wtorek, 30 czerwca 2015

"Pandemia" - Jana Wagner

Ucieczka przed śmiercią...

   „Pandemia” - czytając sam tytuł przechodzą nas ciarki. I słusznie. Powieść Jany Wagner, utalentowanej rosyjskiej pisarki, to gatunek mieszany – nieco thrillera i postapokalipsy. W dodatku świetnie skonstruowanej. Historia tutaj zawarta to istny rarytas dla fanów gatunków – jest w niej wszystko, co najbardziej w nich kochamy: spora dawka mrożących krew w żyłach emocji, chaos, czarny scenariusz jutra, duża ilość niewiadomych… Żadnej przypadkowej sielanki, ciągła walka, niepewny koniec. I można by tak wymieniać bez końca, ale warto podsumować ją krótko: to naprawdę dobra powieść, od której nie sposób się oderwać. Nawet podczas apokalipsy…

   Wybuch nieznanej dotąd choroby nie daje nadziei na przyszłość – nie istnieje żadna szczepionka, nie zwalczają ją żadne leki…Społeczeństwo popada w ruinę, ludzie w panice próbują ratować siebie i swoje rodziny. Tylko na siebie mogą teraz liczyć… Jedną z uciekinierek przed zarazą jest Anna, która wraz z rodziną wyrusza w daleką drogę w nadziei, że uda im się ocaleć. Nic nie jest proste, kiedy brakuje wszystkiego – żywności, paliwa, ciepła. W dodatku choroba szerzy się w zastraszającym tempie, ciągle stawiając podróżnym przeszkody. Dodatkowym obciążeniem dla Anny jest konflikt z byłą żoną Sieroży, jej partnera, która również dołączyła do uciekinierów. Kobieta musi poradzić sobie nie tylko ze strachem, ale również zazdrością…

   Z pewnością to jeden z tych tytułów, o których myślimy: „wow, to było coś!”. Jana Wagner stworzyła niebywale doskonałą historię, w której na każdym kroku coś nas elektryzuje. Postapokaliptyczne historie bywają naprawdę intrygujące, jednak „Pandemia” to istna bomba niespodzianek i ponurej fabuły, która sprawia, że mamy gęsią skórkę za każdym razem, kiedy coś się dzieje. A dzieje się, oj dzieje! Od samego początku autorka funduje nam niezłą jazdę – wybuch epidemii nieznanej dotąd choroby, chaos, panika, zamykanie granic, próba ratunku bliskich… Z tych oto momentów tworzą się kolejne: planowanie ucieczki, podróż do odległego miejsca, napotykane wciąż przeszkody, konflikty międzyludzkie. Przez całą powieść ciągle coś się dzieje, nie ma miejsca na krótkie przystanki, a jeśli już, to po chwili znów akcja dostaje rozpędu. Książka dzięki temu jest niebywale dynamiczna i wciągająca. Taka, jaka powinna być.

   „Pandemia” to również powieść drogi, bowiem większość akcji stanowi ucieczka głównych bohaterów. Ich podróż staje się tematem numer jeden, czytelnik śledzi każdy ich krok z ogromną ciekawością, bowiem autorka zafundowała mu iście bogaty zestaw problemów i przeszkód, jakie napotykają bohaterowie. Nie ma zmiłuj, wciąż pojawiają się jak grzyby po deszczu; mnogość okrucieństwa i czarnych scenariuszy może być lekko przytłaczający, jednak nie tutaj. Wagner stworzyła ten obraz po mistrzowsku, kreując go niebywale realnie. Między fikcją a rzeczywistością widnieje naprawdę cienka linia, dlatego powieść wydaje się być bardziej prawdziwa z każdym kolejnym wątkiem. Czyta się ją jak naprawdę świetny dreszczowiec, wizje, jaki budzi w głowie czytelnika, są mroczne i niepokojące, a jednak tak intrygujące, że pragnie więcej. I jeszcze więcej i więcej tak dobrych lektur.

   Istotnym faktem jest również to, że autorka nie koloryzowała, nie dodawała żadnych udziwnień, które z pewnością zepsułyby efekt. Przez całą powieść trzyma się szarej wizji, która ma na celu wywołać w czytelniku emocje. Najróżniejsze emocje. Ponadto zaserwowała ciekawy koniec, który pozostawia nam pole do własnej interpretacji: czy na pewno im się uda? co będzie dalej? jak potoczą się ich losy? co z chorobą? ale że to już koniec? Niby tak, a jednak czujemy lekki niedosyt pomieszany dla kontrastu ze satysfakcją. Dawno nie czułam czegoś takiego po skończeniu lektury…

   Nie ma co do tego wątpliwości - „Pandemia” to fantastyczna opowieść, w której próżno szukać wad. Wciąga, hipnotyzuje, wstrząsa do głębi. Pokazuje to, co może stać się kiedyś – chociaż mamy świadomość, że to fikcja, czujemy jej prawdziwość. Autorka opowiedziała tę historię w sposób mistrzowski – od początku zaintrygowała i do samego końca trzymała w napięciu. Mam tylko nadzieję, że w przyszłości nikt nie wpadnie na to, aby ją zekranizować. Niektóre książki zasługują bowiem na to, aby pozostać w takim stanie, jakim stworzył je ich autor. Czy polecam? Oczywiście. Całym sercem.
Autor: Jana Wagner
Tytuł: Pandemia
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 433

poniedziałek, 29 czerwca 2015

"Broadchurch" - Erin Kelly

Niewybaczalna zbrodnia...

