niedziela, 29 czerwca 2014

"Monument 14. Odcięci od świata" - Emmy Laybourne

Tylko razem przetrwają...

   Ostatnimi czasy rzadko spotykam książki, które potrafiłyby mnie zaskoczyć. Przeważnie pojawiają się dobre, lecz nie do końca dopracowane lektury, a co więcej, ich schematyczność poraża na każdym kroku. Jest jednak tytuł, któremu udało się zrobić pozytywne wrażenie, a jest to książka „Monument 14. Odcięci od świata” Emmy Laybourne. Książka ta łamie stereotyp, że młodzieżowa literatura współcześnie to zwykłe czytadła, gdzie króluje banalność. Ta powieść na pewno do banalnych nie należy – dzieje się dużo, a co więcej, wszystko ma swój głębszy sens. Jest i humor i dramatyzm, trochę romantyzmu, ale przede wszystkim walka o przetrwanie. A także dobry narrator, który opowiada wszystko w „luźny” sposób…

   Potężne tsunami, które przeszło nad jednym z  wybrzeży USA, to tylko początek katastrof, jakie miały miejsce w tym kraju. Wielki grad, burze oraz wyciek broni chemicznej sprawiają, że populacja maleje z godziny na godzinę. Grupa uczniów, którym udało się przetrwać kataklizm, ukrywa się w supermarkecie. Są zdani sami na siebie, przerażeni oraz odcięci od świata. W małym światku dużego sklepu organizują sobie życie, tworząc tym samym maleńki odłam społeczności. Tylko współpracując mogą jakoś przetrwać, jednak nie jest to łatwe, gdy szaleją hormony a młodsi domagają się powrotu do domu…
  
   Ta powieść to zdecydowanie jedna z lepszych tego roku. Zwłaszcza, jeśli chodzi o młodzieżówki. „Monument…” jest bowiem dobrze przemyślaną i ciekawą historią, gdzie i narracja i fabuła są ze sobą zgrane. Ponadto ton wypowiedzi jest dopasowany do czytelnika, dlatego każdy, kto sięgnie po ten tytuł, będzie z niego zadowolony. Autorka stworzyła bowiem obraz, który przemówi do każdego: do młodszych i do starszych. Apokaliptyczna wizja miesza się z wolą przetrwania młodych bohaterów, którzy ukazują różne reakcje na daną sytuację. To napędza mroczną fabułę, która niesamowicie wciąga. Wciąż panujący dramatyzm sytuacji, który dynamicznie rozwija się na każdej stronie, tworzy nam swego rodzaju thriller, obok którego nie można przejść obojętnie.

   Bohaterowie również należą do udanych kreacji, bowiem ich mnogość oraz ciekawe i różnorodne charaktery tworzą po prostu historię wciągającą. Mamy tu do czynienia z postaciami w różnym wieku – od przedszkolnego do licealnego. Tworzą oni grupę, która wspólnie walczy o przetrwanie, będąc zamkniętym w miejscowym supermarkecie. I ta ich walka wygląda nader ciekawie, bowiem mamy do czynienia z burzami hormonów nastolatków, rozpaczą małolatków za rodzicami czy też ogólnie panującym przerażeniem. Totalny chaos. Laybourne pokazała ich z każdej strony, aby obraz stał się bardziej klarowny. I co należy przyznać, wyszło to świetnie. Ich działania pokazują nie tylko walkę, ale również mądrość, a ich finał potrafi przyprawić czytelnika o nie jeden dreszcz.

   Wydawać by się mogło, że ten „Monument…” to taka typowa postapokaliptyczna powieść dla młodzieży, których ostatnimi czasy pojawiło się sporo. Jednak tutaj mamy do czynienia z o wiele bardziej złożoną historią. Prócz oczywiście wydarzeń apokaliptycznych, powieść zawiera wiele innych ciekawych wątków, które tworzą ciekawą całość: walka o przetrwanie, wspólne egzystowanie w grupie, ukryte romanse (broń Boże ckliwe!) czy też zwyczajowe sympatie. Groza sytuacji ujawnia po kolei osobowości każdego bohatera, co daje nam możliwość poznanie wszystkich ze wszystkich stron. Dodajmy do tego niebanalnie skonstruowany humor i sarkastyczny ton narratora, a wyjdzie nam naprawdę nietypowa opowieść.

   Mówiąc wprost, „Monument 14. Odcięci od świata” to zaskakująco dobra historia. Z jednej strony pojawiają się obawy przed banalnością, jaka pojawia się w młodzieżowych fantastykach, ale z drugiej dostajemy coś, czego kompletnie się nie spodziewamy. Autorka pokierowała swoją książką tak, aby trafiała do każdego, kto po nią sięgnie. Mało tego, postarała się o to, aby historia nie okazała się zwykłym postapokaplitycznym wymysłem z młodymi bohaterami w tle, ale dobrze przemyślanym thrillerem, którego nie sposób jest nie przeczytać. Dynamiczna akcja, humor, dobry przekaz narracji to fundament tej książki, a wieńczy ją emocjonujący finał, po którym nie można doczekać się kontynuacji. Dlatego z miejsca polecam każdemu. Na pewno się nie zawiedziecie.
Autor: Emmy Laybourne
Tytuł: Monument 14. Odcięci od świata
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 342

środa, 25 czerwca 2014

"Klub Karmy" Jessica Brody - czyli młodzieżowa akcja 'Jak zaszkodzić swojemu byłemu'. Trailer

Być może znacie Jessicę Brody i jej powieść "52 powody dla których nienawidzę mojego ojca". Ta właśnie pisarka powraca z kolejną młodzieżową opowieścią, której zwiastun przedstawiam poniżej:)

 "Klub Karmy" już od 20 czerwca dostępny w księgarniach. Zachęcam do zakupu!

niedziela, 22 czerwca 2014

"Ars Dragonia" - Joanna Jodełka

Dwa światy, które połączyć się nie mogą...

