wtorek, 29 grudnia 2015

"Próba" - Eleanor Catton

Trudna życia próba...

   Eleanor Catton to młoda pisarka (ur. 1985 r.), zdobywczyni nagrody Bookera. Znana z tytułu „Wszystko, co lśni” autorka to przede wszystkim utalentowana i mądra kobieta, która pisze nieprzeciętnie i urzekająco. „Próba” to jej debiutancka powieść i kiedy ją przeczytamy, wnioski będą tylko jedne – to naprawdę świetna pisarka. Obawiałam się jej, nie ukrywam, ale coś mi mówiło, żeby spróbować tego tytułu. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że naprawdę było warto. Intrygująca powieść okazała się ciekawym doświadczeniem i z pewnością zapamiętam go na długi czas.

   W mieście wybuchł skandal obyczajowy – nauczyciel liceum muzycznego miał kontakty seksualne z nieletnią uczennicą. Główna postać w powieści, nauczycielka saksofonu, przygląda się swojej klasie, przyjaciółkom ofiary, które wyrażają oburzenie seksualnym skandalem, ale zarazem bardzo chętnie, z zaciekawieniem i zazdrością, śledzą każdy jego detal… Z liceum sąsiaduje szkoła teatralna. Jej uczniowie postanawiają na zaliczenie odegrać sztukę, której tematem jest ten skandal. Wytyczenie granic między sztuką, dramatem scenicznym a światem realnym z jego życiowymi dramatami wzbudza jeszcze większe emocje, gdy młody student szkoły aktorskiej dowiaduje się, że molestowaną uczennicą jest młodsza siostra jego również nieletniej dziewczyny.[wyd.]

   Obawiałam się, że trudno będzie mi „wczytać” się w ten tytuł. Okazało się jednak, że w pewien sposób się wciągnęłam. Lektura od początku do końca okazała się intrygującym przedstawieniem, które w ekspresowym tempie rozegrało się na moich oczach. I wyglądało wręcz świetnie.

   „Próba” to niezwykła gra pozorów. Nic nie jest tutaj dosłowne. Autorka postarała się o ciekawy rozwój wydarzeń, jednak to czytelnik odbiera go po swojemu. Niby wiemy, o co chodzi, ale po skończeniu lektury nasuwa się tak wiele pytań, że nie sposób tego ogarnąć. Sama miałam ochotę przeczytać ją raz jeszcze. A może wnioski byłyby jeszcze inne? A może to próba nie tylko dla bohaterów, ale również dla czytelnika?

   Podobało mi się, że na każdym kroku można poczuć dreszcz emocji. Bo przez większość książki panuje aura tajemniczości, takie osobiste oczekiwanie, co nastąpi dalej. Nie jest to typ lektury, w której typujemy dalsze działania bohaterów. Tutaj spokojnie czekamy na kolejne wydarzenia, na to, czym jeszcze uraczy nas autorka. Kolejną grą pozorów czy może oczywistą konsekwencją zdarzeń?

   To taki rodzaj książki, w której nie wiemy, co nas czeka. Wręcz obawiamy się tego – a może za trudna? A może nudna? Może się nie spodoba? Jednak ulegamy i wsiąkamy w jej treść. Catton udowodniła w niej, że błyskotliwie i z ogromną dbałością o szczegóły potrafi napisać coś, co przyciąga uwagę. Jednocześnie intryguje i stawia wiele pytań. Chociaż czyta się ją nieco wolno i czasem wręcz topornie, to naprawdę warto. „Próba” to ciekawe doświadczenie, które zostaje z czytelnikiem na zawsze.

   Polecam.
Autor: Eleanor Catton
Tytuł: Próba
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 381

poniedziałek, 14 grudnia 2015

"Zajmę się tobą" - Mary Kubica

Zajmę się... tobą.

   W tym roku poznałam wiele wspaniałych thrillerów. Mówię wspaniałych, bo dzięki tym historiom mogłam poczuć prawdziwy dreszcz emocji, bardziej prawdziwy niż przy niejednym nagrodzonym Oscarem filmie tego gatunku. Wiele z nich pamiętam jak wczoraj, ich historie niesamowicie zapadły mi w pamięć. Czy tak było również w przypadku książki Mary Kubicy? Tytuł „Zajmę się tobą” to bez wątpienia świetna historia. Intrygująca, wciągająca i mocno prawdziwa. Chociaż nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, z pewnością mogę zaliczyć ją do jednej z najmocniej dotkliwych powieści tego roku. I wiem, że moje zdanie podzieli wielu czytelników…

   Tego dnia Chicago tonęło w deszczu, a ta dziewczyna stała bez ruchu na peronie. W rękach trzymała zawiniątko. Heidi od razu zwróciła na nią uwagę. Zauważyła podarte dżinsy, zniszczony płaszcz i niemowlę, które nastolatka próbowała chronić przed ulewą. Heidi nie byłaby sobą, gdyby nie zareagowała – zawsze miała ambicję, by naprawiać świat.
Zaprosiła Willow pod swój dach, mimo protestów rodziny. Powinna dokładnie wypytać ją o przeszłość, powinna ustalić, przed kim i dlaczego ucieka, kto jest ojcem jej dziecka. Ale Heidi woli nie wiedzieć. Zapłaci za to wysoką cenę i skrzywdzi tych, których najbardziej kocha. [wyd.]

