poniedziałek, 26 października 2015

Możemy pomóc tym, którzy czytać nie mogą!

Kochani,
jest wiele osób, które kochają czytać. Ale są wśród nich osoby, młode osoby, które mimo swojej miłości do książek, nie mają możliwości przeczytać ich tak wiele jak inni. Dlaczego? Ponieważ są totalnie poza ich zasięgiem... Mówię rzecz jasna o niewidomych dzieciach, które mimo chęci, nie mogą pozwolić sobie na przyjemność lektury. W częstych przypadkach jest to nieosiągalne z powodu tego, że brajlowskie książki są zbyt drogie - co się dziwić, skoro koszt wydania jednej (!) książki sięga kwoty 1000 złotych!

Kochani,
piszę o tym właśnie teraz, ponieważ postanowiłam włączyć się w akcję, która ma na celu wsparcie biblioteki niewidomych dzieci, wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno - Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. Wraz z premierą książki "Szczęście do wzięcia", która wychodzi nakładem wydawnictwa WAM, i o której niebawem będziecie mogli poczytać na moim blogu, zaplanowano początek ciekawej akcji charytatywnej, mającej na celu pomoc w rozwinięciu czytelnictwa wśród niewidomych dzieci. Nie powinno być tak, że nie wszyscy mają możliwość swobodnego czytania, rozwijania pasji. Niestety bywa tak, że nie mamy na to wpływu. Ale możemy to zmienić. Chociażby wspierając podobne inicjatywy :)
Jak możemy pomóc? To bardzo proste. Wystarczy, że do Świąt Bożego Narodzenia resztę z naszych zakupów, część naszych oszczędności bądź drobną kwotę, jaka wydaje nam się banalna, odłożymy do słoika lub skarbonki. Uzbierane środki należy przelać na konto Stowarzyszenia Nadzieja na ten oto nr:

15 1240 4461 1111 0000 4661 0607

Dzięki tym wpłatom i wsparciu Wydawnictwa WAM, od którego konto Stowarzyszenia również zostanie obdarowane równowartością uzbieranej przez nas kwoty, zostaną zakupione książko brajlowskie, które trafią do biblioteki Ośrodka :) [Szczegóły oraz regulamin: KLIK]
Warto pomyśleć, przekazać i pomóc. Jako miłośnicy czytania wiemy, jak mocna jest w nas chęć poznania coraz to nowszych historii. Dzięki drobnemu wsparciu możemy sprawić, że ta miłość do książek zakwitnie też wśród niewidomych dzieci. A tam, gdzie ta miłość już jest, pomożemy ją bardziej rozwijać.

Nie możesz pomóc? Podaj informację dalej! Wystarczy tak niewiele, żeby wesprzeć tych, którzy czytać nie mogą!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
   Hope (Nadzieja) jest młodą, ambitną dziennikarką, prawdziwą dumą swojej adopcyjnej mamy. Marzy o napisaniu reportażu, który przyniesie jej wielką sławę. Zafascynowana fenomenem tajemniczych podarunków, które otrzymują ludzie w potrzebie, rozpoczyna prywatne śledztwo. 
   Rozwiązując zagadkę Hope przekona się, że uczynione dobro zawsze do nas wraca w najbardziej niespodziewanym momencie. Przeżyje wspaniałą przygodę - spotkania cudownych ludzi i zrozumie, że dla osiągnięcia własnych celów, nigdy nie można wykorzystywać zaufania drugiej osoby.
"Szczęście do wzięcia" Jason F. Wright

poniedziałek, 19 października 2015

"Paskudna historia" - Bernard Minier

Na początku jest strach...

