wtorek, 3 maja 2016

"Druga runda" - Caren Lissner

Warto dać sobie drugą szansę.

   Stracić bliską osobę w najmniej oczekiwanym momencie to jedno. Ale jak poradzić sobie później? Czy żałoba ma trwać wiecznie? Jak zrobić krok do przodu, by znów żyć jak dawniej? Czy w ogóle jest to możliwe? Caren Lissner w swej książce porusza bardzo ważną kwestię: czy jesteśmy w stanie przetrwać utratę bliskiej osoby? Na przykładzie młodej Gert, która przedwcześnie została wdową, ukazuje losy młodej kobiety, próbującej pozbierać się po stracie ukochanego męża. Pojawia się mnóstwo pytań, niepewności, strachu i ciągłego rozpamiętywania. A co by było gdyby…? Czas jednak wziąć się w garść, ale to nigdy nie jest łatwe. Historia ta pokazuje, że warto jednak dać sobie drugą szansę. Bo nigdy nic nie wiadomo…

   Czy ta kiecka nie jest za krótka? A może właśnie za długa? Mam dać się zaprosić na drinka po kolacji? A może ja powinnam zaprosić go do siebie? Całować się na pierwszej randce? Jak szybko uciec, jeśli okaże się, że jest nudziarzem albo świrem? Albo, co gorsza, jeszcze mieszka z matką? Jeeez… To chyba jakaś kpina. Naprawdę, czy ja, wykształcona kobieta, muszę znowu bawić się w te bzdury?
   Gert przed trzydziestką niespodziewanie dołączyła do grona singielek. Po kilku latach szczęśliwego związku powrót na rynek matrymonialny wydaje się jej koszmarem, a randkowanie – żenującą grą. Czy wśród milionów nowojorskich mężczyzn znajdzie się jej drugi „ten jedyny”? Druga runda – start![wyd.]

   Tematyka być może wydaje się trudna. Ale, bądźmy szczerzy, od razu wiadomo, że historia zakończy się dobrze. Nie ma w tym nic złego – po trzystu stronach treści o młodej wdowie, która próbuje sobie radzić po stracie ukochanego męża, happy end jest potrzebny. I, nie powiem, załagodził nieco wizerunek powieści. Bo co trzeba powiedzieć: historia trochę się dłuży i nie wygląda tak miło, jak można się tego spodziewać. Czyta się lekko, leniwym tempem. Można z łatwością zatracić się w fabule. Dodam, że momentami można się wciągnąć. Ale po pewnym czasie poczułam, że zachowanie bohaterek i to ciągłe „co by było gdyby…” staje się nieco denerwujące. Liczyłam na spokojny obyczaj, co na początku otrzymałam, jednak z każdym kolejnym rozdziałem miałam ochotę odłożyć książkę na bok. Przyjaciółki Gert i ich zasady randkowania, a także szczególnie zachowanie jednej z nich – Eriki – z czasem robiło się coraz bardziej irytujące. I gdyby to zostało ujęte w trochę bardziej zgrabny sposób, gdyby autorka okroiła nieco książkę z tych męczących (niedojrzałych wręcz) dialogów, to wtedy historia zyskałaby na lekkości i jestem pewna, że dużo łatwiej i przyjemniej by się ją odbierało.

   Nie ma co jednak spisywać całej książki na straty. W sporej mierze bardzo mi się podobała, a w szczególności wątek Gert, która tworzy nową relację z mężczyzną. Autorka poświęciła dużo uwagi rozmyślaniom głównej bohaterki na temat jej zmarłego męża, ciągłemu porównywaniu i gdybaniu… Ale dzięki Bogu nie zapomniała o istotnym fakcie – o zasłużonym szczęściu. Właśnie w tych momentach, gdy Gert uczy się na nowo otwierać na miłość i druga osobę, wypływa z tej książki to, co najlepsze: szczere i piękne uczucia. Widać wyraźnie, że relacje między bohaterami nie są wymuszone, w żaden sposób nie przesadzone ani wyidealizowane. A to w romansach lubię najbardziej.

