Nigdy nie wiadomo...
Do tej pory nazwisko Johna Lutza nie było mi
znane. Chociaż uwielbiam kryminały i czytam ich sporo, to wciąż poznaje coraz
to nowych autorów, których z pewnością inni znają już dobrze. Lektura książki „Mister
X” była testem autora i muszę powiedzieć, że wypadł na nim nienajgorzej. Co prawda
przydługie rozwodzenia się nad sprawą czasem wydawało się nudne, to zaskakujący
finał i ciekawa narracja sprawiły, że John Lutz zyskał moje uznanie. Jako
miłośnik kryminału stwierdzam, że warto książki tego autora poznać bliżej.
W gabinecie
detektywa Franka Quinna zjawia się kobieta, która podaje się za siostrę
bliźniaczkę ostatniej z ofiar tajemniczego seryjnego mordercy. Sprawa sprzed
lat do tej pory nie została rozwiązana, dlatego kobieta próbuje skłonić
detektywa do wznowienia śledztwa. Z czasem koszmar znów staje się faktem – albo
zabójca powrócił, albo ktoś naśladuje jego ruchy. Ale w jakim celu? Detektyw
Quinn próbuje pojąć sedno sprawy, ale będzie to możliwe tylko wtedy, gdy pozna
wszystkie szczegóły z odległej przeszłości. Nawet te najmroczniejsze…
Coraz częściej spotykam się z kryminałami, w
których bohaterowie wracają do przeszłości. Autorzy stosują retrospekcje w
różnych celach, ale też z różnym skutkiem. Nie raz częste nawiązywanie do spraw
z przeszłości wiążą się z chaosem, jaki powstaje w powieści. Wtedy też traci ona
na swojej wartości. John Lutz zastosował je w powieści „Mister X” jednak w dość
subtelny sposób. Nie jest ich wiele, ale świetnie obrazują dany temat. Dobrze uzupełniają
luki i pomagają w zrozumieniu sprawy. Na tle wydarzeń, jakie mają miejsce w tej
książce (prowadzone śledztwo, logika głównego bohatera) wygląda to schludnie i
z pewnością dodaje więcej zainteresowania ze strony czytelnika.
John Lutz dał się również poznać z dość
ciekawego podejścia do konstruowania fabuły. Wiąże się z tym nie tylko grupa
dobrze ucharakteryzowanych bohaterów, ale również kreacja mordercy i jego
działania. Portret psychopatycznego zabójcy jest mocno charakterystyczny –
obcina kobietom sutki, wycina X na klatce piersiowej czy też knebluje je własną
bielizną. Ale dodatkowo autor nakierowuje ten obraz, nasze podejrzenia na
postać, która wydaje się oczywista. I tutaj po raz kolejny zaskoczył, bowiem
bardzo dobrze rozegrał całą sprawę. Zamydlił czytelnikowi oczy, po to, aby do
końca trwał w nieświadomości. To ktoś zupełnie inny. Totalne zaskoczenie.
Nie byłabym jedna sobą, gdybym nie wytknęła
paru błędów. Jednym z nich jest zbytnie przeciąganie tematu. Cała historia
mieści się na przeszło 400 stronach i wydaje mi się, że można było ją opisać
nieco zwięźlej. Autor czasem zbyt długo rozwodził się nad jedną sprawą, skupiał
się na opisach otoczenia, aniżeli głównego problemu. Nie wygląda to źle, dobrze
się czyta, jednakże zabrakło przez to pełnej płynności w lekturze. Tempo akcji
jest dobre, jednak w tego typu przypadkach wyraźnie zwalnia. Wydaje mi się, że
gdyby John Lutz bardziej skupił się na głównym wątku, wciąż działał w
kontekście rozgryzienia sprawy, dynamika byłaby większa i wtedy czytelnik nie
zdołałby oderwać się od lektury.
„Mister X”, mimo wszystko, to dobra lektura.
Dobrze się ją czyta, przez cały czas czuć ducha tajemniczości i kryminalnej
zagadki, a finał ostatecznie zwala z nóg. Dobrze poprowadzona narracja i
umiejętnie wykreowani bohaterowie sprawiają, że czyta się szybko i z dużym
zaangażowaniem. Miłośnikom tego gatunku powinna przypaść do gustu. Ja z
pewnością w przyszłości będę pamiętać o tym autorze. Polecam.
Autor: John LutzTytuł: Mister X
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 456
3 komentarzy:
Ja też nie słyszałam wcześniej o tym nazwisku. Jeśli będę miała okazję, to z chęcią przeczytam.
Trochę nie lubię w książkach długiego i nudnego rozwodzenia się nad sprawą to jednak sięgnę po książkę. Mam przeczucie że będzie dobra. :)
I słusznie:) to rozwodzenie się na szczęście nie było aż tak rozległe, żeby się nim przejmować, ale wolałam to podkreślić...
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)