   W thrillerach najbardziej lubię to, że nigdy nie wiem, czym mnie zaskoczą. Ta nuta niepewności zawsze dodaje książce wyraz tajemniczej powieści, nieco nerwowego oczekiwania: czy będzie to dobry koniec, czy też wręcz przeciwnie; czy finał okaże się niespodzianką, czy może z góry przewidzianą akcją? „Paskudna historia” autorstwa Bernarda Miniera to kolejny thriller, który zagościł na mojej półce. Czy udało mu się mnie zaskoczyć? Oczywiście! Szczerze mogę odpowiedzieć, że to jeden z lepszych tytułów, jaki miałam okazję przeczytać w tym roku. Uwielbiam ten gatunek, często czytuję dreszczowce, jednak książka Miniera zdominowała mój umysł. Niesamowicie się w nią wciągnęłam – chociaż historia jest mocno pokręcona – ale finałem to praktycznie mnie dobił: w życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała…

   Na jednej z wysp archipelagu San Juan zostają odnalezione zwłoki młodej dziewczyny, która została zamordowana w bestialski sposób. Sprawa przykuwa szeroką uwagę wśród dziennikarzy i mieszkańców, którzy wszyscy nawzajem się znają. Pytanie zatem, kto zgotował nastolatce taki los staje się niezmiernie trudne. Policja wszczyna śledztwo, pojawia się główny podejrzany. Jest jednak ktoś jeszcze, kto szuka sprawcy. I to nie koniecznie z tym samych powodów…

„Orka drapieżna jest jednym z najbardziej okrutnym ze ssaków morskich, ale człowiek wędrowny to najbardziej okrutny ssak na całym świecie. „ [str.14]

   Wczytując się w opis, wiemy niewiele. Taki typowy zwiastun kryminalnej historii. Jednak kiedy sięgniemy po książkę, otrzymamy zawiłą, pełną niespodzianek powieść, która przysporzy niejednemu czytelnikowi zawrotów głowy. Zaczyna się „niepozornie” – krótkie wprowadzenie na temat wyspy i jej mieszkańców, następuje morderstwo i w następstwie oczywiście policyjne śledztwo. Pada jednak tajemnicze stwierdzenie: „Odkryłam, kim jesteś” (str.20). I wtedy każde następne wydarzenie budzi mętlik w głowie i mnóstwo podejrzeń, bo nic do siebie nie pasuje. Autor świetnie poprowadził akcję – raz rozbudzał naszą ciekawość, jednocześnie gubiąc czujność, a wtedy odpalał petardę i bam – znów nowe niespodziewane fakty. Przez całą naszą podróż po fabule otrzymujemy kolejne tajemnice i ich rozwiązania i nic nie jest tak, jak od początku myśleliśmy. Cała ta różnorodność zdarzeń, których się spodziewamy, ale nie mamy zielonego pojęcia, jak się potoczą i czym jeszcze uraczy nas Minier sprawia, że mocno angażujemy się w lekturę. I jest to cholernie dobre.

„[…]przemoc, masakry, niesprawiedliwość i okrucieństwa wypływają z jednego źródła: z nas. Tylko my za nie odpowiadamy.” [str. 195]

   Można napisać dużo, ale ważne, żeby miało to sens. W książce Miniera wszystko jest logiczne i świetnie poukładane. Perfekcyjnie stworzył historię, która kręci się wokół jednego motywu – morderstwa. Ale wokół tego stworzył odrębną, nawiązując do tytułu: paskudną historię, którą daje nam poznać stopniowo. Dlatego właśnie finał książki okazał się niezwykle fascynujący i przede wszystkim zaskakujący. Muszę przyznać, że dawno nie czułam się tak mocno zaintrygowana do samego końca. A przecież trochę thrillerów już poznałam…

„…każdy początek ma swoje źródło w zbrodni.” [str.34]

   Chociaż nie lubię zbyt mocno przeciągniętych opisów, tzw. zbędnego gadania, które pojawiają się miejscowo w tym tytule, to w tym przypadku w ogóle ten fakt mi nie przeszkadzał. A to dlatego, że tutaj wszystko do siebie idealnie pasuje – opisy, dialogi w odpowiednich momentach i też bez zbędnych słów, mnóstwo akcji  i spora ilość niespodzianek. Z pewnością to powieść z charakterem, ma swój indywidualny mroczny klimat, a nagłe zwroty akcji, których nie zdołamy policzyć na palcach obu rąk sprawiają, że fabuła staje się jeszcze bardziej interesująca, a czytelnik coraz bardziej się wciąga. Na długo zapada w pamięć, jest spójna i pełna tajemnic – taka właśnie jest „Paskudna historia”. Gorąco polecam.
Autor: Bernard Minier
Tytuł: Paskudna historia
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 436

środa, 14 października 2015

"Zgubiono, znaleziono" - Brooke Davis

Czasem warto czekać na zmianę...

