poniedziałek, 30 lipca 2012

"Agnes Grey" - Anne Brontë

"Agnes Grey" Anne Brontë

   Zawód guwernantki nie należał do łatwych, o czym przekonać się można w wielu książkach, w których znajduje się ten motyw. Bardzo dobrze można go również poznać w książce Anne Brontë „Agnes Grey”, gdzie autorka, umieszczając elementy autobiograficzne, postarała się o dobry obraz młodej kobiety guwernantki. Powieść już na pierwszy rzut wydaje się ciekawa, a po głębszym poznaniu owo wrażenie pozostaje, bowiem dobre połączenie historii o losach kobiety dążącej do niezależności wraz z realiami XIX wieku dało wynik nieprzytłaczającej, a bardzo interesującej opowieści z minionych lat.

   Młoda dziewczyna, Agnes Grey, ogarnięta chęcią zdobycia wiedzy oraz pomocy finansowej swojej rodzinie postanawia zatrudnić się jako guwernantka. Nadzieje w niej rozkwitają w miarę postanowień, jak ma postępować ze swoimi wychowankami. Jednak nie będzie to takie proste, jak się jej zdawało; podopieczni Agnes są niezwykle rozpieszczeni i niesforni, a ich rodzice nieprzychylni i wyniośli. To nie zniechęci dziewczyny do dalszej pracy, przeciwnie, dalej będzie kontynuować rolę guwernantki. Być może zmiana rodziny pomoże jej w realizacji marzeń, a nawet pozwoli na znalezienie miłości oraz szczęścia…

   Jak tylko dowiedziałam się o powieści Anne Brontë, od razu zapragnęłam ją przeczytać. Dlaczego? Po pierwsze, osadzona jest w realiach XIX wieku, a po drugie zawód guwernantki zawsze mnie intrygował. Nic więc dziwnego, że „Agnes Grey” znalazło się na mojej półce. Przyznam się, że podeszłam do niej z dystansem, trochę wzdragam się przed powieściami biograficznymi i autobiograficznymi. Jednak już po pierwszym rozdziale mogę śmiało powiedzieć, że „wsiąkłam”. Autorka w bardzo rzeczowy, a jednocześnie ciekawy sposób opisała ciężką pracę, jaką wykonywała guwernantka. Wcale nie było to takie proste, jak się może wydawać. Narracja w powieści świetnie nadaje klimat całej historii, zawiera formę przekazu wspomnień jednej osoby, ale nie odczuwa się tego wcale. Łatwo wczuć się w opisywaną historię, która pokazuje wszystko bardzo dokładnie (to, jak wtedy działały hierarchie społeczne) oraz uczy i bardzo miło zajmuje czas.

   Warto wspomnieć o przedstawionych w tej powieści kobietach, które jakby dominują całą powieść. Każda z nich została scharakteryzowana w bardzo ciekawy sposób, od młodej i łaknącej wiedzy guwernantki po złośliwą jędzę, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. Nadają one nutkę charakteru powieści, ale jednocześnie pokazują przekrój osobowości XIX – wiecznych czasów, gdzie pieniądz odpowiadał za pozycję w społeczeństwie. Autorka barwnie i z wszelką dokładnością ukazała te kobiety, dzięki czemu mamy dzisiaj wyraźny obraz minionych lat.

   Trudno jest mi określić, dla kogo odpowiednia jest ta książka. Jest w niej wiele ciekawych wątków, jednak główny, czyli wspomnienia guwernantki, z pewnością zainteresuje fanów powieści historycznych. Ale nie traktowałabym jej jako poważny kawał literatury minionych lat bądź głównie powieść autobiograficzną, gdzie dominują wspomnienia autorki. W rzeczywistości tak jest, jednak pani Brontë potrafiła stworzyć lekką i przyjemną opowieść o młodej, dążącej do celu kobiecie. Czytając ją nie ma się wrażenia, iż jest to książka z dawnych lat, łatwo jest odnaleźć się w niej współcześnie. Mnie osobiście bardzo się spodobała, mimo że miałam do niej kilka uprzedzeń. Zapewniam, że jeśli jakiekolwiek macie, po paru rozdziałach z pewnością znikną. Serdecznie polecam, bo naprawdę warto. Naprawdę.

