wtorek, 20 maja 2014

"Drugi brzeg" - Michał Gołkowski

Witajcie ponownie w Zonie!

   Jeśli planujecie wrócić do Zony, nadarzyła się świetna okazja. Mianowicie ukazała się nowa książka Michała Gołkowskiego pt. „Drugi brzeg”, która jest kontynuacją świetnego „Ołowianego świtu”. Co znajdziemy w tej części? Dużo „spacerów”, rozmów sam ze sobą, niewybrednego humoru i oczywiście jakże bogate tereny czarnobylskiej ziemi. Bohater Miszka prowadzi czytelnika na skraje, gdzie dotąd nigdy nie docierał. A napięcie, z jakim opowiada każde zdarzenie, trzyma w napięciu do ostatniego zdania.

   „Drugi brzeg” to dalsza część podróży stalkera Miszki. Czytając powieści Gołkowskiego wędrujemy razem z bohaterem po terenach czarnobylskiego cmentarzyska, gdzie każdego stalkera czeka nie lada wyzwanie. Przetrwanie to jedno, z drugiej strony jednak Miszka przeżywa wiele, powiedzmy, emocjonujących przygód. Są one zobrazowane bardzo szczególnie. To główny bohater relacjonuje nam każdą chwilę, dlatego mamy do czynienia z bezpośrednią akcją. I tu trzeba na chwilę przystanąć, bowiem właśnie ten element świetnie tworzy fantastyczną historię. Narrator traktuje czytelnika bardzo osobliwie, opowiada swoją podróż, swoje działania w bardzo interesujący sposób. Czytanie w tym momencie zamienia się w swego rodzaju słuchowisko, gdzie stalker Miszka opowiada swoje przygody. Dodajmy do tego szczyptę niezawodnego humoru i otrzymamy w rezultacie wyśmienicie opowiedzianą historię.

   Spojrzenie na Zonę nie wydaje się ciekawe, przynajmniej dla osób, które nie interesują się tym tematem. Autor jednak pisze w taki sposób, że zdołałby przekonać najbardziej opornych. Ponadto zapewnia czytelnikowi wiele frajdy z przygód, jakie spotykają bohatera. A jest ich niemało! Wciąż coś się dzieje, raz spokojniej, raz gwałtowniej. Nawet koszmary bohatera są w stanie wywołać emocjonalny dreszcz. A wszystko to zaledwie na niespełna czterystu stronach… Sukces estetyki wieńczy z pewnością galeria szkiców pana Radomskiego, które w dużej mierze ułatwiają zobrazowanie tego i owego. Efekt połączenia treści i rysunku wyszedł interesująco. Co najmniej, rzec można.

   „Drugi brzeg”, mówiąc wprost, to fantastyczna lektura. Często się zdarza, że kontynuacja przygód jednego bohatera nie wychodzi autorom zbyt dobrze, jednak Michał Gołkowski poradził sobie po mistrzowsku. Prawdopodobnie przyłożyła się do tego sama pasja autora, którą idzie wyczuć na każdej stronie jego powieści. Duże zaangażowanie w przygody widać na pierwszy rzut oka, co przekłada się na treść i odbiór tej treści. Do zagorzałych fanów Zony nie należę, jednak dzięki temu autorowi powoli zaczyna się to zmieniać. Dla każdego miłośnika będzie to z pewnością gratka. Dla pozostałych – z pewnością bogata w ciekawą treść lektura. Polecam!
Autor: Michał Gołkowski
Tytuł: Drugi Brzeg
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 389

niedziela, 18 maja 2014

"Wszechświat kontra Alex Woods" - Gavin Extence

Historia niesamowitej przyjaźni...

   Są takie książki, gdzie jeden jedyny element staje się punktem odniesienia do naszej opinii. Często są to bohaterowie, często sama akcja. Jednak czasami to nieistotne części potrafią zaważyć na naszym osądzie. „Wszechświat kontra Alex Woods” to książka, która właśnie posiada pewien element, który pokazuje, jak dobra jest ta historia. Choć fabuła jest bardzo szczególnie stworzona, to jednak narracja odgrywa tutaj fantastyczną rolę. Jest przyjazna, lekka i z dużą dozą poczucia humoru. A to, w dużej mierze, przekłada się na sukces, który oczywiście autor osiągnął znakomicie.