   Joanna Jodełka to polska autorka, która udowodniła, że potrafi pisać nie tylko w jednym gatunku: począwszy od kryminału, a skończywszy na młodzieżowej fantastyce. Treści jej książek przemawiają do czytelników w każdym wieku, co do tego nie ma wątpliwości. Czy są jednak tak idealne, jak się wydają? Kryminał „Kamyk” z pewnością należy do fantastycznych powieści, jednak „Ars Dragonia” to niestety lekko chaotyczna historia, której wartość została zbytnio przereklamowana. Chociaż niezwykle oryginalna fabuła i świetny język na pewno kreują obrazek idealny, to niezliczona ilość różnorodnych postaci przytłacza, a klęskę wieńczy tylko ciągły przeskok w narracji…

   Szesnastoletni Sebastian przyjeżdża do Poznania na pogrzeb dziadka, który umiera w niewyjaśnionych okolicznościach. Szybko okazuje się, że jego przyjazd nie jest przypadkowy. Komuś wyraźnie zależało, aby chłopak znalazł się w tym miejscu i o tym czasie. Kiedy poznaje tajemniczą Lunę, pojawia się wiele znaków zapytania: kim są ludzie, których spotyka? Czy grozi mu niebezpieczeństwo? I najważniejsze: czym jest organizacja Ars Dragonia?

   Jeśli chodzi o tę autorkę, to z pewnością brałabym każdą jej książkę w ciemno. Uwielbiam jej styl i charakter kreowania fabuły. Jednak w przypadku „Ars Dragonii”, mogę śmiało stwierdzić, poczułam lekki zawód. Nie chodzi być może o coś wielkiego, ale osobiście cenię sobie dokładność w tych dwóch szczegółach. Po pierwsze: bohaterowie. Pojawia się ich naprawdę sporo, co nieco przytłacza. Ponadto w kilku przypadkach pojawiają się oni znienacka, za bardzo nie wiadomo, skąd i tutaj łatwo idzie się pogubić. Jest to książka fantastyczna, dlatego kolejność faktów i postaci warto mieć poukładane w głowie. Tutaj pojawia się lekkie zamieszanie, kiedy w grę wchodzą również ci bohaterowie fantastyczni. Kiedy się zgubimy, szybko tracimy także wątek.

   Po drugie: narracja. Do jej prowadzenia i przekazu nie ma co się przyczepić. Jednak ciągły przeskok z jednego punktu widzenia do drugiego wprowadza tutaj niewielki chaos. W ostatnim czasie często spotykam tego rodzaju zabieg i większości przypadków nie sprawdza się to dobrze. Tutaj dodatkowo nie jest to czytelnikowi na rękę, ponieważ niektóre fragmenty są naprawdę krótkie,  a ciągłe przeskakiwanie lekko miesza mu w głowie. Często naprawdę ciężko się skupić na samej fabule, na tym, co istotne. Dużo czasu zajmuje przyswojenie danego fragmentu, który właśnie czytamy. A że pojawia się tu wiele fantastycznych elementów (żywe postaci na kamienicach), skupienie by się przydało.

   Wróćmy jednak w te dobre strony. „Ars Dragonia” to nie tylko treść, w której się zaczytujemy, ale również ciekawe dodatki, jakie w niej znajdziemy. Prócz szkiców, które pomagają czytelnikowi w zobrazowaniu wielu szczegółów, odnajdziemy w niej ciekawe wstawki, jakimi są wydruki, wzorowane na stare dokumenty. Wygląda to naprawdę efektywnie, poprawia jakość wydania, ale sprzyja również ciekawej lekturze. Nic dodać, nic ująć.

   Chociaż wiele osób zachwyca się tą powieścią, przyszłym czytelnikom radziłabym ostudzić zapał. „Ars Dragonia” to w rzeczy samej lektura na wysokim poziomie, jednak traci nieco na swojej wartości przez dwa istotne elementy – chaotycznej narracji oraz dużej ilości występujących postaci. Te dwa szczegóły nie powinny wadzić innym osobom, jednak warto podkreślić, że te dwa detale psują po prostu odbiór. Po pewnym czasie pojawia się pewien problem ze zrozumieniem, a mimo dobrej i ciekawej akcji wieje nudą i koniec jest mocno wyczekiwany przez odbiorcę. I choć końcówka zwiastuje wiele nowych interesujących przygód, to do kolejnego tomu podejście będzie trudniejsze. Zdecydowanie. Dlatego polecam tylko osobom, które naprawdę czują się mocno zainteresowane. Ostrzegam jednak – fajerwerków nie będzie. Niestety…
Autor: Joanna Jodełka
Tytuł: Ars Dragonia
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 280

"Billie" - Anna Gavalda

Historia jednej znajomości...

   Anna Gavalda to autorka dotąd mi nieznana, dlatego lektura jej kolejnej książki, która niedawno ukazała się na naszym rynku, była czymś tajemniczym. „Billie”, bo o tym tytule mowa, jak się później okazało, jest książką fantastyczną. Autorka w bardzo przyjemny sposób ukazała problemy współczesnych młodych ludzi, używając przy tym prostej opowieści i nietypowego słuchacza. Trudno jednoznacznie określić, czy każdemu przypadnie ona do gustu. Ale jedno jest pewne – z taką lekturą można śmiało podbijać każdy rynek wydawniczy…

   Billie i Franck to młodzi ludzie, którzy borykają się z trudami codzienności. Oboje mają za sobą wiele przejść, ale ich znajomość zmienia w ich życiu praktycznie wszystko. Aktualnie mają po dwadzieścia parę lat, zamieszkują wspólnie, jednak są na świecie rzeczy, które są w stanie ich poróżnić. Jedna wycieczka, jeden incydent i wszystko może się skończyć. Jak ich losy się potoczą?