   A gdyby tak wyrzucić sporą część rozmów z przyjaciółkami, ich zasady randkowania i pozostawić resztę – być może wtedy historia wyglądałaby wręcz świetnie. Bez zbędnego gadania i przesadzonych reakcji. „Druga runda” to dobra książka, jednak z lekka przegadana i momentami nawet infantylna. Ale co muszę zaznaczyć: do wątku romansowego nie można się przyczepić. To właśnie dzięki niemu udało mi się dokończyć historię i na zakończenie nawet się uśmiechnąć. Bo choć czytało się lekko i przyjemnie, niektóre sytuacje potrafiły irytować. A dzięki ładnie opisanemu uczuciu, dobrze zbudowanej relacji historia zyskała zupełnie innego wyglądu. Czy polecam? Może nie gorąco. Ale z pewnością warto przeczytać ją chociażby dla uczucia, które napawa przyjemnym ciepłem i nadzieją.
Autor: Caren Lissner
Tytuł: Druga runda
Wydawnictwo: HarperCollins
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 352

niedziela, 1 maja 2016

"Ostatnia prowokacja" - Louise Lee

Coś zawsze może pójść nie tak...

   Powieść detektywistyczna i humor? Takie klimaty uwielbiam. Zwłaszcza, jeśli wątek detektywistyczny jest dobrze rozwinięty – za idealną zagadkę właśnie pokochałam czytać kryminały. „Ostatnia prowokacja” to idealne połączenie humoru i pracy detektywa: historia jest lekka, zabawna, a zajęcie głównej bohaterki wygląda niesamowicie intrygująco i wciąga od samego początku. I być może nie jest to wybitna powieść, ale została napisana w taki sposób, że nie sposób jej nie pokochać już od pierwszej strony…

   Scot „Scat” Delaney to światowej sławy wokalista jazzowy. Ma mnóstwo okazji, żeby zdradzić swoją dziewczynę. Alice, zanim zwiąże się z nim na stałe, chce się dowiedzieć, czy może mu ufać. Wynajmuje Florence Love, prywatną detektyw specjalizującą się w prowokacjach, by wystawiła na próbę jej narzeczonego. Florence ma tylko dziesięć dni, żeby usidlić przystojnego muzyka i nie złamać swojej żelaznej zasady: Jeden pocałunek z języczkiem przez pięć sekund i sprawa zamknięta. Pani detektyw jest znawczynią mowy ciała, biologii ewolucyjnej i sprytnych przebrań. Jej metody działania są niekonwencjonalne, a skuteczność niezawodna. Jest tylko jedno ale – uwodzeni przez nią mężczyźni rzadko są równie pociągający jak Scot. A przecież nigdy nie należy się zakochiwać w obiekcie prowokacji…[wyd.]

   Nie będę ukrywać, że historia spodobała mi się i to bardzo. Już od pierwszych stron można poczuć w niej lekkość i swobodę w przeczytanych zdaniach – widać, że autorka zdecydowanie podeszła do swojego pomysłu. Tak samo zdecydowanie wykreowała główną bohaterkę, Florence Love. To właśnie ona napędza całą tę historię. Jej nieprzeciętny charakter sprawia, że czytelnik śmieje się do rozpuku, a zarazem śledzi jej poczynania z niemałym zaangażowaniem. Lee postawiła na śmiały wizerunek swojej postaci: jest pyskata, czasem wręcz wulgarna, seksowna, bystra, a czasem nawet lekko złośliwa. Nie mamy tu jednak do czynienia z czymś, co nas zniesmaczy bądź zbulwersuje. Cała historia została utworzona w pewnych granicach, których autorka nie przekracza. Jest wyzywająco, ale bez żadnej przesady. Bo i tak ostatecznie okazuje się, że nie taka bohaterka straszna, na jaką wygląda. A do tego bezsprzecznie i - od samego początku do końca - niezmiennie zabawna.

   Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ta historia - lekka i zabawna – zakończy się romansem. Taki wniosek może się nasunąć po przeczytaniu opisu. Nie ukrywam, że trochę się tego obawiałam. Autorka jednak mile mnie zaskoczyła, bowiem na pierwszym miejscu postawiła pracę detektywistyczną Florence i jej potyczki na ścieżce kariery. Wplotła w tę historię nieco rodzinnych tajemnic i niewyjaśnionych spraw sprzed lat, przedstawiła ciepła relację głównej bohaterki z jej bratem… I proszę, powieść od razu wydaje się ciekawsza. Z jednej strony nieco ociepla to wizerunek zadziornej Florence, z drugiej zaś nadaje książce intrygujący wyraz, przez co po skończeniu lektury czujemy niedosyt. Nutka romansu też się znajdzie, ale w ilości, jaka nie przeszkadza a jedynie podkreśla urok, nie tyle bohaterki, co całej historii.

    „Ostatnia prowokacja” to świetny wstęp do kolejnej ciekawej serii z udziałem nietypowej acz intrygującej postaci. Louise Lee udało się stworzyć historię, która niebywale wciąga, momentami naprawdę intryguje, a od pierwszej do ostatniej strony niezwykle rozbawia. Nie brakuje jej zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń; każda postać wydaje się dobrze dogranym elementem powieści. Ale przede wszystkim, co będę podkreślać już zawsze, czyta się ją niezwykle miło. A jeszcze milej się ją wspomina. Serdecznie polecam!
Autor: Louise Lee
Tytuł: Ostatnia Prowokacja
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 456

piątek, 1 kwietnia 2016

"Wyjątkowy rok" - Thomas Montasser

Wielka siła małych historii...

   Ten, kto regularnie i z wielką radością zaczytuje się w książkach, z pewnością zrozumie istotę treści tego tytułu. „Wyjątkowy rok” Thomasa Montassera powstał właśnie z myślą o miłości do literatury, którą ukazuje w prosty, zwięzły i niezwykle urokliwy sposób. Historia, jaką zawarł w tym krótkim utworze, przedstawia kobietę, która początkowo z niechęcią podchodzi do prowadzenia starej księgarni. Jednak to magiczne miejsce i jego „lokatorzy” sprawiają, że nic w jej życiu nie będzie już takie samo… Opowieść z lekka fantastyczna, ale czy nie wydaje nam się dziwnie znajoma?

   Gdy Valerie wchodzi do nieco staroświeckiej księgarni swojej zaginionej bez śladu ciotki, zamierza jak najszybciej zaprowadzić porządek w tym chaosie i zlikwidować sklepik. Ale nie docenia potęgi książek i magii małej księgarni z samowarem. Ta bowiem każdego dnia czymś ją zaskakuje. Otwiera przed nią nowe światy.
   Pewnego dnia Valerie natyka się na dziwną książkę, nie do końca napisaną, którą uznaje za wybrakowaną. Ale w księgarni pojawia się klient, który już od dawna szuka właśnie tej książki... [wyd.]

„Książka jest syntezą sztuk.” [str.45]