   Alex Woods to zwyczajny młody człowiek. Z pozoru. Już od młodszych lat był na językach innych ludzi, ze względu na fakt, iż został trafiony kawałkiem meteorytu. Od tamtej pory świat staje się dla niego czymś zupełnie nowym. Pewnej deszczowej nocy, kiedy trafia na celnika, który znajduje przy nim marihuanę i prochy zmarłego, a także pokaźną ilość gotówki, staje się oczywiste, że znów będzie o nim głośno. Jednak to przypadkowe spotkanie niejakiego pana Patersona okazuje się punktem zwrotnym w jego młodocianym życiu…

   „Wszechświat kontra Alex Woods” opowiada bardzo ciekawą historię. Jest to swoista relacja dwojga ludzi różnego pokolenia. I to tutaj zawierają się pewnego rodzaju refleksje. Wszystko sprowadza się do jednego, czyli poznania swoich wad, swoich różnic i, o dziwo, wspólnych cech. Bo w dużej mierze ta powieść traktuje o nietypowej przyjaźni młodego człowieka i starszego człowieka. Ta relacja jest nietypowa, ale jakże świetnie ukazana. Ale by poznać szczegóły, należy sięgnąć po tę książkę.

   To, co tak naprawdę urzeka w tej powieści, jak już wspomniałam, jest ta narracja. Swoją historię relacjonuje nam młody chłopak, Alex Woods, który w dowcipny sposób pokazuje czytelnikowi fakty, jakie miały miejsce w jego życiu. To tak naprawdę buduje charakter tej powieści. Obyczajowa historia młodego człowieka, powiedzmy sobie szczerze, niewielu by pochłonęła. Dlatego autor wykorzystał oryginalny humor, który towarzyszy praktycznie każdej stronie tej książki. „Wszechświat kontra Alex Woods” przedstawia dlatego prawdziwość życia, a wątki w niej zawarte z pewnością dają do myślenia. Mamy tu zatem do czynienia z niebanalną historią, z lekkim piórem, dobrym humorem oraz ciekawą refleksją.

   Ogromne brawa należą się dla autora tej powieści. Niewielu pisarzom udaje się za pierwszym razem stworzyć coś, co pokochają miliony czytelników na całym świecie. Czytając ten tytuł wielu z pewnością odniesie wrażenie, iż ta powieść nie jest dziełem debiutanta. Pióro, jakim posługuje się Gavin Extance, jest nad wyraz dobrze rozwinięte. Bardzo dobrze operuje słowem, potrafi wtrącić dowcip w miejscu, gdzie nie zepsuje on charakteru wypowiedzi, ale także kreuje pewnego rodzaju klimat. Nic dodać nic ująć. Pozostaje nam jedynie czekać na kolejne książki tegoż autora.

   Mówiąc wprost, powieść ta nie zna granic dobrego smaku. „Wszechświat kontra Alex Woods” to historia obyczajowa, jakiej do tej pory nie czytaliście. Autor fenomenalnie poradził sobie z przedstawieniem zwykłego świata w niezwykły sposób. Doskonała narracja i ciekawe postaci to tylko przedsmak tego, czego można doświadczyć w tej lekturze. Ta książka to dowód, że w oryginalny sposób można napisać historię pełną życiowych rozterek. I nie tylko. Serdecznie, wręcz gorąco polecam!
Autor: Gavin Extence
Tytuł: Wszechświat kontra Alex Woods
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 424

wtorek, 13 maja 2014

"Obłęd" - Erik Axl Sund

Drugie oblicze jednej kobiety...