   Opis tej książki tak naprawdę nie zdradza czytelnikowi, co będzie się działo. I bardzo słusznie, gdyż fabuła okazuje się być mile zaskakująca. Choć spodziewamy się trudnej tematyki, ciężkiej treści, to tak naprawdę dostajemy lekką opowieść, w której dwoje młodych ludzi stawia kroki w dorosłym świecie. Tutaj ten przekaz okazał się być nietypowy. Prócz współczesnych wydarzeń, na początku i na końcu powieści, pojawiają się wspomnienia. Ale nie typowe retrospekcje, gdzie bohaterowie przekazują suche fakty, tylko ciekawa opowieść, w której bohaterka relacjonuje swoją przeszłość… gwiazdce z nieba. Ten element był bardzo przyjemny, zaskakujący i, co trzeba przyznać, bardzo oryginalny. A jeśli chodzi o oryginalność, to w ostatnim czasie coraz rzadziej można go spotkać w literaturze, dlatego warto docenić tę powieść.

   Dodatkowym plusem tej książki jest narracja. Gavalda nie stosuje prostych przekazów, a słowa bohaterów nie należą do typowych. W swojej relacji stosuje często mocno bezpośrednie zwroty czy też ostre wyrazy. Nadaje to opowieściom swego rodzaju charakter, pazur, ale również urzeczywistnia szarą przeszłość i trudy w życiu bohaterów. Tym samym powieść staje się bardziej prawdziwa, taka, mówiąc potocznie, życiowa. Bardzo łatwo się ją przyswaja i równie mocno przeżywa. A co więcej – nie sposób się od niej oderwać, dlatego lektura tego tytułu może okazać się dla czytelnika czymś wyjątkowym…

   „Billie”, mówiąc krótko, to z pewnością powieść warta szerokiej uwagi. Chociaż ma w sobie pewien smutek, pewną melancholię, to jej treść jest mocno wciągającą historią, od której nie sposób się oderwać. Bogactwa nadaje jej z pewnością ciekawa garstka bohaterów, nietypowy acz oryginalny przekaz, czy też namiastka humoru, która przeplata się w dialogach i relacjach postaci. To wszystko buduje nam bardzo oryginalną i wartą uwagi książkę, do której powracać będziemy nie raz. I za każdym razem będziemy odczuwać ją tak samo… Polecam serdecznie!
Autor: Anna Gavalda
Tytuł: Billie
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 232

poniedziałek, 16 czerwca 2014

"Odpoczywaj w pokoju" - Sofie Sarenbrant

Uważaj, gdzie wypoczywasz...

   Sofie Sarenbrant to kolejna autorka kryminałów pochodząca ze Szwecji. Jeśli ktoś na bieżąco śledzi ten rynek, z pewnością dawno stracił rachubę w liczeniu kolejnych pisarzy. Tym razem mamy do czynienia z kobiecym piórem, autorką dwóch dobrych tytułów: „36 tydzień” czy też „Zamiast ciebie”. Styl autorki nie zmienia swego charakteru, jednak stopniowo obniża się wartość fabuły. Jej kolejna książka, niedawno wydana w naszym kraju – „Odpoczywaj w pokoju” – nie jest już tak dobrze skonstruowana jak jej poprzedniczki. Jest lekka, ciekawa i nawet intrygująca (czasem), ale za to niestety do bólu przewidywalna i nieco schematyczna…

   W ośrodku Spa, luksusowym kurorcie, znaleziono nieprzytomną kobietę. Szybko okazuje się, że jest to znana i lubiana aktorka. Kilka godzin później, w tym samym ośrodku, znaleziono ciała dwojga staruszków. Choć wszystko wskazuje na nieszczęśliwe wypadki, szybko okazuje się, że oba te zdarzenia są ze sobą powiązane. Kiedy ginie jeszcze jedna osoba, sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Do sprawy włącza się Emma Sköld, która z miejsca wyczuwa, iż nie będzie to zwykłe śledztwo.

   Ogólnie rzecz biorąc, ten tytuł nie jest zły. Ma w sobie coś mrocznego, coś intrygującego, co przyciąga czytelnika. Ponadto styl autorki pozwala na szybką lekturę i na bezproblemowe zrozumienie fabuły. Sama zagadka kryminalna również nie jest zła, bowiem na początku nie wiadomo, jak się sprawy potoczą. Ale gdzieś po drodze nawalił system i całość się posypała… To, co najbardziej doskwiera, jest łatwość w odgadnięciu tego, kto jest kim, kto czemu zawinił. Ten problem występuje w większości tego typu książek i jest to do wybaczenia, ale w wtedy, gdy pojawia się w to lepszych momentach niż tutaj. Chociaż Sarenbrant próbowała mieszać w wątkach, próbowała zmylić odbiorcę, to niestety ten zabieg raczej się nie udał. A szkoda, bo w połączeniu z całością wyglądałoby to rewelacyjnie.

   Do pozytywnych aspektów tej powieści można śmiało dodać również lekkość, z jaką przekazuje treść autorka. Żaden wątek nie wydaje się być wymuszony, wszystko jest fajnie przemyślane, zgrane ze sobą. Nie ma chaosu, co często się przytrafia, akcja płynie dobrym i zgodnym z treścią tempem. Nie brakuje jej ciekawych bohaterów, dodajmy również, ani charakterystycznego tła. I gdyby nie lekka wpadka przy wyżej wymienionym problemie, pewnie byłaby to kolejna świetna powieść nie tylko w kwestii samej pisarki, ale również w kręgu szwedzkich kryminałów. Zamiast tego „Odpoczywaj w pokoju” wygląda raczej na spokojne opowiadanie kryminalne, które można stosować w naprawdę nudne wieczory.

