelnikom oraz wydawnictwom, pomyślności w Nowym 2013 Roku. Oby książkowych chwil płnych wrażeń było jak najwięcej:D