   Tytuł ten od początku wydawał mi się czymś intrygującym. Przeczytałam opis i w duchu pomyślałam, że może to być coś ciekawego. I nie pomyliłam się. „Wyjątkowy rok” to krótka, lecz niezwykle urocza historia, która nawiązuje do głębokiej fascynacji literaturą (mole książkowe – skąd my to znamy?). Autor poprzez główną bohaterkę – Valerie – ukazuje siłę, jaką mają w sobie książki: oczarowują nas, fascynują, sprawiają, że odrywamy się od rzeczywistości. Wzbogacają naszą wyobraźnię, a co za tym idzie – po prostu ubarwiają nasze życie. Strona po stronie poznajemy coraz to nowsze i ciekawsze tajemnice małej księgarenki, specyficzne zwyczaje jej starszej właścicielki i jej nietypowych klientów. Momentami mamy możliwość poczuć  na własnej skórze jej świetność: unoszący się w powietrzu kurz, zapach starego papieru i aromat parzonej w samowarze herbaty. Autor ujął to wszystko z lekką fantazją, nieco idealizował tu i tam. Ale dzięki temu historia nabiera leniwego acz uroczego klimatu. Nic tylko wziąć książkę do ręki, usiąść w ciepłym miejscu i oddać się spokojnej atmosferze, jaka panuje w lekturze.

„To, co w książce niezwykłe, znajduje się w jej wnętrzu.” [str.105]

   Być może nie jest to pozycja z górnej półki, nie wciąga jak dobry kryminał, ani nie fascynuje jak niejedno fantastyczne opowiadanie. Ma ona jednak w sobie coś wyjątkowego, coś prawdziwie magicznego, co udziela się czytelnikowi podczas lektury. „Wyjątkowy rok” to prawdziwie oddana siła zwykłej książki – nie jest ona bowiem zlepkiem kartek wypełnionych treścią, a czynnikiem ogromnie wpływającym na nasze życie. Znamy chyba wszyscy powiedzenie, że każda książka przeczytana na danym etapie naszego życia, wpływa na podjęte przez nas decyzje. To świetne, że autor postanowił docenić potęgę literatury. Taki tytuł powinien zagościć u każdego, kto tak jak Thomas Montasser, jest zagorzałym miłośnikiem pisarstwa.
Autor: Thomas Montasser
Tytuł: Wyjątkowy rok
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 152

środa, 30 marca 2016

"Rzymski poranek" - Virginia Baily

Jeśli kochać, to szczerze. Do samego końca...

   Książek o miłości jest niezliczenie wiele. Jednak nie każdemu autorowi udaje się oddać istotę tego uczucia – bez względu na jego rodzaj i siłę. Ale powiem Wam, że Virginii Baily ta sztuka się udała. Stworzyła historię, w której miłość odgrywa główną rolę, chociaż nie ujęła jej dosłownie. Ujawnia się ona w gestach, czynach i myślach bohaterów. „Rzymski poranek” to opowieść, która wydaje się pełna niedopowiedzeń i skróconych wydarzeń. Jednak na samym końcu zdajemy sobie sprawę, że w ten sposób została oddana istota prawdziwej miłości. I to jest naprawdę piękne.

   Rzym, rok 1943, szary świt. Dwie zupełnie obce sobie młode kobiety przez chwilę wymieniają na ulicy spojrzenia. Chiara Ravello ucieka właśnie z okupowanego miasta. Druga wraz z mężem i małymi dziećmi zostaje zapędzona na ciężarówkę, która ma wywieźć Żydów do obozu zagłady.
W ułamku sekundy Chiara podejmuje decyzję odmieniającą całe jej życie – prosi żołnierzy, by uwolnili małego chłopca z transportu. Ku jej ogromnemu zdziwieniu spełniają prośbę. Ciężarówka odjeżdża, a do Chiary dociera, czego właśnie dokonała.
Trzydzieści lat później Chiara, niezależna i opanowana kobieta, mieszka sama w Rzymie. Pozorne szczęście Pani Ravello od czasu do czasu zakłócają wspomnienia o uratowanym w czasie wojny chłopcu.
Aż przychodzi dzień, w którym odbiera telefon od pewnej nastolatki…[wyd.]

   Z pewnością jest to książka, w której widmo wojny nie odstrasza. Ona daje początek pięknej historii, która na naszych oczach zamienia się w intrygującą i wzruszającą opowieść.