   Szwedzkie kryminały od wielu lat utrzymują się na szczycie tego gatunku. Co rusz powstają też nowe, jednak w wielu przypadkach rzadko odkrywamy tak zwane perełki. Ostatnio jednak możemy mówić o powodzeniu ze względu na fakt, iż na rynku pojawił się „Obłęd”. Ta powieść to historia autorstwa, uwaga – duetu pisarzy ukrytych pod pseudonimem Erik Axl Sund: Jerkera Erikssona oraz Håkana Axlandra Sunquista. Czymże wyróżnia się ta książka spośród dotychczas napisanych? Z pewnością pomysłem i świetnym wykonaniem powieści, w której nic nie jest takim, jakie się wydaje. W wielu kryminałach romans zwycięża, co zabija wszelakiego rodzaju wątki zbrodni, tutaj jednak wszystko utrzymane jest w fantastycznym klimacie. A to nie jedyna zaleta, o czym przekonacie się za chwilę…

   Sztokholmska policja znajduje zwłoki kilku chłopców. Wszystko wskazuje na to, że w mieście grasuje seryjny morderca, który w sposób okrutny okalecza swoje młode ofiary: ciężko pobija, odurza, kaleczy, a nawet wyrywa włosy. Sprawą zajmuje się komisarz policji Jeanette Kihlberg, która pragnie wykazać się swoimi umiejętnościami. Nie jest to jednak proste, kiedy dowody w sprawie są nikłe i nijak idzie złapać mordercę. Z czasem okazuje się, że sprawa w dużej mierze ma wymiar psychologiczny i nikt, kogo znamy, nie jest godny zaufania…

   „Obłęd” to z pewnością powieść znakomicie napisana. Wszystkie umieszczone w nim wątki są dopracowane, mroczne, tajemnicze i łączą się ze sobą spójnie. Co więcej, autorzy, zamykając wiele z nich, pozostawili sobie tak zwaną „otwartą furtkę”, czyli mogą śmiało kontynuować historię. Na co oczywiście oczekujemy. Po drugie – klimat. W wielu kryminałach akcja dzieje się w dobrym tempie, jednak brakuje tego mrocznego klimatu, który nadawałby całej historii nuty realności. Tutaj mamy do czynienia z niezwykle stworzoną aurą: jest sporo tajemnic, sporo niewyjaśnionych zagadek, które nijak idzie rozwiązać samemu. Autorzy do końca nie zdradzają celu powieści, dlatego lektura do ostatniej strony jest niezwykle ekscytująca. Nie brakuje również dreszczowych chwil, mocnych sytuacji i drastycznych opisów. A to wszystko naprawdę niebanalnie tworzy historię bardzo dobrą.

   W dużej mierze ta powieść to twór psychologiczny. Jedna z głównych postaci, która będzie się przewijać przez całą trylogię, została wykreowana w taki sposób, aby stworzyć czytelnikowi dodatkowy obraz. Wspaniale zrobiona analiza psychologiczna pozwala nam na poznanie bardzo charakterystycznej postaci. Poza tym nie zostało to wszystko rozpisane wprost, dlatego mile zaskakuje, kiedy dochodzimy do finału powieści. I jest to jeden z wielu elementów, które zaskakują.

   „Obłęd” to z pewnością powieść wyjątkowa. Dwóch utalentowanych autorów stworzyło historię, która podbije niejedno czytelnicze serce. Ten szwedzki kryminał, ta mroczna historia, to, można śmiało rzec, jedna z lepszych powieści, jakie dotąd powstały. Choć zawiera typowe dla tego gatunku elementy, to pomysł i sam sposób wykonania niezaprzeczalnie stawiają ją w szeregu czołowych książek. Dawno nie mieliśmy okazji poznać historii, która w hipnotyczny wręcz sposób zafascynuje odbiorcę. I nie ma w tym ni krzty przesady. Zalecam więc szybkie zapoznanie się z lekturą wyżej wymienioną. Czeka Was bowiem obłędnie fantastyczna lektura. Gorąco polecam!
Autor: Erik Axl Sund
Tytuł: Obłęd
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 388

niedziela, 11 maja 2014

"Magia krwi" - Tessa Gratton

Tajemnica magicznej krwi...

