Uwaga! Książka zawierała lokowanie produktu...
Strasznie nie lubię, kiedy na okładkach
książek widnieją porównania autorów. W większości przypadków są to jedynie
chwyty marketingowe i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Najnowszy przykład?
Mikel Santiago to taki hiszpański Stephen King. Czy naprawdę? Nie wydaje mi się.
Obaj panowie są mega uzdolnieni i potrafią dobrze pisać. Ale jedyne, co mają
wspólnego, to gatunek ich powieści.
„Ostatnia noc w Tremore Beach” to powieść
napisana przez Santiago. Jak można ją ocenić? To świetna historia. I nie mówię
w żaden sposób przesadnie. Od początku intryguje i do ostatniej strony trzyma w
napięciu. Może nie jest to fantastyczna opowieść, bez fajerwerków, ale za to
jest dobrze przemyślana i zgrabnie napisana. A co najważniejsze – po skończeniu
lektury pozostaje nam miłe wrażenie, że oto przeczytaliśmy coś dobrego.
Kompozytor
Peter Harper bardzo przeżywa rozwód. W poszukiwaniu wyjścia z życiowego impasu
wynajmuje dom na odludnej plaży w Irlandii i w samotności próbuje odzyskać siły
twórcze i kontrolę nad własnym życiem. Niespodziewanie zostaje rażony piorunem.
Przeżywa, ale w jego głowie pojawiają się niepokojące myśli. Ich bohaterami są
najbliższe mu osoby: dzieci, przyjaciele, a także niezwykła kobieta, Judie,
która osiedliła się w sąsiedniej wsi. Makabryczne wizje stają się jeszcze
bardziej niepokojące, kiedy Peter odkrywa, że zarówno przyjazne małżeństwo Leo
i Marie, jak i Judie mają swoje tajemnice…[źródło]
Czekałam na moment, kiedy uda mi się przeczytać
tę powieść. Dlaczego? Nie dlatego, że skusiło mnie nazwisko Kinga z tyłu
okładki, to akurat jedynie przystopowało mój entuzjazm. Ale dlatego, że z
łatwością można wyczuć, że zawarta tu historia może być dobra i naprawdę ciekawa.
Przeczucia nie mnie myliły. „Ostatnia noc w Tremore Beach” okazała się świetną
lekturą, która z miejsca wciągnęła mnie w wir wydarzeń.
Od samego początku widać, że historia
rozwija się według wcześniej ustalonego planu. Autor zapewnił czytelnikowi
dobre wprowadzenie w klimat, powoli zagłębia nas w życiorys głównego bohatera
(przy czym nie robi tego w sposób przesadzony). Dlatego na początku wydaje nam się,
że na kulminację trzeba nam będzie sporo wyczekać. Jednocześnie można odnieść
wrażenie, że za moment coś się stanie. I proszę, po kilku stronach następuje
pierwszy ważny epizod, akcja z miejsca nabiera tempa, a kolejne wydarzenia
podsycają w nas zaintrygowanie i nerwowe oczekiwanie, jak sytuacja się rozwinie.
Muszę przyznać, że Santiago bardzo umiejętnie buduje napięcie. Wystarczy jedno
zajście i czytelnik zmuszony jest do skończenia lektury mimo wszystko. Już nie
wspomnę o podekscytowaniu, które temu towarzyszy. Nie sposób przerwać lekturę w
jakimkolwiek momencie.
Na pochwałę zasługuje również fakt, iż autor
pisze bardzo obrazowo. Czytając tę historię, mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali
dobre kino grozy. Często bywa tak, że musimy być dobrze skupieni, by wyobrazić
sobie bohaterów i akcję, jaka się rozgrywa. Tutaj wszystko można z łatwością odtworzyć
w swojej głowie – szum fal, dźwięki burzy, krople deszczu stukające w parapet,
a nawet wygląd miasteczka, domów, każdego bohatera. Dzięki temu książkę czyta się
z podwójną przyjemnością – nie dość, że intrygująca akcja niesamowicie wciąga,
to jeszcze możemy poczuć na własnej skórze ten dreszcz emocji i ze swobodą
doznać to, czego doświadcza główny bohater.
Jedynym moim zastrzeżeniem co do lektury
jest to, że zbyt szybko się skończyła. I, niestety, miałam wrażenie, jakby
finał okazał się zbyt prosty. Znowu. Oczekiwałam, że nasz bohater, Peter
Harper, będzie miał trudniejsze przeszkody do pokonania. Tymczasem rozwiązania
okazały się nieco banalne i trochę gryzły się z jego wcześniejszymi krwawymi
wizjami, które zwiastowały emocjonujące zakończenie. Obyło się bez fajerwerk,
ale na szczęście w umiarkowanie dobrym stylu.
I chociaż znów przyczepiłam się do końcówki,
całość mogę ocenić bardzo dobrze. „Ostatnia noc w Tremore Beach” okazała się lekturą
świetnie skonstruowaną – dobrze przemyślaną i ciekawie napisaną. Sporo akcji (w
dobrym tempie), mnóstwo napięcia (które systematycznie wzrasta), a przede
wszystkim duża dawka mrożących krew w żyłach wydarzeń (można poczuć ciarki na
plecach). Wciąga od samego początku i do samego końca nie odpuszcza. Mówiąc w
skrócie: kawał dobrego i mocno realistycznego thrillera. Polecam!
Autor: Mikel Santiago
Tytuł: Ostatnia noc w Tremore Beach
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 392
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)