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu MG:
Autor: Anne Brontë
Tytuł: Agnes Grey
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 242

czwartek, 26 lipca 2012

"Ucieczka znad rozlewiska" - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

"Ucieczka znad rozlewiska" Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

   Coraz nowsze powieści polskich autorów wywołuje u mnie przekonanie, że to, co swoje, jest najlepsze. Wiele osób pewnie się nie zgodzi ze mną, bowiem nie zbyt często czytuje książki autorstwa polskiego autora (z różnych powodów), jednak zapewniam, że powinniśmy bardziej przypatrywać się twórczości rodzimej. Dlaczego? Jest wiele powieści, które zasługują na uwagę czytelnika, nie tyle pomysłowością autorów, ale równie ich innym spojrzeniem na różne sprawy. „Ucieczka znad rozlewiska” Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak plasuje się w gronie interesujących pozycji polskiego czytelnictwa, i choć należy do lekkich kobiecych czytadeł, można śmiało zaliczyć książkę do wartych uwagi.

   Frania to dorosła kobieta z planami na przyszłość. Jednak nie czuje ona chęci do ich realizacji, bowiem są one zupełnie podporządkowane pod wygodę jej matki. W dniu jakże dla niej ważnym decyduje się na ostateczny krok – ucieczkę z nudnego Kazimierza do Warszawy. Dopiero tam doświadcza pełni życia, w którym jednak czegoś jej brakuje. Miłości? Być może. Ale to tylko do niej zależy, jak pokieruje własnym życiem, które na dobre zaczęło się właśnie po trzydziestce…

   Zanim sięgnęłam po ten tytuł, czułam, że znam skądś podobną historię. Nie wiedzieć czemu, czytając opinie na jej temat oraz sam opis, miałam wrażenie, że kiedyś coś podobnego czytałam. Postanowiłam jednak odrzucić owo wrażenie i zacząć lekturę, która w mig rozwiała podejrzenia. „Ucieczka znad rozlewiska” to bardzo ciekawa opowieść obyczajowa. Jej lekka i nieskomplikowana fabuła wciąga od razu, lekkie i rześkie opisy pochłaniają czytelnika na długie godziny. Chociaż jest niewymagająca i przewidywalna, łatwo w niej odnaleźć wieńczące powieść zakończenie, to trzeba przyznać autorce, że potrafiła skomponować akcję w taki sposób, aby mimo wszystko przytrzymać czytelnika przy książce. To jej ogromna zaleta, plus przemawiający na korzyść całej powieści.

   Dodatkowym atutem jest również wszechobecny humor głównej bohaterki. Jej ciekawe i nie raz śmieszne wypowiedzi wywołują na twarzy niejeden uśmiech. Ale nie tylko ona bawi czytelnika, wiele innych, barwnych postaci często rozśmiesza do łez nawet banalnym słownictwem. Dzięki lekkiemu i przyjemnego stylowi pisania pani Zyskowskiej-Ignaciak, która wykreowała owych bohaterów, książka zyskała na wartości i jeszcze bardziej nabiera się na nią ochoty.  Razem z nimi można przeżywać rozterki oraz chwile szczęścia, łatwo utożsamić się z postaciami. I łatwiej ich wszystkich zrozumieć.

   „Ucieczka znad rozlewiska” stanowi przyjemną i powabną lekturę dla każdego, zwłaszcza dla pań, które lubią zaczytywać się w podobnych historiach. Można z łatwością oddać się lekturze, która pochłania, dopingować bohaterów w ich zmaganiach, ale również spędzić miłe chwile na czytaniu. W zupełności przypadnie do gustu fanom obyczajówek, niewymagających lektur kobiecych oraz miłośnikom zabawnych (i nie tylko) perypetii innych osób. Czyta się ją bardzo szybko, stanowi dobrą rozrywkę szczególnie w pochmurne dni, gdy możemy poddać się lekkim lekturom. Mnie osobiście nie porwała, ale podobała mi się i z czystym sercem mogę ją polecić. I na koniec dodam, że po polskich autorów warto sięgać. Naprawdę.

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Nasza Księgarnia:
Autor: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Tytuł: Ucieczka znad rozlewiska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 298

środa, 25 lipca 2012

"Sherlock" - reż. Euros Lyn, Paul McGuigan

"Sherlock"

   Zbrodnia z ukrytym motywem? Łatwizna. Odkrycie tożsamości człowieka? Nic prostszego. Zabawa z mordercą w kotka i myszkę? No wreszcie coś się dzieje! – Tak myśli Sherlock Holmes, którego z pewnością kojarzy każda osoba, jeśli nie tylko ze słyszenia, to również z utworów sir Arthura Conan Doyle’a. Tym razem jednak mowa o współczesnej wersji detektywa, która niedawno powstała w serii seriali BBC. Nowa wersja Sherlocka z pewnością przypadnie do gustu jego fanom, ale również miłośnikom nietuzinkowych zagadek, które Holmes rozwikła w równie ciekawy sposób,  aczkolwiek jest to naprawdę świetna interpretacja dawnych utworów o tym dociekliwym detektywie.