   Młodzieżowych lektur nie brak na naszym rynku. Zwłaszcza, jeśli chodzi o paranormal romance – tych można znaleźć dziś na pęczki. Rzadko jednak trafimy na dobrą powieść – większość to schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Nie inaczej jest z tytułem „Magia krwi” autorstwa Tessy Gratton, która nie dość dawno trafiła do naszego kraju. Zdania na jej temat są podzielone: jednym się podoba, innych zaś porządnie zawiodła. Co takiego sprawia, że ta książka dzieli opinie czytelników? O tym w poniższej recenzji…

   Silla po śmierci swojego ojca znajduje tajemniczą książkę z zaklęciami. Wkrótce odkrywa, że w jej żyłach płynie magiczna krew. Poznaje również Nicka, z którym połączy ją silne uczucie. Kiedy razem z młodych chłopakiem i swoim bratem Silla zgłębia tajniki magii, pojawiają się problemy – ktoś „odwiedził” grób ich rodziców i narysował na nich magiczne runy. Okazuje się, że muszą poradzić sobie nie tylko z magią, ale również tajemniczym przeciwnikiem…

   Z początku ta książka wydaje się ciekawa. Choć może nie zapowiada fajerwerków, to dobrej historii można po niej oczekiwać. Niestety na oczekiwaniach się kończy. „Magia krwi” to powieść, która swoją banalnością załatwia sobie opinie już po pierwszych rozdziałach. Mowa tu nie tylko o postaciach i zarysie fabuły, ale także o opisach, które autorka zastosowała do rozpisania emocji i działań. Poza tym powieść dopada typowa schematyczność dla tego gatunku. I nic już nie jest w stanie przemówić na jej korzyść, niestety. Może posłużę się przykładem, gdzie widać wyraźną banalność opisu. Być może to wina treści, być może tłumaczenia, ale logika niektórych zdań powalała na kolana. Przykład: bohaterka trzyma w ręce królika. Ręka się jej zmęczyła, więc przełożyła go do drugiej. A jak barwnie to opisane! Szkoda miejsca i czasu na przytaczanie podobnych „kwiatków”, ale uwierzcie – takich „barwnych” opisów znajdziecie tu nie raz.

   Po drugie – romans. Wszystko idzie zrozumieć, bowiem to w końcu paranormal romance, jednak w każdej książce odbywa się to tak samo. Dwoje młodych bohaterów się nie zna, nagle się poznaje i po chwili są już wielką miłością. Wybuch namiętności między postaciami „Magii krwi” jest tak gwałtowna, aż przytłaczająca. Jak to u nastolatków bywa, hormony buzują, jednak autorkę wyraźnie ponosi w opisach ich namiętnych pocałunków. A o myślach bohaterów już nie wspomnę. Brakuje tutaj subtelności, dystansu i przede wszystkim realności. I jeszcze wielu drobniejszych elementów, ale można by tu wymieniać w nieskończoność…

   Zwykle nie czytuję tego typu lektur, ale jeśli jednak, to tylko po to, aby przekonać się, czy może się coś zmieniło (na lepsze oczywiście) i tylko wtedy, gdy naprawdę mnie coś zainteresuje. „Magia krwi” z początku wydawała się obiecującą lekturą, zwłaszcza, że polecało mi go trzy cenne mi osoby. W praktyce rozegrało się to jednak inaczej. Tessa Gratton nie wykazała się żadną nowością i powalającą techniką. Jedyne, co jej się udało to to, iż stworzyła powieść tak banalną, że aż momentami śmieszną. Jeśli chcecie poczytać o magii, sięgnijcie po „Harrego Pottera”. Romanse? Walnijcie sobie czasem harlequina, wyjdzie zdrowiej. Ten tytuł pozostawiam do osobistej decyzji. Tak będzie najlepiej.
Autor: Tessa Gratton
Tytuł: Magia krwi
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 387

środa, 7 maja 2014

"Umarli nie kłamią" - J.T. Ellison

Uważaj na swojego przyjaciela...

   Pora na powieść, której przewrotny tytuł bardzo wiele obiecuje. „Umarli nie kłamią” autorstwa J.T. Ellison to książka z gatunku thrillera i akcji. Mroczna okładka, ciekawy opis zwiastują bardzo wiele uciechy. Czy rzeczywiście tak właśnie jest? Po lekturze tejże powieści okazuje się, że wszelakie oczekiwania są jak najbardziej na miejscu. Historia toczy się w dobrym tempie, panuje aura tajemniczości a co więcej – schematyczność, która przejawia się w tego typu książkach, choć się zdarzyła, to nie rzuca się czytelnikowi w oczy. Pomimo kilku maleńkich minusów, można stwierdzić, że powieść udała się znakomicie.