   Co z tej powieści najmocniej zapadło mi w pamięć? Głębia uczuć jednej osoby ujęta w prosty sposób. Od samego początku Virginia Baily kreuje główną postać jako silną, konkretną i niezależną kobietę, która w obliczu wojny musi ratować siebie i swoją chorą siostrę. Jednak pewne zdarzenie na ulicy zmienia jej życie – ratuje małego chłopca z rąk żołnierzy i zabiera go ze sobą. Chociaż dzieje się to niespodziewanie, podejmuje decyzję, która będzie miała swoje konsekwencje przez długie lata… Jak zatem wyglądają ich wspólne dzieje? Tutaj właśnie autorka serwuje nam urywkowe fragmenty z przeszłości, które po części obrazują nam to, w jaki sposób układają się ich relacje. Wraz z tymi fragmentami przeplatają nam się lata po wojnie, gdy bohaterka jest już sama i tym razem rzadko i niechętnie wspomina chłopca. Co takiego się wydarzyło? Dlaczego Chiara Ravello jest sama? Co z chłopcem, aktualnie już dorosłym mężczyzną? Nasza ciekawość wzrasta z każdą kolejną stroną, bo tajemnice mnożą się i mnożą. Dlatego też, gdy stopniowo poznajemy całą historię i jej sens, chociaż przekazaną w urywkach i pewnych niedopowiedzeniach, uświadamiamy sobie, że w tym wszystkim istniała naprawdę wyjątkowa więź. Nawet jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka, to z pewnością ukazują siłę uczuć, która na przestrzeni lat, okazywana w różnoraki sposób, była niezmienna i mocna. A finał tej historii, pozostawiony z pewną swobodą dla wyobraźni czytelnika, jedynie potwierdza nasze myśli: „Jednak w tym momencie Chiara siedzi w cieniu posągu, trzymając Marię za rękę, z listem na kolanach, i czeka, aż jej chłopiec wróci do domu.” [strona ostatnia]

   Z pewnością możemy też nazwać tę historię ciepłą i wyjątkową. Potrafi ona niezwykle wciągnąć, ale również napełnić czytelnika niebywale pozytywną energią. Bez względu na to, o czym czytamy w jej fragmentach, z łatwością nasza wyobraźnia przeniesie nas we włoskie klimaty: czy są to urocze zakątki wypełnione promieniami słońca, czy też zapach świeżo pieczonego chleba i gwar ulic – nie ma to znaczenia. Za każdym razem wrażenia są równie mocne. Prócz genialnie zobrazowanych uczuć, autorka świetnie poradziła sobie także z ulokowaniem wydarzeń w samym sercu Włoch. Ze swobodą możemy poczuć na własnej skórze ten urokliwy i ciepły klimat, przez co lektura wygląda jeszcze ciekawiej i stanowi świetne tło do rozgrywających się w powieści wydarzeń. I jak tu się oprzeć takiej powieści?

   Wniosek, jaki nasuwa się po przeczytaniu tej książki, jest jeden – to naprawdę wyjątkowa historia. Od pierwszej strony aż do ostatniej. „Rzymski poranek” skupia w sobie to, co najlepsze: prawdziwe uczucia, intrygującą historię oraz ciepłe zakończenie. Niezwykle porusza, ciekawi i do samego końca nie pozwala nam się oderwać. Wspaniałe jest również to, że pozwala nam poczuć na własnej skórze co to znaczy prawdziwa i bezwarunkowa miłość, która ma niezwykle silną moc wybaczania… Naprawdę godna uwagi lektura. Serdecznie polecam!
Autor: Virginia Baily
Tytuł: Rzymski poranek
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 400

poniedziałek, 21 marca 2016

"Za cudze grzechy" - Hanna Cygler

Podróż życia przez europejskie szlaki...