   Naprawdę szkoda, że ten tytuł okazał się lekkim niewypałem. Autorka bowiem potencjał ma, pisać i konstruować ciekawą fabułę potrafi, ale gdzieś pomiędzy tym przebija się zbyt wysoka chęć do naśladowania swoich kolegów po fachu. „Odpoczywaj w pokoju” to już trzecia powieść tej pisarki i lekko rozczarowuje ten fakt, że po dwóch poprzednich bardzo ciekawych książkach, dostajemy coś, co z miejsca może (choć nie musi) odrzucić. Dla fanów kryminału będzie to pewnie zwyczajna historia, lekka i niewymagająca, ale ze skutkiem rozczarowania. Dlatego jeśli zdecydujecie się na lekturę tego tytułu, nie spodziewajcie się fajerwerków…
Autor: Sofie Sarenbrant
Tytuł: Odpoczywaj w pokoju
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 328

piątek, 13 czerwca 2014

"Monogram" - Joanna Marat

Duet nietuzinkowy...

   Polski kryminał, jaki jest, wszyscy widzą. Czasem ukaże się coś ciekawego, coś dobrego, jednak do kolegów ze Skandynawii wiele im jeszcze brakuje. Ale nie narzekajmy. Wszystko przychodzi w końcu z czasem. Joanna Marat to kolejna pisarka, która podjęła się napisania polskiego kryminału. Z jakim skutkiem? Ciężko powiedzieć. Po lekturze książki „Monogram” czytelnik ma mieszane uczucia. Pytanie, jakie nasuwa się po skończeniu lektury, jest takie, czy to kryminał miał być czy parodia? Z jednej strony mamy do czynienia z ciekawą zagadką kryminalną, z drugiej z ciężkim humorem, gdzie w co drugim wyrazie pojawia się przekleństwo. Czy tak ma wyglądać historia z zabójstwem w tle?

   Nadkomisarz Marek Kos oraz komisarz Ernest Malinowski to dwa skrajne przeciwieństwa. Łączy ich jednak bagaż doświadczeń życiowych, jaki niosą każdego dnia oraz sprawa, do jakiej zostają przydzieleni. Obaj muszą dowiedzieć się, kto był sprawcą brutalnego mordu na pewnej kobiecie. Śledztwo odkrywa różne aspekty, w tym dokonaną zbrodnię z przeszłości oraz tajemnice pewnej kobiety o wielu twarzach…

   Choć fabuła wydaje się być złożona w prosty sposób, wcale taka nie jest. Być może to spora ilość bohaterów, być może przeskok z różnych punktów widzenia, ale tworzy nam to niezły chaos. „Monogram” to pod względem tematycznym powieść ciekawa, pomysł sam wydaje się mocno intrygujący, jednak wykonanie chyba przerosło autorkę. O ile do sprawy kryminalnej nie można się do niczego przyczepić, bowiem ma w sobie charakter, tajemnicę, mroczną zbrodnię oraz intrygujące śledztwo, to już pozostałe elementy pozostawiają wiele do życzenia.

   Do niektórych żartobliwych scen nie można mieć pretensji, ale do większości książki ten ton szpetnie klnących postaci w ogóle nie pasuje. Od początku powieści, co drugi wyraz (przynajmniej w wykonaniu pana nadkomisarza Kosa) to czyste przekleństwo. Wiadomo, w książkach one często się pojawiają, to nie powinno nikomu wadzić. Jednak zastosowanie ich w takiej ilości może przysporzyć czytelnikowi wielki ból głowy. Czy na wyrażenie skrajnych emocji brakuje w języku polskim słów? Najwyraźniej tak, przynajmniej widać to w „Monogramie”. Często użycie tych słów próbowało (zaznaczam: próbowało, bo wcale nie wyszło) rozładować sytuację, przeobrażając daną sytuację w żart. Ale taki żartobliwy ton pozostawiał tylko niesmak, tworząc z komedii czystą parodię.

   Czytając „Monogram” napotkamy mnóstwo bohaterów, którzy choć przez chwilę „zabierają głos”. Relacjonują swój punkt widzenia, etc. Ich ciągłe przeplatanie ze sobą tworzy lekki chaos, czytelnik próbuje nadążyć za tokiem myślenia i postaci i autorki, bo to ona wykreowała swoich osobliwych bohaterów. W ten sposób trochę rozmywa nam się koncepcja, jaką sobie ułożymy w głowie, co daje nam dwie strony tego medalu: albo złościmy się na ciągły przeskok informacji, albo mamy niezłą niespodziankę w finale powieści. Co kto woli…

   No cóż, choć zapowiadało się pięknie, wcale tak nie wyglądało. „Monogram” to książka, która ma potencjał, jednak nie został on dobrze przekazany przez autorkę. Być może szpetny ton, być może zbyt duża gromada kompanów zawiniła. Teraz pozostaje tylko gdybać. Trudno określić go mianem dobrego kryminału, bo choć zagadka wydaje się w porządku, śledztwo samo w sobie również, to pozostała część pozostawia wiele do życzenia. Dlatego dla miłośników ironicznego humoru i bezwzględnego chaosu jest to powieść idealna. 
Autor: Joanna Marat
Tytuł: Monogram
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 328 

czwartek, 12 czerwca 2014

"Głowa anioła" - Hanna Cygler

Wszystko się zmienia...