   To, co najbardziej urzekło mnie w tej książce jest to, że do końca nie wiadomo, jak się ona zakończy. Uwielbiam zawiłe historie, gdzie niełatwo jest połapać się, kto jest kim, kogo dotyczy termin „ofiara”  i „napastnik”. „Zajmę się tobą” to powieść skonstruowana tak, by to co najważniejsze rozegrało się na sam koniec. Trudno połapać się, o co tak naprawdę toczy się gra. Zagadki się mnożą, treści przybywa, a jednak wciąż nie wiadomo, jak to się wszystko skończy. To niesamowicie podsyca ciekawość czytelnika, z każdą stroną nasze zaintrygowanie wzrasta. Dodatkowo autorka podrzuca nam pewne przebłyski wydarzeń z przyszłości,  jednak nie rozwiązują one całej zagadki. Potęgują jedynie nasze zainteresowanie, pozwalają utworzyć osobiste teorie. Ale, tak jak było to w moim przypadku, dopiero na samym końcu dowiadujemy się, że nic nie jest takie, jak się tego spodziewaliśmy. Ogromne brawa dla autorki za dobrą konstrukcję powieści. Nieźle zagrała na mojej cierpliwości, ale mogę powiedzieć, że  finał, jak i intrygujące wydarzenia w trakcie lektury, rekompensują wszystko. Naprawdę.

    Ale „Zajmę się tobą” to nie tylko dobra zagadka. To inteligentna, momentami  także przerażająca gra psychologiczna. To, kim naprawdę okazują się nasi bohaterowie, pokazuje nam, jak zdarzenia w naszym życiu mogą mieć ogromny wpływ na naszą psychikę. Autorka serwuje nam mocno realistyczną historię, pełną niedopowiedzeń i pozorów. Potrafi uśpić naszą czujność, dlatego też wydarzenia późniejsze stają się podwójnie zaskakujące i zarazem szokujące. Nie ukrywam, że momentami czułam strach, ale jednocześnie nie mogłam przerwać lektury. Widać wyraźnie, jak cienka jest tu granica między fikcją a realizmem. Czytasz, a jednak masz wrażenie, że to mogło wydarzyć się naprawdę. Aż czuć ciarki na plechach!

   Zabrakło mi jedynie ciągłości akcji. Nieprzerwanej i stopniowo wzrastającej akcji. Bo początek powieści nie zapowiadał niczego spektakularnego, dopiero później zrobiło się gorąco. Jednak biorąc pod uwagę całokształt, można uznać powieść za jak najbardziej udaną. „Zajmę się tobą” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który poruszy niejednego czytelnika. Zagadka postaci intryguje, motyw ich działania nie sposób przewidzieć, a finałowe wydarzenia tak intensywnie się dzieją, że pochłaniamy treść nie tylko ostro zaciekawieni, ale także czując mocne dreszcze na całym ciele. Historia niebywale prawdziwa, szokująca, wręcz dotkliwa. Ale przede wszystkim to świetna lektura, w którą można zaczytywać się godzinami. Polecam serdecznie!
Autor: Mary Kubica
Tytuł: Zajmę się tobą
Wydawnictwo: HarperCollins
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 352

poniedziałek, 7 grudnia 2015

"Królowa lodów z Orchard Street" - Susan Gilman

Od zera do (zgryźliwego) milionera...

   Do tej pory przeczytałam bardzo wiele świetnych powieści. Mała jest jednak liczba książek, do których nieprzerwanie wracam co jakiś czas, bo ich treść zaczarowała mnie tak mocno, że nie sposób nie przeczytać ich kolejny raz. I kolejny… W ostatnim czasie poznałam nowe wyjątkowe tytuły. Ale dopiero niedawno okazało się, że spotkałam lekturę wyśmienitą, w całości wręcz doskonałą. „Królowa lodów z Orchard Street” autorstwa Susan Jane Gilman okazała się wspaniałą historią. Dobrze przemyślaną, błyskotliwą i dopracowaną historią. Wciąga niesamowicie, oczarowuje klimatem, a bohaterka, choć trudna w obyciu, wprost nie da się nie polubić.