   Jednym z moich ulubionych rodzajów książek są powieści historyczne. Czy w całości, czy też z paroma jedynie nawiązaniami do lat ubiegłych – nie ma to znaczenia. Samo wykorzystanie tła historycznego staje się urokliwym dodatkiem w historii, bo czujemy się, jakbyśmy odkrywali przeszłość na nowo. Wciąż poszukuję nowych autorów, jednak częściej sięgam po znane mi nazwiska. I jednym z nich jest pani Hanna Cygler. Jej najnowsza powieść „Za cudze grzechy” – kontynuacja świetnej powieści „W cudzym domu” – to także urokliwa i wciągająca opowieść, w której znajdziemy wszystkiego po trochę: intrygi, romanse, życiowe rozterki, niebezpieczne zamachy… Czytelnik nie ma chwili wytchnienia, wciąż napotyka intrygujące wydarzenia. I do samego końca nie traci poczucia, że oto właśnie poznał wyjątkową historię…

   Kontynuacja powieści "W cudzym domu", to prawdziwie europejska, pełna przygód podróż. Los nikogo nie oszczędza. Rozalia skazana jest na rodzinny areszt w Krakowie, Luiza i Joachim próbują dotrzeć do Ameryki przez Paryż. Pozostali zniknęli - czyżby bez śladu? Spiski, terroryści, wybuchające bomby i namiętności nie pozwalają bohaterom cieszyć się spokojem. Nie znajdują go nawet we własnym domu. I za co to wszystko? [wyd.]

   Podobnie jak przy lekturze poprzedniego tomu, tak i w tym przypadku wspominam książkę bardzo ciepło. Wiedziałam, że pani Cygler mnie nie zawiedzie. I nie pomyliłam się. „Za cudze grzechy” to pasjonująca opowieść, w której próżno szukać swobodnego obyczaju czy też  zwyczajnych romansów. W tej bogatej w różnorodne wątki książce odnajdziemy coś zupełnie obszerniejszego, coś, co z miejsca czytelnika zafascynuje. A to z pewnością zasługa zgrabnie opisanych relacji między bohaterami, ich zwyczajnych, ale jednocześnie barwnych przygód, czy też wielu różnych poczynań naszych drogich postaci (nierzadko niestosownych). Wszystko to zostało ujęte w jeden charakterystyczny obrazek, który naprawdę może się podobać. Są w nim wyjątkowe postacie, intrygująca wydarzenia, wciągająca akcja i wszechogarniająca niepewność, w jaki sposób zakończy się ta historia.

   To, co również wzbogaca tę powieść, jest z pewnością świetnie wkomponowany historyczny klimat. Czytając „Za cudze grzechy” możemy z łatwością przenieść się na XIX – wieczne ulice Europy, śledzić tamtejszą etykietę i poznawać kulturę tamtych lat. Powieść wygląda bardzo realistycznie, widać, że każdy szczegół został dopracowany tak, by kojarzył nam się z atmosferą minionego wieku – te stroje, styl bycia, otoczenie… Taki sam nastrój panował w poprzedniej części i wyraźnie został utrzymany w jej kontynuacji, dzięki czemu poznawanie dalszych losów poznanych przez nas bohaterów staje się równie przyjemne jak za pierwszym razem.

   Mogę z czystym sercem powiedzieć, że mocno spodobał mi się ten tytuł. Już dawno nie czytałam powieści historycznej i cieszę się, że był to tak udany powrót. „Za cudze grzechy” to świetnie opracowana powieść, pełna intryg, niespodzianek i zwyczajnych acz interesujących relacji między bohaterami. Ma w sobie nutę romansu, kawałek obyczaju i nieco sensacji. A wszystko to zostało sprawnie otoczone interesującym i mocno klimatycznym tłem, który nadaje wydarzeniom dreszczyk emocji. Zaryzykuję i powiem, że część pierwsza podobała mi się ciut bardziej. Ale nie zmienia to faktu, że ten tytuł jest wyraźnym akcentem na naszym rynku. Polecam!
 Autor: Hanna Cygler
Tytuł: Za cudze grzechy
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 376

piątek, 4 marca 2016

"Cukiernia w ogrodzie" - Carole Matthews

Na miłość zawsze znajdzie się czas...

