Kiedy umiera ten, kogo znamy bardzo dobrze...
Są takie książki, które swoją specyfiką nie
pozwalają nam dobrze określić, jak ocenić każdy jej aspekt. Niewątpliwie
pojawiają się one raz rzadziej raz częściej, jednak kiedy częstotliwość ich
występowania przestaje nas zaskakiwać, pojawiają się pytania, czy literatura
idzie w dobrym kierunku. „Smilla w labiryntach śniegu” to zdecydowanie powieść
specyficzna – z jednej strony wybitnie napisana, lecz z drugiej – mało
wciągająca. Jest w niej pewien urok, potrafi zaintrygować, jednak zbyt wysoce
zastosowanie opisów mało istotnych lub po prostu mało interesujących tworzą nam
nieco oporną lekturę. I chociaż wątek kryminalny ratuje w pewien sposób sytuację,
dokończenie powieści przychodzi z trudem.
Smilla
to kobieta samotnik. Jako rodowita Grenlandka przeprowadza się do Danii, gdzie
czuje się obco. Wkrótce jednak poznaje Esajasa, jej współplemieńca, z którym
połączy ją niezwykle bliska więź. Ich znajomość zostaje przerwana w brutalny
sposób w dzień, kiedy chłopiec ponosi śmierć w wyniku upadku z dachu.
Oficjalnie jest to zwyczajny wypadek, jednak Smilla nie uznaje tej prawdy.
Znała Esajasa i wie, że sam nie dałby rady skoczyć. Podejrzewa, że został
zamordowany, dlatego podejmuje własne śledztwo. Wkrótce poznaje fakty, które
doprowadzają ją do zaskakujących wniosków…
„Smilla w labiryntach śniegu” to dość trudna
książka. Z jednej strony mamy do czynienia z ciekawą i intrygującą historią,
jednak z drugiej dość opornie idącą fabułą. Nie idzie tutaj o styl autora, gdyż
ten tworzy narrację niemal doskonałą, ale o nadmiar treści, który, mówiąc
wprost, potrafi zanudzić. Być może ten zabieg, gdzie opisy wielu innych spraw,
nie dotyczących głównych wątków, miał za zadanie ubarwić jedynie ten śnieżny i
mroczny obraz, ale w efekcie wyszło zupełnie odwrotnie. Lektura w niektórych
momentach się mocno przeciąga, na poznanie konkretów musi odczekać sporo czasu,
a finał okazuje się mniej ekscytujący, niż można od niego oczekiwać. Stąd
właśnie wniosek, że książka to z lekka przerysowana fabuła z dużą dozą zbędnych
fragmentów.
Co do klimatu, nie można jej niczego
zarzucić. Chociaż czasem gdzieś zanika w odmętach opisanych treści, to całość w
pewien sposób tworzy niezwykle urokliwe tło fabularne. Dzięki niemu postaci są
bardziej wyraźne, akcja w dużej mierze nabiera rozpędu, a zagadka staje się nareszcie
bardziej ciekawa. Gdyby nie fakt, iż częste zbaczanie z kursu głównej sprawy
mocno szarpie uwagą czytelnika, pewnie powieść nabrałaby całkiem innego
kształtu. Autor miał dobre intencje, co widać po wielu fragmentach i samym
opisie, jednak zbytnio przeforsował jej fabułę, tuszując w ten sposób istotne
elementy.
Trudno jednoznacznie określić jej wartość. Z
jednej strony intryguje, z drugiej zaś okazuje się dość mało interesująca. Ma
swoje liczne zalety – bogatą narrację, ciekawy wątek kryminalny oraz
niecodzienną relację międzyludzką. Jednak w całościowym efekcie brakuje jej
werwy oraz iskry, która pozwoliłaby z zainteresowaniem śledzić całą historię do
samego końca. „Smilla w labiryntach śniegu” to powieść z pewnością wyjątkowa,
jeśli chodzi o treść, jednak pod względem wykonania nie wygląda już tak
kolorowo. Dlatego polecam ją tym, którzy naprawdę czują konieczność jej
przeczytania. Innych zmuszać nie mam zamiaru…
Autor: Peter Høeg
Tytuł: Smilla w labiryntach śniegu
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 560
5 komentarzy:
Podobne miałam odczucia po lekturze. Określenie tej książki jako pozycji kryminalnej moim zdaniem odbiera jej spore grono czytelników, które byłoby nią zainteresowane.
Nie lubię, kiedy książka jest przeładowana treściowo - niby ma to wzbogacić lekturę, a jednak bardziej potrafi zmęczyć czytelnika.
Hmm..to nic dla mnie :)
Chyba nie dla mnie.
Może wykonanie trochę kuleje, ale fabuła mnie zaintrygowała. Na pewno poszukam w bibliotece. Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)