   W roku 1913 Malka Treynovsky, jeszcze jako dziecko ucieka z rodziną z Rosji do Nowego Jorku. Zaraz po przyjeździe ulega wypadkowi i zostaje porzucona na ulicy. Przygarnia ją włoska rodzina sprzedawców lodów, od której uczy się fachu. Musi ciężko pracować i udaje jej się przetrwać tylko dzięki sprytowi i pomysłowości. Kiedy dorasta zakochuje się w niepiśmiennym radykale Albercie – wsiadają razem do furgonetki z lodami i wyruszają w podróż po Ameryce. Powoli dziewczyna staje się Lillian Dunkle, nieugiętą bizneswoman stojąca na czele lodowej fortuny.[wyd.]

   To niesamowite, jak mocno przywiązałam się do tej książki. Autorka świetnie poradziła sobie z napisaniem jej treści. Wykorzystała tło historyczne Ameryki Północnej, a szczególnie Nowego Jorku, do nakreślenia własnej powieści, w której prawdziwe wydarzenia stanowią część życia głównej bohaterki. I muszę Wam powiedzieć, że wyszło naprawdę nieźle! Śledzimy losy małej Malki, która własnym trudem dąży do sukcesu jako Lilian Dunkle, ale równocześnie jesteśmy świadkami XX-wiecznej historii, która odżywa na naszych oczach. Przyznam, że dzięki temu powieść stała się bardziej autentyczna, bardziej przyswajalna. Po pewnym czasie łatwo stracić poczucie, że czytamy jedynie książkę. Fabuła staje się wyraźnym obrazem, który prezentuje się lepiej niż niejeden film. A do tego niesamowicie wciąga!

   Największym atutem jest jednak sama bohaterka. To ona jest centrum wszystkich zaistniałych wydarzeń w książce. Od początku, kiedy rozpoczyna życie jako mała imigrantka aż po sam koniec, gdy jest już starszą kobietą, znaną i bogatą twórczynią lodowego imperium. Śledzimy jej drogę z dwóch stron: ze wspomnień i aktualnego czasu. Nie jest to jednak zwykła, nazwijmy to, sucha relacja. Autorka potraktowała narrację bardzo bezpośrednio: czytelnik staje się aktywnym słuchaczem, kiedy to bohaterka opowiada każdą zaistniałą w jej życiu sytuację. Często używa zwrotów „moi mili”, albo „ukamienujcie mnie, ale…”, i są one kierowane do odbiorcy. Dzięki temu z łatwością można zaangażować się w taką lekturę. Osobiście wielokrotnie łapałam się na tym, że niesamowicie mocno przeżywam relacjonowane wydarzenia. Jakbym była w samym ich środku! A sama bohaterka stała się bardziej bliska - wykreowana w ten sposób, iż pozostaje ona w stałym kontakcie z czytelnikiem sprawia, że obdarzamy ją ogromną sympatią.

   W dużej mierze autorka przykuwa uwagę do detali, jednak opisuje je w bardzo inteligentny sposób. Nie przesadza z opisami, nie dorzuca zbędnych wątków. Skupia się tylko i wyłącznie na tym, co ważne. Fakt, powieść liczy sobie prawie 600 stron tekstu, jednak nakłada się na to wiele lat z życia naszej bohaterki, a jest to obraz bardzo ciekawy. Dodajmy, że to nasza bohaterka prowadzi relację, więc nie ma miejsca na czczą gadkę o pogodzie czy też o szerokich planach postaci „co też włożyć na siebie?”. Bardzo spójna i wartka historia, fantastycznie wciąga od pierwszej strony. Czas na takiej lekturze upływa bardzo szybko, a na pewno nie jest on stracony…

   Czytałam wiele powieści, w których autorzy wykorzystywali tło historyczne do przygód swoich bohaterów. Jednak ten tytuł okazał się najlepszym z nich. Gilman stworzyła niebanalną, ale jakże autentyczną historię, która niesamowicie zapada w pamięć. „Królowa lodów z Orchard Street” okazała się niebywale przyjemną i wciągającą powieścią, gdzie nic nie jest idealne i kolorowe, a każda chwila z główną bohaterką to jednocześnie poruszający moment jak i ciekawe doświadczenie. Bywa przygnębiająca, ale jednocześnie potrafi mocno rozbawić. Świetnie poprawia nastrój i z pewnością przypadnie do gustu każdemu, kto po nią sięgnie. Serdecznie polecam!
Autor: Susan Jane Gilman
Tytuł: Królowa lodów z Orchard Street
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 600

wtorek, 1 grudnia 2015

"Migdałowy aromat" - Anna Nejman

Nigdy nie wiesz, co cię spotka...