   Detektyw Taylor Jackson wraca do zdrowia po ciężkim postrzale. Kiedy odzyskuje siły, spędzając czas u swojego znajomego w Szkocji, wpada na trop w sprawie, która budzi wiele wątpliwości. Czy żona jej przyjaciela naprawdę zginęła w wypadku? Kiedy kobieta próbuje dowiedzieć się prawdy, okazuje się, że i ona również staje celem dla „ukrytego” zabójcy. Z dala od cywilizacji, w wielkim i bogatym zamku, jest zdana tylko na siebie…

   Pierwszą zaletą tej książki jest to, że szybko i płynnie się ją czyta. Historia została nakreślona w bardzo ekspresywny sposób – nie sposób się od niej oderwać. Ciągle się coś dzieje, wciąż nadane tempo akcji nie zwalnia, dlatego z większym zaangażowaniem czyta się każdą stronę. Ponadto fabuła wciąż jest zagadkowa, nie wiadomo, kto jest kim, pozostają nam jedynie czytelnicze spekulacje. I to jest w tym najlepsze: coś wiemy, ale finał okazuje się zaskakujący. „Umarli nie kłamią”, choć jej narracja i ogólnie cała fabuła jest prosta, bez zbędnych szczegółów, to z pewnością należy do powieści bardzo dobrych.

   Jednak, jak w to amerykańskich historiach bywa, wszystko co idealne, wcale takie nie jest. Występuję również nadmierna skłonność do przesady. W tej powieści mamy do czynienia w pewnym sensie z niedopracowaniem detali. W drugiej połowie książki akcja przenosi się do Szkocji, do bardzo klimatycznego krajobrazu. Miałam ogromną nadzieję, że malownicze obrazy pojawią się i tutaj, jednak autorka popełniła spory błąd. Otóż skupiła się na samym zamku, który okazał się bogatszy niż wszystkie królestwa razem wzięte. Przepych tego miejsca był tak przytłaczający, ideał tego miejsca tak porażający, że w pewnym stopniu stłamsił całą akcję. Na szczęście aura mrocznej tajemnicy zdołała wyprzedzić całe to bogactwo, dlatego finał powieści okazał się dobrym zaskoczeniem. A było blisko, naprawdę blisko, aby wszystko skończyło się klapą…

   Lekkość pióra i dobra konstrukcja na szczęście wygrały. „Umarli nie kłamią” to powieść mocno wciągająca, gdzie akcja trzyma w napięciu do samego końca. Choć te wspomniane przesady do niektórych elementów ujawniły się kilkakrotnie, to w ogólnym rozrachunku wyszło to książce na korzyść. Nie brakuje jej wątków, tajemnic, zagadkowych postaci czy też dobrych miejsc akcji. Niektóre elementy zostały niedopracowane do samego końca, jednak są to detale, ledwo zauważalne. Dlatego warto zapoznać się z tą powieścią. Historia jest ciekawa, a wykonanie bardzo dobre. Nic dodać, nic ująć. Polecam!
Autor: J.T.Ellison
Tytuł: Umarli nie kłamią
Wydawnictwo: Mira/Harlequin
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 397

poniedziałek, 5 maja 2014

"Tajemnica Filomeny" - Martin Sixsmith

Tajemnica, która przetrwała lata...