   W ostatnim czasie udaje mi się spotkać tytuły, o których z miejsca wiem, że mi się spodobają. O rozczarowaniu dawno więc nie wspomniałam, a słów pochwalnych tych książek nie ma końca. Najpierw była historia Królika, teraz poznajcie małą Millie, która przemierza kilometry w poszukiwaniu swojej mamy. „Zgubiono, znaleziono” autorstwa Brooke Davis to wspaniała i poruszająca historia, w której każdy się odnajdzie. Bawi, wzrusza, a nawet skłania do refleksji. Jest prosta, krótka, ale mocno treściwa. Z gatunku takich, o których długo się nie zapomina.

   Siedmioletnia Millie Bird to zwyczajna, mogłoby się wydawać, dziewczynka. Ma jednak dziwne hobby – zainteresowana tematem umierania prowadzi „Księgę Nieżyłków”, w których odnotowuje śmierć różnych stworzeń. Kiedy zostaje porzucona w domu towarowym, chcąc uniknąć oddania w obce ręce, postanawia odnaleźć swoją mamę. Z pomocą przychodzą jej 87-letni Karl, który uciekł z domu starców oraz Agatha – 82-letnia gniewna kobieta, która od śmierci męża nie opuściła swojego domu. Razem wyruszają do Melbourne, by odszukać matkę dziewczynki, ale także samych siebie…

Czasem wszystko, co można powiedzieć, to „przykro mi”. [str.60]

   Jest w tej książce jakiś magnetyzm. Kiedy przeczytałam jej opis, czułam, że muszę ją przeczytać. Bo chociaż historia wydała mi się znana, z czymś powiązana, to wiedziałam, że ma coś w sobie. I nie pomyliłam się. „Zgubiono, znaleziono” to fantastyczna historia, która niesamowicie porusza. Jest w niej ogrom emocji, które igrają z czytelnikiem – raz się śmiejemy, zaraz odczuwamy smutek, lekkie przygnębienie. W końcu w dużej mierze jest to opowieść o umieraniu, o przemijaniu, które nadają historii wyraz melancholii - 8-letnia Millie ma dziwną obsesję na temat umierania, a jej przyjaciele to przecież dwoje staruszków. Razem przemierzają drogę, podczas której odkrywają siebie na nowo. I jest to droga mocno wyboista: nowe doznania, ukryte pragnienia, ich marzenia i trudne wybory. To taki śmiech przez łzy, bo ich przygody bywają niesamowicie komiczne, ale mają w sobie głębszy sens. Właśnie dlatego pokochałam tę książkę – bo na moich oczach działo się coś wartościowego. I chociaż wiem, że to tylko fikcja, dała mi sporo do myślenia.

To dziwne tak chcieć się odnaleźć. Czy człowiek nie powinien próbować odnaleźć kogoś innego? Przecież chyba siebie ma się na pewno? [str. 145-146]

   Ważnym elementem jest również kreacja bohaterów. W tym przypadku można mówić o dużym sukcesie, bowiem autorka stworzyła postaci niebanalne. I każda z nich nadaje tej powieści sens. 8-letnia Millie jest tylko dzieckiem, ale w każdej sytuacji potrafi zadać mądre pytanie. Karl Maszynopiszący to staruszek, który postanawia uciec z domu starców i poszukać w życiu czegoś nowego. A Agatha Pantha to 82-letnia kobieta, która po śmierci męża barykaduje się w domu i wyładowuje swój gniew przez okno, wprost na przechodniów. Brooke Davis umiejętnie łączy tę trójkę i tworzy ciekawy kolaż osobowości. Wspólna podróż tych bohaterów okazuje się ważną lekcją dla każdego z nich, staje się nowym doświadczeniem i odkryciem. A dla czytelnika z tej historii wyłania się morał, który naprawdę warto zapamiętać.