   Wśród tych wszystkich kryminałów, w których się tak namiętnie zaczytuję, brakuje mi przede wszystkim lekkości. Wtedy najlepszym lekarstwem okazują się powieści obyczajowe z domieszką dobrego romansu. Nie wiedzieć czemu najlepiej odnajduje się w literaturze angielskiej – w nich zawsze znajdę humor i beztroską fabułę. Dlatego dobrze się stało, że powieść Carole Matthews znalazła się na mojej półce. „Cukiernia w ogrodzie” to lekka i przyjemna opowieść, która udowadnia, że w każdej chwili możemy odnaleźć szczęście. Nic to, że podobnych historii poznałam wiele. Jak zawsze bawiłam się świetnie, a na samo wspomnienie jej treści dobry humor nie opuszcza mnie do dziś …

   Fay prowadzi cukiernię w urokliwym domowym ogrodzie. Praca, ogród i opieka nad wiecznie niezadowoloną matką wypełniają jej życie niemal bez reszty. Od dziesięciu lat spotyka się z Anthonym, ale nie jest to związek, o jakim marzyła. Pewnego dnia w cukierni pojawia się Danny, dużo młodszy od niej trzydziestolatek, który porzucił pracę w londyńskim City i mieszka na łodzi. Fay świetnie się bawi w towarzystwie Danny’ego i pod jego wpływem zaczyna inaczej patrzeć na swoje życie. Tymczasem fatalny zbieg okoliczności sprawia, że traci wszystko, co znała i kochała. Z dnia na dzień musi dokonać wyboru między tym, co przewidywalne a tym, co szalone i nieznane. [wyd.]

    Śmiało można powiedzieć, że to jedna z tych książek, gdzie nie tylko czerpiemy przyjemność z lektury, ale także jesteśmy zdolni do przeżycia tych samych emocji, co nasi bohaterowie. A tych z pewnością tutaj nie brakuje. „Cukiernia w ogrodzie” okazała się przeuroczą historią, która potrafi niezwykle pochłonąć czytelnika. Fakt, nie jest może niebanalna, a jej zakończenie jest z łatwością przewidywalne, ale ma ona w sobie to „coś”. Doskonale się ją czyta, od pierwszej strony niebywale wciąga, a do ostatniej strony mocno zaciskamy kciuki za główną bohaterkę. Ponadto znajduje się w niej mój ulubiony motyw – wypieki. Spójrzcie tylko na okładkę! Tytułowa cukiernia nadaje historii ciepły i urokliwy klimat, co świetnie uzupełnia całość. Carole Matthews naprawdę się postarała. Stworzyła sympatyczną opowieść, w której odnajdzie się każda z nas.

   Z pewnością zapamiętam tę historię na długo – nie dość, że nie zawiodła moich oczekiwań, to jeszcze okazała się lekką i czarującą opowieścią. „Cukiernia w ogrodzie” to być może mało oryginalny pomysł, wiele z nas spotkało się z mnóstwem podobnych, ale bez wątpienia ujmuje swoją szczerością, lekkością i miłą atmosferą. Nie patrzcie na niego również jako na typowy romans, jakich nie brakuje na naszym rynku. Można powiedzieć, że to bardziej powieść obyczajowa z odrobiną romansu, a bardziej ciepłego uczucia, jakie zapanuje między bohaterami. Bardzo urokliwa, wciągająca, wzbudzająca niemały dreszczyk emocji. Tej powieści wprost nie da się nie lubić. Polecam gorąco!
Autor: Carole Matthews
Tytuł: Cukiernia w ogrodzie
Wydawnictwo: HarperCollins
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 464