   O pewnych książkach, nie ważne, jakie zrobiły na nas wrażenie, ciężko jest pisać. Na niektóre historie brak słów, które opiszą nasze odczucia co do lektury. Dlaczego o tym wspominam? Otóż właśnie zabieram się do recenzji tytułu, który jest dramatyczną historią. Co więcej – wydarzyła się naprawdę. Jej czytanie w pewien sposób zmienia nasze postrzeganie pewnych spraw, które na pierwszy rzut oka wydają się nam znajome. Dam Wam słowo, że po przeczytaniu TEJ książki wiele się zmieni. Co to za tytuł? „Tajemnica Filomeny” autorstwa Martina Sixsmith. Z pewnością coś Wam mówi ten tytuł. Teraz o nim opowiem trochę ja…

   W Irlandii w roku 1952 nastoletnia Filomena Lee zachodzi w ciążę i rodzi zdrowego synka. Ze względu na status „upadłej kobiety” ląduje w zakonie, gdzie siostry „opiekują” się nią i jej dzieckiem. Wkrótce okazuje się, że nie wszystko jest tak, jak należy. Kiedy Filomena ciężko pracuje, aby odkupić swoje winy, jej synek Anthony zostaje „sprzedany” do adopcji amerykańskiej rodzinie. Młoda matka zmuszona jest podpisać dokumenty, gdzie zrzeka się praw do własnego dziecka. Po pięćdziesięciu latach kobieta przerywa milczenie i wyznaje, że kiedyś była matką, której brutalnie odebrano miłość w postaci dziecka. Wraz z dziennikarzem, który zainteresowany jest historią Filomeny, wyrusza na poszukiwania zagubionego syna. Kiedy wpadają na trop Michael’a, dawnego Anthony’ego, na poznanie jego osoby jest już za późno…

   Historia ta nie tylko porusza, ale również niektórych może zszokować. Prawda, jaka wychodzi na światło dzienne za sprawą tej opowieści, jest wręcz trudna do pojęcia. Zadajmy sobie pytanie: jak tak można? Dlaczego? Po co? Pytań rodzi się wiele, nam zostaje tylko słuchać opowiadań starszej Filomeny. Już na pierwszy rzut oka widać, że lektura tego tytułu z pewnością do radosnych nie należy. Jednakże nie należy się zrażać dramatem, jaki rozsiewa ta książka. Autor w bardzo ciekawy sposób przekazał nam całą historię. Być może w dużym stopniu przymierzył się do tego styl, jakim się posługuje, gdyż umiejętnie przedstawił wszystkie fakty. Ubrał we własne słowa to, co usłyszał, a co za tym idzie – poznanie coraz to nowszych aspektów z życia Filomeny i jej syna przychodzi z ogromną łatwością. Troszkę się to gryzie, prawda? Z jednej strony panuje powaga sytuacji, z drugiej bardzo ciekawie i wciągająco zostało to napisane. Nie ma co jednak narzekać, bowiem tym samym zachęci więcej osób do lektury.

   Ta książka to bogactwo wszelakich emocji. Mamy opisane lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, gdzie brutalnie traktowano młode matki, odbierając im dzieci i sprzedając je do adopcji. Powstaje zatem mroczna aura dramatyzmu sytuacji. Przewijają się przez nie silne uczucia matki do dziecka, które nie giną przez stracone lata oraz radości ze wspólnych (choć krótkich) chwil. Filomena jawi się jako postać niezłamana, wciąż pragnąca odszukać własnego syna. Jednak udaje się to dopiero po 50 latach. Dlaczego? Właśnie ta historia ujawnia, jak działał i działa system, który odebrał jej dziecko. I mowa tu nie tylko o polityce, ale również o katolicyzmie, siostrach zakonnych, które ze swojej strony powinny nieść pomoc, prawda? To właśnie książka, która ujawnia wiele rzeczy. Nawet takich, które wielu zaszokują.

   „Tajemnica Filomeny” to powieść, którą warto poznać. Dramatyzm tej historii wcale nie jest tak rażący, jak się może wydawać. Wiadomo, że ciężkie wspomnienia bolą, przygnębiają, jednakże w tej historii odnajdziemy również momenty radosne (np. dobre wychowanie syna Filomeny, który wyrósł na porządnego człowieka). Do książki załączone są również zdjęcia małego Anthony’ego i Filomeny, jako fundament ich przeszłości, zatem poznanie ich staje się rzeczą łatwiejszą i bardziej osobistą. Martin Sixsmith zadbał o dobry przekaz. I warto to docenić. Serdecznie polecam. 

Recenzja napisana dla portalu nakanapie.pl:
Autor: Martinn Sixsmith
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014 (II) 
Liczba stron: 504