   Sherlock umie rozpoznać programistę po krawacie, a pilota samolotów po kciuku. Ma niezwykły, analityczny umysł i zabija nudę rozwiązując zagadki kryminalne. Kiedy na drodze Holemsa staje były żołnierz, John Watson, od razu widać, że trudno o dwa bardziej różniące się od siebie charaktery. Jednak intelekt Sherlocka w połączeniu z pragmatyzmem Watsona tworzą niezwykły sojusz. W trzech poruszających, przerażających, pełnych akcji i widowiskowych filmach telewizyjnych, Sherlock i John poruszają się w plątaninie wskazówek, pośród niebezpiecznych zabójców, by dotrzeć do prawdy. Doskonały scenariusz i świetne role dwóch głównych bohaterów sprawiają, że „Sherlock” jest idealnym kryminałem dla nowych pokoleń.*

    Na początku, zanim obejrzałam serię pierwszą, miałam małe obiekcje. Zastanawiałam się, jak może wyglądać współczesna interpretacja Sherlocka Holmesa? Owe uprzedzenie zniknęło już na samym początku, kiedy minęło zaledwie parę minut odcinka. A jest to zasługa pomysłowego scenariusza jak i bardzo dobrze dobranej obsady. Benedict Cumberbatch, odtwórca tytułowej roli, fantastycznie wcielił się w postać Holmesa. Śmieszny, inteligentny oraz szczery aż do bólu Sherlock emanuje oryginalnością, co przekłada się na sympatię widza. Warto też pamiętać o jego towarzyszu, w którego wciela się Martin Freeman. Dwie skrajnie od siebie różne osobowości uzupełniają się doskonale, razem tworzą duet doskonały, dzięki czemu serial ogląda się z nieukrywaną przyjemnością.

   Warto zwrócić uwagę na oprawę muzyczną oraz pomysł scenograficzny projektu. Charakterystyczna melodia w uzupełnieniu z obrazem współczesnego Londynu daje naprawdę ciekawy efekt, wiadomo, że serial utrzymywany jest w realiach XXI wieku, a dzięki muzyce ma się wrażenie, że Sherlock jest tym detektywem, o którym pisał Doyle. To dodatkowy atut całego przedsięwzięcia.

   Jako wielka miłośniczka Sherlocka, gorąco polecam oglądnięcie serialu. Z początku może trochę zastanawiać ta współczesność dawnego utworu, jednak zapewniam, że w żadnym wypadku się tego nie odczuwa. Dzisiejszy Holmes fantastycznie wpasowuje się w realia, dodatkowo zapewnia wiele godzin rozrywki dla każdego. Ciekawe scenariusze każdego odcinka, gdzie występują nietypowe zbrodnie oraz komiczne sytuacje przekładają się na ich jakość, odtwórcy głównych ról również dopełniają cały obraz. Polecam serdecznie obejrzenie tej wielce sympatycznej ekranizacji. Z „Sherlockiem” nie można narzekać na nudę.

Za możliwość poznania "nowego" Sherlocka, dziękuję firmie BestFilm:
*opis wydawcy
Reżyseria: Euros Lyn, Paul McGuigan
Tytuł: Sherlock (sezon1)
W rolach głównych: Benedict Cumberbatch, Martin Freeman
Rok produkcji: Wielka Brytania 2010
Czas trwania: 3 x 90 min.

"Dym i lustra" - Neil Gaiman

"Dym i lustra" Neil Gaiman

   Bardzo rzadko sięgam po książki, złożone z opowiadań i innych krótkich form wypowiedzi. W przypadku „Dymu i Luster” Neila Gaimana postanowiłam zrobić wyjątek, gdyż miałam wielką ochotę poznać twórczość tego autora, którą wiele osób zdążyło mi już polecić. Poza tym urocza okładka i ciekawy zwiastun całego zbioru zdołały mnie do siebie przyciągnąć. Po zapoznaniu się z treścią nie jestem jednak usatysfakcjonowana, raczej zawiedziona, chociaż twórczość tego autora w niewielkim stopniu zaintrygowała mnie i po kolejne tytuły Gaimana w przyszłości na pewno sięgnę.

