Coś zawsze może pójść nie tak...
Powieść detektywistyczna i humor? Takie
klimaty uwielbiam. Zwłaszcza, jeśli wątek detektywistyczny jest dobrze
rozwinięty – za idealną zagadkę właśnie pokochałam czytać kryminały. „Ostatnia
prowokacja” to idealne połączenie humoru i pracy detektywa: historia jest
lekka, zabawna, a zajęcie głównej bohaterki wygląda niesamowicie intrygująco i
wciąga od samego początku. I być może nie jest to wybitna powieść, ale została
napisana w taki sposób, że nie sposób jej nie pokochać już od pierwszej strony…
Scot
„Scat” Delaney to światowej sławy wokalista jazzowy. Ma mnóstwo okazji, żeby
zdradzić swoją dziewczynę. Alice, zanim zwiąże się z nim na stałe, chce się
dowiedzieć, czy może mu ufać. Wynajmuje Florence Love, prywatną detektyw
specjalizującą się w prowokacjach, by wystawiła na próbę jej narzeczonego.
Florence ma tylko dziesięć dni, żeby usidlić przystojnego muzyka i nie złamać
swojej żelaznej zasady: Jeden pocałunek z języczkiem przez pięć sekund i sprawa
zamknięta. Pani detektyw jest znawczynią mowy ciała, biologii ewolucyjnej i
sprytnych przebrań. Jej metody działania są niekonwencjonalne, a skuteczność
niezawodna. Jest tylko jedno ale – uwodzeni przez nią mężczyźni rzadko są
równie pociągający jak Scot. A przecież nigdy nie należy się zakochiwać w obiekcie
prowokacji…[wyd.]
Nie będę ukrywać, że historia spodobała mi się
i to bardzo. Już od pierwszych stron można poczuć w niej lekkość i swobodę w
przeczytanych zdaniach – widać, że autorka zdecydowanie podeszła do swojego
pomysłu. Tak samo zdecydowanie wykreowała główną bohaterkę, Florence Love. To właśnie
ona napędza całą tę historię. Jej nieprzeciętny charakter sprawia, że czytelnik
śmieje się do rozpuku, a zarazem śledzi jej poczynania z niemałym zaangażowaniem.
Lee postawiła na śmiały wizerunek swojej postaci: jest pyskata, czasem wręcz
wulgarna, seksowna, bystra, a czasem nawet lekko złośliwa. Nie mamy tu jednak
do czynienia z czymś, co nas zniesmaczy bądź zbulwersuje. Cała historia została
utworzona w pewnych granicach, których autorka nie przekracza. Jest wyzywająco,
ale bez żadnej przesady. Bo i tak ostatecznie okazuje się, że nie taka
bohaterka straszna, na jaką wygląda. A do tego bezsprzecznie i - od samego
początku do końca - niezmiennie zabawna.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ta
historia - lekka i zabawna – zakończy się romansem. Taki wniosek może się nasunąć
po przeczytaniu opisu. Nie ukrywam, że trochę się tego obawiałam. Autorka jednak
mile mnie zaskoczyła, bowiem na pierwszym miejscu postawiła pracę
detektywistyczną Florence i jej potyczki na ścieżce kariery. Wplotła w tę historię
nieco rodzinnych tajemnic i niewyjaśnionych spraw sprzed lat, przedstawiła
ciepła relację głównej bohaterki z jej bratem… I proszę, powieść od razu wydaje
się ciekawsza. Z jednej strony nieco ociepla to wizerunek zadziornej Florence, z
drugiej zaś nadaje książce intrygujący wyraz, przez co po skończeniu lektury
czujemy niedosyt. Nutka romansu też się znajdzie, ale w ilości, jaka nie
przeszkadza a jedynie podkreśla urok, nie tyle bohaterki, co całej historii.
„Ostatnia prowokacja” to
świetny wstęp do kolejnej ciekawej serii z udziałem nietypowej acz intrygującej
postaci. Louise Lee udało się stworzyć historię, która niebywale wciąga,
momentami naprawdę intryguje, a od pierwszej do ostatniej strony niezwykle
rozbawia. Nie brakuje jej zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń; każda
postać wydaje się dobrze dogranym elementem powieści. Ale przede wszystkim, co
będę podkreślać już zawsze, czyta się ją niezwykle miło. A jeszcze milej się ją
wspomina. Serdecznie polecam!
Autor: Louise Lee
Tytuł: Ostatnia Prowokacja
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 456
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)