   Hanna Cygler to pisarka wszechstronna. Potrafi stworzyć powieść romantyczną, sensacyjną czy też z tłem czysto historycznym. I śmiało można powiedzieć, że robi to w sposób niemal idealny. Jednak jak się okazuje, nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Pani Cygler przytrafiło się to przy okazji jej kolejnej książki pt. „Głowa anioła”. Ta historia nie jest zła, ma charakter i mnóstwo zwrotów akcji, jednakże w jej treść wkrada się zbyt wiele ckliwości. Powieść wygląda bardzo dobrze, czyta się szybko i z zaciekawieniem, ale niektóre romantyczne wątki wprost rażą swym cukierkowym wymiarem…

   Julia Sarnowska przyjeżdża do kraju, gdzie przyjęła zlecenie na renowację zabytkowego pałacu. Kiedy wraca do rodzinnej miejscowości, czuje się co najmniej dziwnie. Prócz środowiska, zmienili się również jej bliscy znajomi. Wkrótce odkrywa, że ktoś próbuje pokrzyżować jej plany. Tylko kto? Czyżby była to sprawka jej nowego ukochanego, o którym wiele się mówi? Finał okazuje się całkowitym zaskoczeniem nie tylko dla bohaterki, ale także dla czytelnika, który niczego się nie spodziewa.

   Tak jak sie można było spodziewać, Hanna Cygler po raz kolejny przyszykowała dla swoich czytelników nie lada gratkę. Prócz głównej tematyki fabuły, jaka zostaje nakreślona na początku, dzieje się mnóstwo innych rzeczy. Są one większym bądź mniejszym zaskoczeniem, ale co najważniejsze – dużo się dzieje. „Głowa anioła”, mogłoby się wydawać, to powieść romantyczna, gdzie bohaterka wraca po latach w rodzinne strony i tam przeżywa drugą młodość. No bo wiadomo, miłość i te sprawy. Ale to jedynie przykrywka dla tego, co dzieje się później. Autorka postarała się o to, aby tajemnica nie wyszła na jaw aż do samego końca powieści. Podsuwa fałszywe tropy, myli czytelnika. Można rzec, że zrobiła to niemal tak dobrze, jak najlepsi skandynawscy pisarze kryminałów. Skąd to porównanie? Otóż powieść ta to nie tylko romans. To jedynie powierzchowna warstwa. Fabuła bogata jest w mnóstwo sensacyjnych wątków, które świetnie napędzają akcję. Do samego końca.

   Co niestety mniej może przypaść do gustu, to fakt, iż w przypadku romansu, wszystko się knoci. Choć ten wątek nie dominuje, to niestety psuje lekko charakter całości. Zbyt okazała zażyłość, nieco banalna, nawet jak na obyczajową historię wydaje się zbyt ckliwa. Osobiście nie lubię, kiedy w powieści romans rodzi się z szybkością światła. Tworzy to nieco obraz czysto harlequinowy, gdzie czułe słówka i spotkania kochanków są na poziomie nastolatków, tonących w burzy hormonów. „Głowa anioła” to na szczęście nieco łagodniejsza wersja, nie zmienia to jednak faktu, że ten wątek wyszedł nieco ckliwie.

   Nie jest to jednak powód, aby rezygnować z lektury. „Głowa anioła” to kolejna świetna powieść Hanny Cygler, która po raz kolejny udowadnia, że wie, co robi. Jest to powieść bogata w różnorakie wątki: od sensacji po romans, co powinno usatysfakcjonować wiele osób. Być może fabuła okazała się z lekka przesycona romantyzmem, ale nie zmienia to faktu, iż historia wciąga. I intryguje aż do samego końca. Finał okazuje się naprawdę sporym zaskoczeniem, co dodatkowo przemawia na jej korzyść. Dlatego warto uwzględnić tę powieść w swoich planach czytelniczych. Miła lektura gwarantowana.
Autor: Hanna Cygler
Tytuł: Głowa anioła
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 296

środa, 11 czerwca 2014

"Chłopaki Anansiego" - Neil Gaiman

Rodziny się nie wybiera...

    Moje pierwsze spotkanie z twórczości Neila Gaimana nie należał do udanych. Zbiór opowiadań pt. „Dym i lustra” był zbyt zróżnicowany jak na mój gust. Trochę nudnawy, z lekka niedopracowany. Kolejne lektury tego pana okazały się jednak całkiem niezłym zaskoczeniem. Powieść „Chłopaki Anansiego” to jedna z tych książek, które sprawiły całkiem miłą niespodziankę. Fantastyczna historia z ciekawym wątkiem mitologicznej opowieści i sporą dozą poczucia humoru to, jak się okazuje, recepta na sukces. Fani tegoż właśnie gatunku nie powinni czuć się rozczarowani.

   Gdy umiera ojciec Grubego Charliego, Pan Nancy, który w bardzo oryginalny sposób żył (takowo również zmarł), pozostawia synowi wiele różnych rzeczy w spadku. Nie spodziewał się jednak, że jedną z nich będzie szczupły i przystojny mężczyzna, który stanie na progu jego drzwi. Kim jest? Twierdzi, że jego utraconym bratem. To zdarzenie zmienia życie Grubego Charliego w… koszmar? Być może. Tak różny od niego brat zamierza zmienić wszystko, co dotychczas działo się w jego życiu. I to dosłownie. Z nudnej i szarej egzystencji zostaje wyrwany w aż nazbyt rozrywkowy szał. Bo w końcu jego ojciec był bogiem-oszustem. A on za wszelką cenę chce upodobnić go do pana Nancy’ego…

   Trudno zmieścić się w kilku zdaniach, aby opisać, o czym jest powieść. „Chłopaki Anansiego” to złożona historia, gdzie dzieje się wiele i na różnych płaszczyznach. Przede wszystkim jednak jest to dość obszernie kraszona humorem powieść, gdzie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Ale po pierwsze: postaci. Tutaj autorowi należą się brawa. Dwaj skrajnie różni bohaterowie dominują powieść. Nie w sposób nachalny, skądże znowu. Dwie różne osobowości przełamują każdy wątek i charakteryzują całą historię. W pewnym sensie są oni filarem całej fabuły. I chociaż wiele innych aspektów zasługuje na centralną uwagę, to właśnie ci dwaj bracia wysuwają się na pierwsze miejsce. Dlaczego? Bo właśnie ich życiorysy przewijają się od początku do końca, ich dialogi nieustannie bawią do łez oraz kreują pewnego rodzaju obraz sytuacji. A także są tak oryginalni, że nie sposób ich przeoczyć.

