Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trylogia czasu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Trylogia czasu. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 marca 2012

"Błękit szafiru" - Kerstin Gier

"Błękit szafiru" Kerstin Gier

Kiedy raz stajesz się kimś więcej niż myślisz, ciężko powrócić do zwykłej normalności…

   „Błękit szafiru” to już drugi tom Trylogii Czasu. Tym razem Gwen, główna bohaterka, którą poznaliśmy w pierwszej części, zmierza się z tajemniczą misją osadzoną w czasie na ok. XX wiek, gdzie próbuje rozwiązać zagadkę kradzieży chronografu. Dziewczyna pragnie znów stać się nastolatką, zwykłą, jaką dawniej była. Jednak w jej życiu zawsze znajdują się inne priorytety…

   Ciągłe oskarżenia i podejrzenia o wszystko doprowadzają dziewczynę na skraj. Do tego wkurzająca kuzynka, której rzekomo sprzątnęła fuchę sprzed nosa, denerwuje ją na każdym kroku. Dlaczego? No właśnie, bo to ona miała być Rubinem, nie Gwen. Na domiar wszystkiego między Gwendolyn a Gideonem dochodzi do niejasnych sytuacji, pojawia się na ich drodze „ten trzeci”. I co w tej sytuacji ma zrobić nastolatka? Zostać z oszałamiającym towarzyszem, czy też spędzać czas z nowopoznanym… gargulcem?

   Nie sądziłam, że tak szybko wezmę się na kontynuację tej serii. Z drugiej jednak strony cieszę się, że akurat czas pozwolił mi na to. Ewidentnie widać poprawę w drugiej części, jest dużo lepiej niż poprzednio. Fabuła wciąż płynie wartkim nurtem, jednak niekiedy zbyt wolno. Plusem książki jest fakt, że nie mamy dużego odstępu czasowego między częściami, „Błękit szafiru” jest dosłowną kontynuacją swojej poprzedniczki. Z każdym kolejnym rozdziałem, każdą kolejną stroną tajemnic przybywa. A z czasem nie poznajemy ich rozwiązania, tylko… znów dostajemy kolejną zagadkę. Można by rzec, że to trochę frustrujące, ale jakby spojrzeć na to pod dobrym kątem: po prostu bardziej wciąga, chcemy poznać te tajemnice. 

   Gwendolyn… Ach, ta nasza bohaterka. Nic się nie zmieniła. Wciąż uparta jak dziecko, patrzy na świat z perspektywy kogoś bardziej dojrzałego. Chociaż czasami zdarzały się momenty, kiedy zachowywała się dosłownie jak jej młodsza, dużo młodsza wersja, co w jej przypadku nie było jakby wskazane. Właśnie takie jej zachowanie przeważnie mnie irytowało, ale z pewnością nie tylko mnie. Drugim irytującym gościem w tej książce jest także Gideon: młody przystojniak, ciacho, jak to zwykle się mówi. Ale jak to też zwykle bywa, takie ciacha wcale a wcale nie są ideałami. Mnie osobiście lubił wprawiać w osłupienie, swoim zachowaniem wywoływał u mnie maślane oczka jak u kotka ze Shreka, ale momentami miałam go dosyć. Podobnie jak Gwen miewał kaprysy niczym dziecko, albo gorzej, starszy mężczyzna. Zmienny, jak pogoda… Jest jeszcze jedna królowa zołz, irytująca nader wszystko. Charlotta. Uch, ona naprawdę potrafiła wkurzać. Przeczytajcie i wtedy zobaczycie, że Gwen słusznie miała jej dość.

   Jeśli chodzi o styl autorki, wciąż odbieram go jakby trochę dziecinny. Jednak w drugiej części wyraźnie zauważyłam coś więcej: autorka w bardzo dobry sposób (i udany) potrafi „namalować” obraz sytuacji swoimi opisami. Byłam pod wrażeniem, nie powiem, bo wciąż miałam w pamięci styl z „Czerwieni rubinu”. I w tym miejscu właśnie należy się ogromny plus dla autorki. Bo potrafiła mnie bardziej przekonać do swojej serii. I z chęcią sięgnę po kolejną część, która nie dość dawno weszła w regularną sprzedaż.

PS. Czy Wy też uważacie, że polski odpowiednik okładek jest w zupełności lepszy od oryginału? 

Autor: Kerstin Gier
Tytuł: Błękit szafiru
Wydawnictwo: Egmont 
Rok wydania: październik 2011
Liczba stron: 364

niedziela, 19 lutego 2012

"Czerwień rubinu" - Kerstin Gier

"Czerwień rubinu" - Kerstin Gier

Podróże w czasie? Owszem, poproszę…

   Charlotta, główna bohaterka, od kilku dni miewa mdłości. Jej rodzina z niecierpliwością oczekuje dnia, w którym cofnie się w czasie, bo wszyscy wierzą, że to ona odziedziczy wyjątkowy gen, który umożliwia cofanie się w przeszłość.  Za to jej kuzynka, Gwendolyn, widzi duchy. Nie są one groźne, sprawiają wrażenie niegroźnych istot, które wciąż wierzą, że żyją.

   Pewnego dnia Gwedolyn, idąc do sklepu, nagle robi to samo, jedynie wiele lat wstecz. Okazuje się, że to ona odziedziczyła gen przenoszenia się w czasie. Rodzina jest zaskoczona, nie wierzy, że bez przygotowania poradzi sobie z powierzonym jej zadaniem. Dziewczyna bowiem jest ostatnim, dwunastym podróżnikiem w czasie, który reprezentuje dany kamień. Gwendolyn to rubin. Musi odnaleźć skradziony chronograf, który może odkryć Tajemnice Dwanaściorga. W misji towarzyszy jej Gideon de Villiers – arogancki dupek, ale za to mega przystojny…
   Czy dziewczyna poradzi sobie z zadaniem? Jakie przygody ją czekają? A co z przystojnym towarzyszem?

   Długo zastanawiałam się, czy przeczytać tę książkę. Ale w końcu sięgnęłam na półkę i bach, przeczytane. Myślę, że fabuła jest dość oryginalna i interesująca, przygody bohaterów, podróże w czasie, a to wszystko dopięte napięciem i akcją, która chyba nigdy się nie kończy. Trochę jak dla mnie za szybko, ale obfitość w różnego rodzaju zdarzenia sprawiły, że przymknęłam na to oko.

   Bohaterowie ciekawi, nie powiem. Widzenie duchów? Podróże w czasie? Myslę, że jak na takie umiejętności postacie radziły sobie nieźle, chociaż mnie osobiście przerażałaby taka perspektywa.

   Styl autorki jest łatwy w odbiorze. Czyta się szybko i bez przeszkód. A czy godna polecenia? Jeśli jesteś fanem fantasy, owszem, jak najbardziej. Dla młodzieży tej młodszej i starszej: oczywiście. Jednak starsi czytelnicy mogą trochę narzekać na dziecinność, że tak to ujmę. Mnie się nawet podobała, więc być może zajrzę do kolejnych części Trylogii…

Autor: Kerstin Gier
Tytuł: Czerwień rubinu
Wydawnictwo: Egmont Polska
Rok wydania: kwiecień 2011