Trudne wybory czasem okazują się...dziwne.
Kiedy wybieram książkę do przeczytania,
zawsze zastanawiam się dwa razy, czy aby na pewno może mi się spodobać dany
tytuł. Rzadko wtedy odczuwam rozczarowanie, a nawet jeśli, nie jest to mega
wielka sprawa, coś zawsze było wartego uwagi. „Wszyscy jesteśmy sterowani”
autorstwa Pawła Olearczyka na początku zrobiła na mnie wrażenie zapowiedzią –
miałam nadzieję na dobrą opowieść z morałem, dobrą obyczajówkę polskiej
produkcji. Tymczasem okazało się, że wyrażenie „przeliczyłam się” nie
wystarczy, aby określić swoje odczucia po lekturze. Moja dotychczasowa teoria
legła w gruzach, a od tamtej pory zastanawiam się nad wyborem więcej niż dwa
razy…
Nick Agent to młody chłopiec, który stara się
żyć dobrze i przykładnie. Uczy się pilnie, słucha dorosłych, nie popada w
kłopoty… Nadchodzi jednak dzień, kiedy wszystko się zmienia. W jego życiu
zapanuje chaos, którego w żaden sposób nie może powstrzymać. Proste wybory
staną się sztuką arcytrudną, tym bardziej, że wiele z nich ktoś będzie chciał
podjąć za niego.
Od zawsze byłam tolerancyjna wobec kiepskich
książek. Jedne były bardziej wkurzające, inne mniej, ale przez grzeczność i
wyrozumiałość tolerowałam występujące błędy. „Wszyscy jesteśmy sterowani”
okazało się fenomenem ostatnich miesięcy – w tym roku nie czytałam jeszcze tak
dziwnej historii (gdzie słowo ‘dziwny” jest wersją łagodzącą). Kiedyś bym może
machnęła ręką na liczne błędy, jednak podczas lektury miałam niejednokrotną ochotę rzucić książką o
ścianę. Dosłownie. Aby uchwycić wszystkie nękające mnie błędy fabuły, lepiej
będzie, jeśli podzielę je na pojedyncze problemy i opisze krótko kilka z nich:
Problem nr 1: Główny bohater. O nim wiemy
tyle, co nic. Nazywa się Nick Agent ( dość nietypowo jak na polskie standardy),
ma 15 numerek w dzienniku (15?) i wiemy, jak na imię ma jego matka. O jego
cechach charakteru musimy dowiadywać się, wyczytywać między wersami. A cóż to
są za cechy! Bohater zazwyczaj powinien budzić sympatię u czytelnika,
„zaprzyjaźnić się” z nim, tymczasem za każdym razem miałam ochotę kopnąć go w tyłek.
Dlaczego? Nick jest kumulacją wszelkich dziwacznych cech: maminsynek, beksa,
osoba, która trzęsie portkami przy każdej dobrej do tego okazji, chłopak, który
ucieka na widok nagiego ciała koleżanki i mężczyzna, którego podnieca widok
dołeczków w damskim policzku [„Nick najbardziej lubił, kiedy dziewczyna się
uśmiechała, ponieważ na jej twarzy tworzyły się wtedy takie delikatne dołeczki,
które bardzo go podniecały” str.21]. Nie chciałabym mieć takiego kolegi…
Problem nr 2: Brak potrzebnych informacji. W
fabule, aby dobrze zrozumieć sens oraz działanie poszczególnych bohaterów,
trzeba mieć dokładne dane na ich temat. Może nie od razu cały życiorys należy
streszczać, ale wiek, szkoła itp. na pewno by się przydały. W tej książce brak
jakichkolwiek informacji, które nakierowałyby czytelnika na dobre rozumowanie.
Czytając „Wszyscy jesteśmy sterowani” mamy pobieżne dane, bez których w innej
sytuacji człowiek mógłby się połapać, co i jak, jednak tutaj poprzez różnorakie
zachowanie postaci nie wiemy, czy to szkoła podstawowa, czy gimnazjum, czy
nawet zakład poprawczy (zdarzały się i takie momenty!). Nie wiemy, ile główny
bohater ma lat, przez co jego zachowanie irytuje i wcale nie da się go
zrozumieć.
Problem nr 3: Bez emocjonalne podejście do
niektórych wątków. Jeżeli autor decyduje się na dramatyzowanie, mógłby się
chociaż postarać. Tymczasem każdy wątek, w którym występuje dramatyczna
sytuacja, odbywa się to na zasadzie napisać – zapomnieć. A gdzie te emocje?
Gdzie ten dramatyzm? Przykład: Na starym moście kolejowym miał miejsc wypadek –
pociąg z pasażerami wpadł do wody, ginie mnóstwo osób (w tym burmistrz miasta).