   Druga sprawa: humor i wątek fantastyczny. To dwie cechy, które również są ważne, ale i splatają się ze sobą. Humoru tutaj jest gruntowną cechą, co dodaje powieści dobrego tempa. Zaś wątek fantastyczny po prostu oczarowuje. Autor potraktował magię bardzo szczególnie. Do opowieści o magicznych zdolnościach dodał nieco elementów mitologicznych (opowieści o Anansim – pająku), co dało efekt naprawdę intrygujący. Jest tu tak wiele mieszanek wszelakiej maści, że nie sposób ich wszystkich wymienić. Ale uwierzcie na słowo – naprawdę wygląda to efektywnie. I jakże zabawnie…

   Po ułożeniu wszystkiego w całość powstaje nam powieść niebanalna i nader ciekawa. „Chłopaki Anansiego” taka właśnie jest – oryginalna i mocno intrygująca. Chociaż za piórem tego autora osobiście nie przepadam, to ten tytuł z miejsca przypadł mi do gustu. W tej powieści udowodnił, że potrafi pisać dobrze, z werwą i humorem. I ma naprawdę niezłe pomysły. Oby więcej podobnych historii. Polecam!
Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Chłopaki Anansiego
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 368

wtorek, 10 czerwca 2014

"Bezpiecznie jak w domu" - Simone Van Der Vlugt

Najwięcej wypadków zdarza się w domu...

   Sława niektórych książek zdecydowanie przerasta ich treść. Sukces, jaki zdobywają, nie ma nic wspólnego z dobrą fabułą czy też trafionym pomysłem. Takich powieści pojawia się coraz więcej i niestety wciąż przybywa z każdym kolejnym miesiącem. Jedną z takich książek jest tytuł „Bezpiecznie jak w domu” autorstwa Simone Van Der Vlugt. Chociaż akcji nie można wiele zarzucić, to dramatyzm, jaki tam panuje, jest zdecydowanie przesadzony. Dynamika bardzo dobra, styl również niezły, jednak zbyt rozdmuchane emocje psują cały efekt. Zdecydowanie.

   Lisa wraz z córeczką mieszka w spokojnym z pozoru miejscu. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Do ich domu wkracza intruz, który zmienia ich życie w piekło. W jednej chwili stają się więźniami miejsca, gdzie z definicji powinny być bezpieczne. Czekając na pomoc, która może w ogóle nie nadejść, Lisa musi ratować własne życie i swojej małej córki…

   Pod względem sensacji tej powieści nie można niczego zarzucić. Autorka w bardzo dobrym stylu pokazała całą akcję – od zwykłego życia po koszmar, w jaki się zmienił żywot bohaterek po wtargnięciu intruza. Tutaj wszystko gra dobrze. Jednak podczas lektury wkradają się różnego rodzaju emocje, które w dużej mierze zostały wyolbrzymione. Zmienia to nieco charakter powieści. W wyniku tego niektóre wątki są niezrozumiałe czy też po prostu dziwne. Dramatyzm sytuacji jest tak rozdmuchany, że nie sposób go dobrze wyczuć. Zanika sens, zanika charakter i lektura zmienia się z przyjemnej na męczarnię.

   Przyjrzyjmy się jeszcze plusom, które na szczęście się pojawiły. Tempo – bardzo dobre. Dynamiczne, nie chaotyczne, co w konsekwencji daje płynną lekturę. Bohaterowie – zwykli, jednak tutaj odgrywa to kluczową rolę. Choć końcówka wygląda jak rodem z amerykańskiego horroru (znów wyolbrzymienie), to przez całą książkę wyglądają oni zwyczajnie, nikt nie struga niepotrzebnego bohaterstwa. Na tle całej historii prezentują się przyzwoicie i to chyba największa zaleta tego tytułu.

   Podsumowując, tytuł ten nie należy do zbytnio udanych. Chociaż ma swoje zalety, to skłonność do wyolbrzymiania autorki jest zbyt widoczna na każdej kartce. „Bezpiecznie jak w domu” pod względem akcji wygląda w miarę, bohaterowie również nie zawodzą, ale reszta pozostawia wiele do życzenia. Sensacja sensacją, jednak zbytnio przesadzać nie należy. Dla zagorzałych fanów gatunku z pewnością będzie to zawód. Zdecydowanie polecane dla czytelników, którzy nie szukają skomplikowanej lektury na jeden wieczór…
Autor: Simone Van Der Vlugt
Tytuł: Bezpiecznie jak w domu
Wydawnictwo: Feeria
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 234

sobota, 7 czerwca 2014

Nie samą książką człowiek żyje, czyli czas na gry planszowe! #2

Witajcie,
dziś po raz kolejny mam dla Was gry planszowe, które w ostatnim czasie miałam okazję poznać. Mnóstwo zabawy, mnóstwo śmiechu i przede wszystkim - satysfakcji. To tylko przedsmak tego, co może nas spotkać przy okazji grania. Zapraszam zatem na krótkie sprawozdanie!
Poszukujecie dobrej rozrywki dla całej rodziny? Oto dwie wybrane pozycje, które we wspaniały sposób uświetnią każde nudne popołudnie!