   Literatura obyczajowa to prosty gatunek. Ale, jak się okazuje, bardzo łatwo go sknocić. W ostatnim czasie ze zmiennym szczęściem znajduję tego typu książki – raz jestem zachwycona, raz totalnie rozczarowana. A w przypadku tytułu „Migdałowy aromat” niestety wygrało to drugie. Nie jest to z zupełności „zepsuta” historia, ma swoja lepsze strony, które pozwoliły mi na dokończenie lektury. Jest w niej jednak sporo chaosu, mocno przyspieszone tempo wydarzeń i niestety ani jednego momentu, który by sprawił, że zaangażuje się w lekturę tej książki.

   Eliza przylatuje do Ameryki w jednym celu – chce opisać i opublikować historię magicznego miejsca o nazwie „Ustronie”, z którym wiąże się ciekawa opowieść - jest to cichy zakątek, w którym czwórka przyjaciół u schyłku swojego życia zawiązała nietypowy pakt. Jednak kiedy Eliza przegląda materiały i próbuje stworzyć publikację na ten temat, spotyka tajemniczego sprzedawcę antyków i jej plany powoli zmieniają swoją wartość. Wystarczy kilka dni, by jej życie wywróciło się do góry nogami. Pytanie: co teraz? Czeka ją niebywale trudna decyzja.

   Mocną stroną tej książki jest sam pomysł: wydaje się niebywale intrygujący, można powiedzieć, że w lekturze dużo się dzieje. Tak też właśnie jest - autorka serwuje nam sporą dawkę wydarzeń, które od samego początku podkręcają nasze zainteresowanie. Z czasem jednak pojawia się problem: wkrada nam się w to wszystko chaos. I powoli koncepcja się sypie. Niby jest ciekawie, ale mamy wrażenie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, trochę to wszystko przesadzone. I weźmy na ten przykład romans dwojga bohaterów: Elizy i Larry’ego. Tempo ich znajomości jest zawrotne, ledwo się poznali i już czują tę prawdziwą miłość, oświadczają się, zakładają rodzinę. Fakt, mają swoje lata, ale ich relacja jest strasznie przesadna. Jakby w tych dwoje bohaterów próbowano nawsadzać jak najwięcej uczuć i emocji, ale jest ich zdecydowanie za dużo. Właśnie wtedy czytanie stało się naprawdę męczące, czasem nawet bardziej niż wtedy, gdy czytywałam kiedyś o przesłodkiej miłości dwojga nastolatków.

   W tego typu historiach cenię sobie prostotę. Bo ona najczęściej ujmuje czytelnika. I „Migdałowy aromat” ma w sobie nieco nieskomplikowanych elementów. Jest to m.in. język, dzięki któremu przyjemnie czyta się zawartą wewnątrz historię. Przynajmniej na początku. Bo i tutaj wkrada się pewien chaos: autorka za dużo uwagi skupia na mało istotnych rzeczach, który nic nie wnoszą do historii. Opisy, opisy, jeszcze więcej opisów. Tempo czytania zwalnia, bo nic ciekawego się nie dzieje. Trzeba naprawdę dużego samozaparcia, żeby dokończyć lekturę. Poza tym jest tu dużo kontrastów, raz czytamy prosty przekaz, taki zwyczajny tekst, a za chwilę wyskakuje nam zdanie z bardzo barwnym porównaniem…
„Zatopiła palce w jego włosach wiedziona nieoczekiwanym odruchem zmierzającym do wyhamowania ekspansji jego ust.” [ str. 113] 
„Zanim jeszcze przestała grać muzyka, gorąca lawa w wulkanie ich wzajemnego pożądania zbliżyła się niebezpiecznie do ujścia krateru.” [str. 145]
„Przymknąwszy powieki, delektowała się efektem bioprądu pożądania indukowanego raz po raz, gdy Larry testował jej wargi w powolnym preludium do wydarzeń, których biegu żadne z nich nie byłoby już w stanie odwrócić.” [str. 96]

Gdyby całość została ujęta w takim klimacie – okej, super, ciekawie by to wyglądało. Ale takie pojedyncze przebłyski po prostu nie pasują do reszty.

   Bardzo ciężko mi było dokończyć tę historię. Zbyt duża liczba opisów nużyła, a romans bohaterów okazał się chaotycznym i mało autentycznym uczuciem. Oczekiwałam intrygującej, ale prostej opowieści, a jednak nie udało mi się w ogóle wciągnąć w treść tej lektury. Jedynie śliczna okładka i dość ciekawy wątek grupy przyjaciół i ich pakt bronią się w zupełności. Niestety to nie wystarczy, aby powieść choć w małym stopniu mnie zachwyciła.
Autor: Anna Nejman
Tytuł: Migdałowy aromat
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 504