Wyjdź z domu, zostań bohaterem!
Często oglądam
filmy, które powstały na bazie książek. Tak dla porównania, z ciekawości. A jak
to wygląda w przypadku, kiedy to książka powstaje na bazie scenariusza
filmowego? Również wyznaję zasadę: najpierw książka, później film. „Imperium
robotów. Bunt człowieka” to aktualnie przebój kinowy – ciekawy zwiastun
zapowiada niezłą zabawę. Ale najpierw postanowiłam sięgnąć po powieść, która
bazuje na historii filmowej; w końcu fabuła jest poszerzona o kilka wątków,
więc na pewno więcej się dzieje. Przyznam szczerze, że takiej lektury się nie
spodziewałam: prostej, lekkiej, młodzieżowej. Na pewno nie jest zła, bowiem
czyta się szybko, fabuła wciąga, a bohaterowie mogą się podobać, jednak
zabrakło mi w niej charakteru, przysłowiowego „pazura”. Bo historia ma
potencjał, ale został stłumiony przez banalne rozwiązania…
Ziemia zostaje opanowana przez robotów,
które jasno przedstawiają swoje zasady: nie wychodzić z domu i przestrzegać
zasad – inaczej czeka ich śmierć. W ciągu kilku lat ulice zostają wyludnione, a
mieszkańcy zostają zamknięci w swoich domach. Do czasu, gdy grupie nastolatków udaje
się wymknąć robotom i wyruszyć w miasto. Jeden z nich - Sean Flynn jest przekonany,
że jego ojciec wciąż żyje i postanawiają go odnaleźć. Ta wyprawa okaże się przełomem
i ogromnym wyzwaniem w walce z ogromnymi maszynami.
Uwielbiam tego typu
historie, nie tylko na papierze, ale również na ekranie. Tak właśnie
zainteresowałam się tym tytułem – bo, nie powiem, zapowiadało się intrygująco.
I, co muszę powiedzieć, w ogóle nie spodziewałam się takiej lektury. Nie mówię
o rozczarowaniu, bo historia mnie wciągnęła, naprawdę świetnie się przy niej
bawiłam. Ale oczekiwałam mrocznej fabuły, gdzie każda sytuacja wymagałaby
trudniejszych rozwiązań. „Imperium robotów…” to lektura typowo młodzieżowa,
gdzie młodzi bohaterowie stają się istotą sprawy. To oni ciągną historię,
walcząc z przeciwnikiem ( oczywiście w swoim stylu). Wtedy też ich pomysły
wydają się proste, czasem zbyt proste jak na trudną sytuację. Zabrakło mi w tym
miejscu większej kreatywności ze strony autora – w końcu młody bohater nie
oznacza, że nie może bardziej pomyśleć. Bo chociaż w życiu codziennym jestem
zwolenniczką prostych rozwiązań, w fabule książki chciałabym jednak poczytać o
czymś bardziej złożonym. Zwłaszcza, jeśli jest to inwazja robotów, które nie wahają
się zabić człowieka…
Chociaż fabuła
wydała mi się zbyt banalna, nie mogę powiedzieć, że lekturę uważam za straconą.
Tytuł ten okazał się mega wciągający, a nawet
zabawny. Zamysł inwazji robotów, ich wygląd, zachowanie, postawa – to wszystko,
jeśli dobrze sobie wyobrazimy, wygląda mrocznie i przerażająco. To, co dzieje się
przez całą lekturę z udziałem robotów można uznać - jak najbardziej - za rzecz
intrygującą. Żałuję dlatego, że młodzi bohaterowie nieco podzielili ten obraz:
ich zachowania można uznać za odważne, ale często również za komiczne. Z jednej
strony stają się bohaterami, z drugiej wyglądają jak banda nastolatków, nie
mających pojęcia o życiu. Fabuła okazała się zmienna, raz była lepsza, raz
gorsza, na szczęście z przewagą tego pierwszego. Co nie zmienia jednak faktu,
że zbyt wielkie oczekiwania mogą fatalnie rozczarować.
„Imperium robotów.
Bunt człowieka” mówiąc zatem krótko, to prosta i niewymagająca lektura dla
młodzieży. Jest ciekawa, wciągająca, często intrygująca. Jednak pod powłoką
dobrej lektury kryje się haczyk, czyli banalne rozwiązania, które mogą nie
usatysfakcjonować wielu czytelników. Osobiście spodobała mi się, jednak
zabrakło mi w niej wielu elementów – ostrzejszej akcji, więcej zaskakujących
momentów, trudniejszych rozwiązań. Fabuła nie wygląda tragicznie, ale może
rozczarować. Dlatego nie nakłaniam, a zachęcam zainteresowanych podobnymi
historiami. Może akurat Wam spodoba się bardziej…
Autor: Mark Stay
Tytuł: Imperium robotów. Bunt człowieka
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 336