- Widzisz, Szkrabie, jest niebo i jest piekło. Do piekła idą wszyscy źli ludzie, tacy jak przestępcy, różni naciągacze i kontrolerzy parkingowi. A do nieba idą wszyscy dobrzy, tacy jak ty i ja, i ta ładna blondynka z „Masterchefa”.
- […]A gdzie się idzie, gdy człowiek jest i dobry, i zły?
- Co? Nie wiem. Do Ikei? [str. 11]

    Prawdą jest, że to jedna z wielu książek, jakie przeczytałam. Ale prawdą jest również to, że to jedna z najbardziej wyjątkowych historii, jakie poznałam. „Zgubiono, znaleziono” to fantastyczna opowieść, która na długo zostaje w pamięci. Ciekawi, uczy i bawi – chociaż brzmi jak dziecięcy elementarz, jest to z pewnością dojrzalsza lektura. Świetna historia, w której zwykła podróż okazuje się czymś głębszym, w której bohaterowie są tak charakterystyczni, że nie łatwo ich opuścić po skończeniu lektury. A przede wszystkim jest to godna polecenia powieść, która poruszy i rozśmieszy każdego, kto po nią sięgnie. Polecam!
Autor: Brooke Davis
Tytuł: Zgubiono, znaleziono
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 304

niedziela, 4 października 2015

The best of BBC #5 - "The Village"

   Dzisiejszy wpis będzie krótki i zwięzły. Bo serial, o którym wspomnę, należy do prostych i ciekawych obrazów, o którym nie warto długo rozmawiać - w pozytywnym tego stwierdzenia znaczeniu. "The Village" najlepiej obejrzeć, przyjrzeć się jego postaciom i ciekawej fabule. Bo choć przekaz prosty, krajobrazy szare i błotniste, a bohaterowie to zwyczajni ludzie, jego treść zdecydowanie jest bogata w emocje i głęboki sens.
   Serial przedstawiający losy mieszkańców pewnej angielskiej wioski w hrabstwie Derbyshire na przestrzeni stu lat. Osią opowieści jest życie Berta Middletona (Bill Jones). Dorasta on w skrajnym ubóstwie wraz ze swoim bratem Joe na rodzinnej farmie. Ich matka Grace (Maxine Peake - "Mała Dorrit") robi wszystko, by nie tylko zapewnić przetrwanie swoim synom, ale też by uchronić ich przed wybuchami przemocy ze strony swojego męża (John Simm - "Nałożnica diabła"). Życie Berta na zawsze zmieni się wraz z przybyciem pierwszego w historii wsi autobusu, z którego wysiada piękna i niezłomna Martha (Charlie Murphy - "Wyklęci"). [źródło]
   Tak naprawdę nie pamiętam, co mnie skłoniło do obejrzenia tego serialu. Znajome nazwiska? Gatunek? A może fakt, że to brytyjska produkcja? Faktem jest, że mocno czułam się zaintrygowana, więc musiałam koniecznie go zobaczyć. I co muszę powiedzieć - nie żałuję swojej decyzji. "The Village" to świetna opowieść, która od pierwszego odcinka niesamowicie wciąga. Po raz kolejny możemy dostrzec bardzo dobre oddanie szczegółu w krajobrazie i wyglądzie postaci, w tym przypadku stylizowanej na wiek XX. To dodatkowo dodaje dramaturgii historii, jaka dzieje się na naszych oczach. Strach, miłość, poczucie obowiązku - mieszkańcami przedstawionej tu angielskiej wioski targają różnorakie emocje. I to chyba najbardziej mnie przekonuje: ogrom uczuć i proste acz świetne ich oddanie na ekranie. Poza tym odcinki za każdym razem przynoszą coraz ciekawsze wątki, które uzupełniają poprzednie wydarzenia i zapowiadają kolejne. Głównie koncentrujemy się na rodzinie Middleton'ów, jednak każda poboczna historia nadaje sens i nakręca całą akcję. Żadne pomieszanie z poplątanym, raczej historia kompletna, mocno złożona, ale i zrozumiała. Dla każdego.
   Zdecydowanie mocno klimatyczny serial. Dramatyczny, emocjonalny, naturalny. Obsada świetnie dobrana, każdy radzi sobie ze swoją rolą bardzo dobrze. Z pewnością poleciłabym go fanom obyczajów (ze względu na prostolinijność i różnorakie emocje) i dramatów, ale myślę, że miłośnicy historii również mieliby z tego seansu uciechę. Ja spieszę oglądać sezon 2. Wam polecam jak najszybciej obejrzeć 1... Naprawdę warto.