Klub wrednych matek - czy na pewno?
Joanna Opiat-Bojarska to pisarka z
przypadku. Zadebiutowała powieścią „Kto wyłączy mój mózg?” i to zapoczątkowało
jej karierę pisarza. „Klub wrednych matek” to jej trzecia książka, która
ukazała się tego roku na naszym polskim rynku czytelniczym. Dość ciekawy tytuł,
wpadająca w oko okładka, jak i rekomendacje znanej aktorki i pisarki, powinny przyciągnąć
sporo potencjalnych czytelniczek, które skłonne będą oddać się lekturze. Nie
jestem jednak pewna, czy powieść jest warta aż tylu zachodów. Przede wszystkim
jest nieźle przereklamowana, nie wnosi sobą niczego nowego. Jednym zdaniem,
choć może nie odnosi się do całości – jest po prostu nudna…
Historia
czterech przyjaciółek – Sylwii, Karoliny, Beaty i Kasi, które walczą z
codziennością. Wszystkie cztery znają się już od studiów, gdzie założyły „klub
szalonych studentek”. Teraz, gdy każda z nich jest, będzie czy też planuje być
matką, przeinaczają go w zupełnie odmienną grupę zwariowanych mam. Wypadałoby się
ustatkować, jednak przyjaciółki nie są typowymi kobietami, które dadzą się zagonić
do garów i pieluch. W końcu, jak każda inna, mają swoje potrzeby i pragnienia…
Zacznijmy może od tego, że ta książka
powinna mieć zupełnie inny tytuł. Zamiast „Klub wrednych matek” nazwałabym ją „Klub
matek wariatek”. Dlaczego? Bohaterki to stereotypowe kobiety, które nie chcą
być uziemione przez własne dzieci. Próbują stać się bardziej „rozrywkowe”,
bardziej „towarzyskie”. Wydaje się, że to w niczym nie wini, jednak należy zwrócić
uwagę na fakt, że autorka potraktowała swoje bohaterki nieco infantylnie i pretensjonalnie.
Chcąc zrobić z jednej z nich babkę o mocnym charakterze, zastosowała w co
drugim słowie słynną podwórkową łacinę, która wcale nie wyszła jej na zdrowie. Zamiast
ciętej kobiety, wyszła wulgarna i opryskliwa, co od razu zniesmaczy. Pozostałe
bohaterki również pozostawiają wiele do życzenia. Naiwne jak dzieci,
przewidywalne do bólu i nieźle „walnięte”. Być może obraz tej powieści miał
ukazać rzeczywistość, powiedziane było nawet, że czytelniczka odnajdzie w niej
coś z siebie. Ale litości – czy współczesne kobiety są aż tak nieporadne i
dziwaczne?
Powracając jednak do ogółu fabuły. Pomysł
wygląda całkiem ciekawie i „zdrowo” na standardy dobrej obyczajówki. Z
wykonaniem jest już jednak gorzej. „Klub wrednych matek” jest skupiskiem
zdarzeń dnia codziennego, które jednak w świetle rzeczywistości nie wyglądają
już tak zwyczajnie. Są niekiedy przesadzone, przesycone ckliwością i, co
najgorsze, do bólu przewidywalne. Żeby zaskoczyć czytelnika i bardziej go
zaciekawić, należałoby wprowadzić element zwrotny, który nie tyle namieszałby w
fabule, ale wciągnąłby odbiorcę. Nawet, jeśli jest to obyczajówka, takie
elementy są potrzebne. Tymczasem tutaj tego nie uświadczymy. Prostota, nuda,
monotonia i jeszcze raz nuda, nuda, nuda.
Zacytujmy tekst z okładki: „Optymistyczna,
pełna humoru powieść z dobrym zakończeniem”. Optymistyczna? Być może, jednak
ten optymizm raczej znika gdzieś między wyrazami. Pełna humoru? Potrzeba raczej
umiejętności Sherlocka Holmesa, żeby dostrzec w niej cień humoru. Pisanie w
zdaniach wyrażeń „hahahaha…” nie odda raczej klimatu rozbawienia. To brzmi
raczej, jakby bohaterowie śmiali się sami z siebie. No i jeszcze „… z dobrym
zakończeniem”. Tu się zgodzę. Choćby się waliło, paliło, świat się kończył,
dobre zakończenie musi być. Nie ma bata, musi! „Klub wrednych matek” kończy się
happy endem, choć wyglądało to znacznie inaczej. Ale jak inaczej coś „takiego”
skończyć?
Niestety to kolejny tytuł, który w stu
procentach mnie zawiódł. Liczyłam na coś ciekawego, co pomoże się zrelaksować w
godzinach wolnych od nauki i pracy, a tymczasem otrzymałam kolejną prostolinijną
i nudną opowiastkę, która do cna wypompowała moje siły i cierpliwość. „Klub
wrednych matek” to książka, z którą można się porządnie namęczyć, co przeczy
naturze swobodnej obyczajówki. Styl autorki, choć nie jest idealny, wygląda
schludnie i ciekawie, jednak nie rekompensuje bezsensownej fabuły. Sięgnięcie
po ten tytuł pozostawiam do wyboru czytelniczkom – z mojej strony radziłabym się
zastanowić dwukrotnie. Nie wykluczone, że innym przypadnie do gustu, ale to
zależy od osobistych oczekiwań. Po niej jednak nie spodziewajcie się zbyt wiele…
Tekst stanowi oficjalną recenzję dla wortalu webook.pl:
Autor: Joanna Opiat-Bojarska
Tytuł: Klub wrednych matek
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: styczeń 2013
Liczba stron: 276
6 komentarzy:
Troszkę lepiej odebrałam tę książkę. Co nie oznacza, że będę ją wychwalała pod niebiosa ;] Po prostu porównałam sobie tę książkę do czytanego prędzej "Blogostanu" i w sumie dałam jej tę ocenę 4/6 - dobra, bez fajerwerków, bez ochów i achów. Przeczytać można, ale dobrze czy źle można to sobie darować :)
Początek był dobry, przyznam, ale z kolejną stroną - już nie bardzo;D Dlatego ocena tak niska...
Chyba ją sobie podaruję. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale po kilku poprzednich książkowych rozczarowaniach nie mam ochoty na kolejne ;)
Pozdrawiam!
Nie słyszałam wcześniej o tej pozycji ale raczej po nią nie sięgnę. Po Twojej opinii szkoda mi na nią czasu, a w sumie zapowiadała się ciekawie.
W sumie szkoda, że ksiązka zawiodła oczekiwania, bo zapowiadało się całkiem spoko. Ale odpuszczam sobie w takim razie ;)
Fajna okładka, ale banalna treść mnie nie przekonuje...
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)