1. Okaż swą siłę i zdobądź najwięcej zamków!


Gra „Rycerze i zamki” to krótka gra planszowa, w której liczy się strategia, aby zdobyć zamek. Mając do dyspozycji rycerzy czy nawet smoki, musimy postarać się zająć akurat wyznaczony cel. Nie ma obaw – to gra również dla najmłodszych, dlatego zadania nie są trudne. A cała rozgrywka to mnóstwo zabawy oraz „kombinowania” – w końcu wygrywa ten, kto okaże się mieć lepszą strategię. Gra nie jest mocno skomplikowana, kilka elementów, z których składa się planszówka, pozwalają na rozegranie krótkich partii, w których gracze starają się podbić jak najwięcej zamków. Oraz, oczywiście, zdobyć jak największą liczbę punktów.
Elementy gry: „Rycerze i zamki” to skromna gra, w której znajdziemy 32 karty z postaciami, 8 kafelków, na których są dane zamków do zdobycia oraz żeton miecza, którym posługuje się najmłodszy gracz lub gracz z najmniejszą liczbą punktów.
Ocena: 5/6. Gra odbywa się bardzo szybko, nie jest mocno skomplikowana, a jej niewielka liczba elementów nie wprowadza chaosu, dlatego jest dobra dla graczy w każdym wieku. Przyjemne dla oka ilustracje zdecydowanie poprawiają komfort rozgrywek. Dostępny jest również przewidywalnie dłuższy wariant gry, co dokłada się do jakości wykonania całej gry planszowej.

2. Przechytrz ducha i bądź szybki jak błyskawica!

Gra „Duuuszki” to zdecydowanie przezabawna gra. Ona również nie należy do skomplikowanych gier, jednak jej prostota uderza w nas fantastyczną siłą. Dostarcza mnóstwo zabawy i śmiechu, bez względu na to, czy grają młodsi czy starsi. „Duuuszki” to gra zręcznościowa i ćwiczenie skojarzeń. Mając do dyspozycji kolorowe karty i pięć przedmiotów, staramy się doprowadzić do wygranej, poprzez zebranie jak największej ilości kart. Jak to zrobić? Ustawiamy drewniany przedmioty na stole, a wraz z nimi karty, które leżą rysunkami do dołu. Jeden gracz odkrywa kartę, a pozostali muszą złapać przedmiot zgodny z rysunkiem bądź wprost przeciwnie. Z własnej rozgrywki musze stwierdzić, iż tak szybka gra stwarza przezabawne sytuacje. Przy dobieraniu przedmiotów do danego obrazka panowało nerwowe chwytanie za cokolwiek, a dopiero później za to, za co trzeba było. Świetna zabawa gwarantowana…
 Elementy gry: Na grę składają się: pięć przedmiotów – biały duszek, zielona butelka, czerwony fotel, niebieska książka, szara mysz oraz 60 kart, które przedstawiają grupę przedmiotów w różnych kolorach.
Ocena: 6/6. Ta gra zdecydowanie potrafi poprawić nastrój oraz zapewnić multum rozrywki. Nie jest skomplikowana i to zdecydowanie jej plus. Na jej korzyść przemawia również fakt, iż jest ona przeznaczona dla każdego, w każdym wieku. Szybkość to cecha, która najlepiej się tutaj przydaje, dlatego można ją również traktować jako swego rodzaju trening. Nic dodać, nic ująć…

wtorek, 3 czerwca 2014

"Smilla w labiryntach śniegu" - Peter Høeg

Kiedy umiera ten, kogo znamy bardzo dobrze...

   Są takie książki, które swoją specyfiką nie pozwalają nam dobrze określić, jak ocenić każdy jej aspekt. Niewątpliwie pojawiają się one raz rzadziej raz częściej, jednak kiedy częstotliwość ich występowania przestaje nas zaskakiwać, pojawiają się pytania, czy literatura idzie w dobrym kierunku. „Smilla w labiryntach śniegu” to zdecydowanie powieść specyficzna – z jednej strony wybitnie napisana, lecz z drugiej – mało wciągająca. Jest w niej pewien urok, potrafi zaintrygować, jednak zbyt wysoce zastosowanie opisów mało istotnych lub po prostu mało interesujących tworzą nam nieco oporną lekturę. I chociaż wątek kryminalny ratuje w pewien sposób sytuację, dokończenie powieści przychodzi z trudem.

   Smilla to kobieta samotnik. Jako rodowita Grenlandka przeprowadza się do Danii, gdzie czuje się obco. Wkrótce jednak poznaje Esajasa, jej współplemieńca, z którym połączy ją niezwykle bliska więź. Ich znajomość zostaje przerwana w brutalny sposób w dzień, kiedy chłopiec ponosi śmierć w wyniku upadku z dachu. Oficjalnie jest to zwyczajny wypadek, jednak Smilla nie uznaje tej prawdy. Znała Esajasa i wie, że sam nie dałby rady skoczyć. Podejrzewa, że został zamordowany, dlatego podejmuje własne śledztwo. Wkrótce poznaje fakty, które doprowadzają ją do zaskakujących wniosków…

   „Smilla w labiryntach śniegu” to dość trudna książka. Z jednej strony mamy do czynienia z ciekawą i intrygującą historią, jednak z drugiej dość opornie idącą fabułą. Nie idzie tutaj o styl autora, gdyż ten tworzy narrację niemal doskonałą, ale o nadmiar treści, który, mówiąc wprost, potrafi zanudzić. Być może ten zabieg, gdzie opisy wielu innych spraw, nie dotyczących głównych wątków, miał za zadanie ubarwić jedynie ten śnieżny i mroczny obraz, ale w efekcie wyszło zupełnie odwrotnie. Lektura w niektórych momentach się mocno przeciąga, na poznanie konkretów musi odczekać sporo czasu, a finał okazuje się mniej ekscytujący, niż można od niego oczekiwać. Stąd właśnie wniosek, że książka to z lekka przerysowana fabuła z dużą dozą zbędnych fragmentów.