   „Broadchurch” - tytuł, który staje się coraz bardziej znany. Na początku dzięki świetnemu brytyjskiemu serialowi, dziś również jako książka. Dokładnie w tej kolejności. Jak to jest stworzyć historię na bazie obrazu? Erin Kelly postanowiła wykorzystać swoją szansę i przeniosła zbrodnię na papier. Czy ta sztuka jej się udała? Trudno powiedzieć. Z pewnością jest to kawałek wciągającego kryminału, który widzowie poznali wcześniej na ekranie. Z drugiej zaś strony, czytając papierową wersję „Broadchurch”, mamy wrażenie, jakby historia była pozbawiona wielu elementów – zaskoczenia, napięcia, nastroju, czy nawet emocji. Autorka być może miała dobre zamiary, ale czy napisanie tej książki nie było jedynie wykorzystaniem popularności tytułu? Po skończeniu lektury wnioski mogą nasunąć się same…

   Broadchurch – małe, nadmorskie miasteczko, w którym mieszkańcy wiodą spokojne życie. Ład i porządek niszczy niespodziewana zbrodnia – ktoś zamordowała zaledwie 11-letniego Danny'ego Latimera i porzucił jego ciało nad brzegiem morza. Sprawę prowadzą miejscowa sierżant Ellie Miller oraz Alec Hardy, który okryty złą sławą sprawy Sandbrook przybywa do Broadchurch. Śledztwo staje się skomplikowane; według Hardy'ego każdy może być odpowiedzialny za zbrodnię, Miller zaś nie potrafi podejść do sprawy mniej emocjonalnie – w końcu osobiście znała rodzinę Latimerów, a Danny był przyjacielem jej syna. Jedno jest jednak pewne – sekrety mieszkańców wyjdą na jaw, a miasteczko nigdy więcej nie będzie takie samo…

   Zazwyczaj stosuję zasadę: najpierw książka, potem film. W tym przypadku wszystko wyszło na opak – sięgając po „Broadchurch” miałam za sobą dwa sezony serialu. Moja ciekawość jednak była tak ogromna, że mimo znajomości fabuły, postanowiłam sięgnąć po książkę. W końcu wielu przekonywało, że jest jeszcze lepsza i bardziej zaskakująca niż jej serialowy odpowiednik. Przeczytałam. I muszę powiedzieć, że strasznie się rozczarowałam. Pomijam fakt, że od początku wiedziałam, „kto zabił”, ale nie sądziłam, że otrzymam coś tak… prostego. Czyta się fajnie i szybko, co świadczy o umiejętności autorki do pisania, jednak zabrakło większych emocji, większego napięcia, czegoś, co sprawiłoby, że serialowy obraz poszedłby w niepamięć. Fabuła książkowego „Broadchurch” to jedynie zlepek „suchych faktów”, jakby Kelly kopiowała tekst scenariusza na zasadzie dodania kilku czasowników i przymiotników, by połączyć wszystko w całość. Często można odczuć wrażenie, jakoby pewne sceny urywały się nagle, autorka przechodziła od jednej sprawy do drugiej znienacka, porzucając rozpoczęte wywody. Zabrakło mi w tych momentach głębszych emocji, które pozwoliłyby na lepsze wczucie się w sytuację.

   Oglądając serial, każdy wątek wydaje nam się ciekawy. Producenci stworzyli fajny klimat, pokazując spokojne miasteczko, którego ład burzy niespodziewana zbrodnia. Prócz dobrze zgranej obsady, która uwydatniła głębokość ludzkich emocji, mamy przed oczami barwne krajobrazy, ciekawe ujęcia, które polepszają klimat. I to jest to, czego tej książce brakuje. Nie mówię, że autorka powinna połowę opisów przeznaczyć przyrodzie – absolutnie! Chodzi mi jednak o to, że to, co buduje dobre imię serialowi, na pewno nie zbuduje książce. To, co udało się pokazać, nie zawsze uda się opisać w fabule. Bo chociaż Erin Kelly potrafi pisać, potrafi stworzyć wciągającą lekturę, to jednak zabrakło jej umiejętności, by oddać świetność tej historii. Fan kryminału z pewnością odczuje braki, bez względu na to, czy widział serial czy też nie. Bo niestety „Broadchurch”, ta książkowa wersja, to historia zwyczajna jakich wiele…

   Miałam nadzieję, że odnajdę w tym tytule to „coś”, tak jak znalazłam w serialu. Jednak nie udało się i strasznie czuję się zawiedziona. „Broadchurch” to taka prosta historia, w której dzieje się akcja bez zbędnych udziwnień, bez żadnych rozmyślań i spekulacji. Suche fakty, mówiąc w skrócie. Bo co to za historia, w której praktycznie nic się nie dzieje? A dziać się powinno, w końcu to kryminał – pytania „kto zabił?” i „dlaczego?” powinny wisieć w powietrzu przez cały czas. Dlatego z pewnością nie jest to dobra pozycja dla tych, którzy widzieli serial – pozbawiona zaskoczeń historia doprowadzi ich do tych samych wniosków.
Mimo wszystko jednak nie warto jej od razu skreślać. Czyta się płynnie, szybko, można się wciągnąć. A jeśli zaczynamy naszą przygodę z kryminałem – też można przeczytać. Zdecydowanie polecam ją takim osobom – mało skomplikowana, ciekawa, być może i zaskakująca. Na dobry start z kryminalną lekturą w sam raz.

Autor: Erin Kelly
Tytuł: Broadchurch
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 430