Reakcja bohaterów? Mały płacz (bardziej z szoku, że musieli to widzieć akurat
oni) i myśl: trudno, stało się. Burmistrz nie chciał naprawić mostu, niech
cierpi… To były jedne z licznych momentów, kiedy człowiek zastanawia się, co
myślał autor, kiedy pisał takie sceny…
Problem nr 4: Wygórowana wyobraźnia. Prawie
w całej książce można zauważyć nieścisłości i naprawdę wielkie ślady wybujałej
wyobraźni autora. Dlaczego? W miejscu, gdzie powinna być normalna szkoła,
normalny świat, nic nie jest normalne. Raczej dziwne. I nierealne. Postaci oraz
sytuacje opisane w fabule nie raz śmieszą, irytują, bądź po prostu denerwują,
aż doprowadzają czytelnika do białej gorączki. Kto widział w swojej placówce
(jakikolwiek poziom reprezentuje) dziewczynę, która molestuje i wykorzystuje
seksualnie kolegów w szatni? Kto spotkał nauczyciela, który chwali się w
szkole, że jest właśnie w ciąży? A później okazuje się, że to dziecko jednego z
uczniów, z którym zdradziła innego ucznia? Wiadomo, że jest to fikcja
literacka, czysty wymysł autora, ale bez przesady. To i tak nieliczne
przykłady, ale większość z nich stworzyć może niezły tom fantasy dla ludzi o
mocnych nerwach…
Problem nr 5: Niedojrzały styl. Na okładce
wyczytałam, że tą książkę autor napisał, będąc w gimnazjum. Ok, to nieco
przytępiło mój zapał do książki, a już podczas czytania całkowicie traciłam
nadzieję na polepszenie sytuacji. Chodzi dokładnie o fakt, że styl, jaki reprezentuje
ta książka, jest wprost dziecinny. Nie ma dokładnego odniesienia do tytułu,
przez większość fabuły, kiedy czytamy rozważania bohatera, mamy wrażenie,
jakbyśmy czytali o dziecku ( w dodatku nie za bardzo rozwiniętym umysłowo).
Wiele elementów zaprzepaściło szansę na dobrą konstrukcję książki, m.in.
rozważania na temat słowa „gówno” [„Choć
było to słowo powszechnie uznawane za wulgaryzm z kategorii soft, z jej ust
było to jak balsam dla jego uszu. Co z tego, że ten balsam jest brązowy i
śmierdzi, kiedy to ona go nim smaruje. Mógłby słuchać tego cały dzień bez
przerwy. ‘Gówno, gówno, gówno…’ – szeptałaby mu do ucha, a on rozpływałby się w
zachwycie.” Str. 23]. Jeśli coś takiego kogoś szokuje bądź zniesmaczy, mogę
zapewnić, że to był dopiero początek książki…
Od zawsze byłam tolerancyjna dla złych
książek, aż w końcu trafiłam na „Wszyscy jesteśmy sterowani”. W życiu nie
przeżyłam tak wielkiego rozczarowania lekturą. Spotykałam wiele tytułów, które
miały pojedyncze incydenty, które zaważyły na ocenie, jednak ta książka bije
wszelakie rekordy. Cała jest kompletnie źle poprowadzona, bohater to zwykły
dzieciak o niezwykle małym sprycie (powiedzenie, że był idiotą zabrzmiałoby
brzydko). Wątki są niedokończone, niektóre wprost przesycone „dziwacznymi” momentami,
co daje efekt bardzo, ale to bardzo irytującej fabuły. Miałam nadzieję na dobrą
lekturę z morałem (wiem, wiem, ale tytuł mnie zmylił), a dostałam dziwaczną
komedię o chłopcu, co bał się podjąć jakąkolwiek decyzję. Jeśli spotkacie
gdzieś ten tytuł, być może będziecie chcieli z ciekawości sprawdzić, czy naprawdę
jest aż tak zła, ale z mojej strony zapewniam, że nie jest warta zachodu.
Szkoda czasu, aby marnować go na takie lektury.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae res oraz wortalowi webook.pl, na którym również ukazała się ta recenzja:
Autor: Paweł Olearczyk
Tytuł: Wszyscy jesteśmy sterowani
Wydawnictwo: novae res
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 280
7 komentarzy:
uf dobrze, że książka nie wpadła w moje ręce, z tego co widać po twojej opinii szkoda na nią czasu :)
A tytuł zachęca do lektury ... ;)
Ufff, jak dobrze, że nie wybrałam jej jednak do recenzji. Chyba bym nie dała rady jej przeczytać.
Myślę, że młody wiek autora ma tutaj ogromne znaczenie. Dziwię się tylko, że tak słaba książka została wydana. Będę omijać ją z daleka.
Dziękuję za recenzję. Przynajmniej będę wiedziała, żeby omijać ten tytuł z daleka...
boję się tej książki... Dotychczas bałam się tylko pająków...
O widzę, że nie tylko ja się wkurzyłam podczas lektury tej książki. Ja właśnie wczoraj zrecenzowałam ją u siebie i mam bardzo podobne zdanie do twojego. Z każdą stroną oczy coraz bardziej wychodziły mi z orbit:) Nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać. To jakaś pomyłka. Pozdrawiam
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)