   Co do klimatu, nie można jej niczego zarzucić. Chociaż czasem gdzieś zanika w odmętach opisanych treści, to całość w pewien sposób tworzy niezwykle urokliwe tło fabularne. Dzięki niemu postaci są bardziej wyraźne, akcja w dużej mierze nabiera rozpędu, a zagadka staje się nareszcie bardziej ciekawa. Gdyby nie fakt, iż częste zbaczanie z kursu głównej sprawy mocno szarpie uwagą czytelnika, pewnie powieść nabrałaby całkiem innego kształtu. Autor miał dobre intencje, co widać po wielu fragmentach i samym opisie, jednak zbytnio przeforsował jej fabułę, tuszując w ten sposób istotne elementy.

   Trudno jednoznacznie określić jej wartość. Z jednej strony intryguje, z drugiej zaś okazuje się dość mało interesująca. Ma swoje liczne zalety – bogatą narrację, ciekawy wątek kryminalny oraz niecodzienną relację międzyludzką. Jednak w całościowym efekcie brakuje jej werwy oraz iskry, która pozwoliłaby z zainteresowaniem śledzić całą historię do samego końca. „Smilla w labiryntach śniegu” to powieść z pewnością wyjątkowa, jeśli chodzi o treść, jednak pod względem wykonania nie wygląda już tak kolorowo. Dlatego polecam ją tym, którzy naprawdę czują konieczność jej przeczytania. Innych zmuszać nie mam zamiaru…
Autor: Peter Høeg
Tytuł: Smilla w labiryntach śniegu
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 560

poniedziałek, 2 czerwca 2014

"Ciemna liczba" - Arne Dahl

Łudzący obraz nastolatków...

   Arne Dahl to kolejny szwedzki pisarz, który oferuje nam kryminalne zagadki. Jego drużyna A, słynna grupa śledczych, która jest bohaterem jego powieści, dostarcza nam za każdym razem ciekawe widowisko. Nie inaczej jest w przypadku kolejnej części pt. „Ciemna liczba”. Klimat jest, zagadka jest i ciekawe, choć trudne śledztwo – również jest. Dodatkowo niezmienny charakter pisarza dostarcza wielu atrakcji, dlatego lektura urozmaicona jest w różnego rodzaju dobrze rozpisanych wątków. Czegóż więcej chcieć?

   Podczas wycieczki szkolnej ginie nastoletnia Emily. Nauczyciel wraz ze swoimi podopiecznymi rozpoczynają poszukiwania, jednak niczego one nie dają. Sprawa przekazana jest w ręce policji, a dokładniej w ręce drużyny A – jednostki do zadań specjalnych. Szybko okazuje się, że zaginiona nastolatka była specyficzną osobą. I chociaż policja podejrzewa porwanie przez jednego z trzech zamieszkujących okolicę pedofilów, sprawa kończy się zaskakującym finałem…

   To kolejna seria, w której autor wykorzystuje do każdej powieści jednego bohatera (w tym przypadku grupę bohaterów). W wielu przypadkach spotykamy jednak nudną i szarą fabułę, której nie ratuje nawet super wykreowana postać. Arne Dahl, podobnie jak norweski Jo Nesbø i jego niezwykły Harry Hole, brnie do przodu, mając do dyspozycji i bohatera niebanalnego, ale również skłonność do wymyślania świetnej fabuły. Czasem coś po drodze nie wyjdzie, ale w ogólnym rozrachunku wszystko wygląda bardzo dobrze. „Ciemna liczba” to już ósma część przygód drużyny A, co od razu nasuwa pytanie, czy po raz kolejny będzie to wciągająca lektura, czy tym razem przesadnie i nudno? Jednak po skończeniu książki od razu rozmywają się wszelkie obawy i uprzedzenia. Arne Dahl po raz kolejny udowodnił, że jego umiejętności sięgają wysoko. Potrafi nakreślić akcję w sposób prosty, a jednak mocno intrygujący. Operuje słowem po mistrzowsku, ujawniając prawdę kawałek po kawałku, najlepsze zostawiając na sam koniec. Dlatego jego powieści bywają mocno zaskakujące.

   „Ciemna liczba” to zbiorowisko różnych wątków. Głównym z nich jest śledztwo i poszukiwania zaginionej nastolatki. Na kolejnych stronach pojawiają się jednak nowe poszlaki, dlatego rodzą się kolejne i kolejne wątki. W ten sposób gromadzi nam się wiele zagadkowych teorii, sporo tajemniczych wydarzeń, co w konsekwencji tworzy obraz niemal wyjątkowy. Co najlepsze, w trakcie akcji pojawiają się również momenty zaskakujące, dające punkty zwrotne w danej sytuacji. Dlatego ogół fabuły wygląda niemalże wspaniale. Ale… no cóż, ono zawsze się pojawia. W przypadku tej części Dahl nieco zboczył z kursu. Wszystko zmierzało do naprawdę fantastycznej całości, jednak gromada niektórych faktów wprost nie pasowała do panującej akcji. Popsuła cały efekt, z lekka pozostawiając niedosyt i niesmak. Ale to niewielka wada, i choć dostrzegalna, łatwo o niej zapomnieć.

   Nie ma co jednak narzekać ani gdybać, bowiem Arne Dahl po raz kolejny udowodnił, że potrafi kreować fabułę niebanalną. Swoim mistrzowskim językiem stworzył kolejną powieść, w której nie dość, że dzieje się sporo, to jeszcze wszystkie wydarzenia okraszone są aurą tajemnicy. Zagadkowe śledztwo, jakim parają się bohaterowie, czyli słynna drużyna A, potrafi zaintrygować i z miejsca wciągnąć czytelnika. Dla wszystkich miłośników kryminalnych historii oraz fanów skandynawskiej literatury, będzie to nie lada gratka. Dlatego z miejsca polecam każdemu, kto choć trochę czuje się zainteresowany. 
Autor: Arne Dahl
Tytuł: Ciemna liczba
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 440