   „Dym i lustra” to zbiór krótkich opowiadań, wierszy i nowelek, utrzymane w różnych klimatach fantastyki. Każdy utwór ma swoją historię, tak jak ciekawe miejsca i oryginalne postacie. Historie Gaimana są stworzone w tematyce „Po drugiej stronie lustra”, gdzie rzeczywistość miesza się z światem fantastycznym. Podczas lektury zbioru można zatem poczytać o zabawce diabła, świętym Graalu, który babcia kupiła w sklepie ze starociami, o trollu, który czekał na ludzkie życie oraz historii, w której zastanowić się można, co się stało w panną Finch…

   Zanim zaczęłam czytać książkę, zapoznałam się z paroma zdaniami na jej temat. Wielu czytelnikom przypadła ona do gustu, chwalili pomysłowość autora jak i jego wykonanie. Tym bardziej chciałam przeczytać „Dym i lustra”. W trakcie lektury jednak, a dokładniej po trzecim opowiadaniu, czułam, że czytanie idzie mi opornie, treść tekstów wydały mi się niezrozumiałe i banalne. Oczywiście nie wszystkie, jednak spora część zbioru nie wyszła dobrze autorowi. Jak wspomina o tym na początku, większość tekstów została stworzona do antologii bądź do jakiegoś pisma fantastycznego i to da się wyczuć. W pisaniu „na zamówienie”  bowiem daje się zauważyć brak spontaniczności oraz swobody, tak jak wtedy, kiedy pisarz tworzy coś sam z siebie. W tym przypadku kilkakrotnie natknęłam się na zdania ciężkie, jakby wymuszone, które nic nie wnosiły, a bez nich opowiadanie wcale nie byłoby uboższe. Ponadto, mimo że to zbiór fantastyczny, niektóre fragmenty (nie całe, po prostu części) opowiadań wyglądały, jakby wyrwane z kontekstu, wyobraźnia ponosiła autora za bardzo, przez co można się było pogubić. Ale to sporadyczne przypadki, w wielu miejscach bowiem takie „odloty” pana Gaimana bardzo korzystnie wpływały na jakość tekstu.

   Mimo licznych niedoskonałości, książka ma sporo pozytywnych aspektów.  Część tekstów wydaje się niebanalna i nietuzinkowa, bawi i zadziwia, a niektórych momentach nawet wzbudza grozę. Przy tych tekstach łatwo można się zatracić w rzeczywistości, traci się poczucie czasu. Dobrze rozpisane historie można sobie łatwo zobrazować w wyobraźni, przez co wzrasta licznik doznań i pozytywnych wrażeń. Ponadto stwarzają dobrą aurę, która sprawia, że można zapomnieć o tych słabszych opowiadaniach i z wielką chęcią czyta się kolejne strony.

   Styl Neila Gaimana z pewnością większość czytelników już zna. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i chociaż w tym przypadku nie powalił mnie na kolana, wiem, że z pewnością przeczytam jego książki. Przekonał mnie do siebie ciekawym prowadzeniem fabuły, potrafi nakreślić nawet iście banalną historię, która w niewielkim stopniu zdoła wywołać u mnie zainteresowanie. Bardzo dobrze i przede wszystkim szybko czyta się jego opowieści, widać, że wie, co robi, z lekkością oddaje swoje pomysły na papier. To ogromny plus dla pisarza.

   Trudno określić całą książkę, bowiem część tekstów wydaje się nudna i niezrozumiała, a część bardzo pozytywna i wciągająca. Z pewnością ucieszy ona nie tylko fanów Neila Gaimana, ale również zdrowo zakręconych fanów fantasy oraz miłośników krótkich historyjek. Przy wyborze lektury nie sugerowałabym się jednak opiniami: „super, świetna i  cudowna”, bowiem rozczarowanie gotowe. „Dym i Lustra” są dobrym zbiorem, jest w nim wiele ciekawych opowiadań, jednak pod wieloma względami po prostu może wydawać się nudna i przewidywalna. Mnie osobiście nie porwała, powiedziałabym, że lekko rozczarowała, chociaż polecę ją każdemu, kto choć w niewielkim stopniu zachęcił się do przeczytania, wnioskując przynajmniej po opisie…

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Nowa Proza:

Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Dym i lustra
Wydawnictwo: Nowa proza
Rok wydania: 2012 (III)
Liczba stron: 384

niedziela, 22 lipca 2012

"Kwiaciarka 2" - Ksawery de Montepin

"Kwiaciarka cz.2" Ksawery de Montepin

   Z twórczością Ksawerego de Montepin miałam okazję zetknąć się przy okazji lektury pierwszej części „Kwiaciarki”. Ten XIX-wieczny pisarz wywarł na mnie ogromne wrażenie świetnym pomysłem na fabułę oraz równie świetną jego realizacją. Nic więc dziwnego, że do kontynuacji „Kwiaciarki” podeszłam z wielkim entuzjazmem. Autorowi należy przyznać, że potrafił zachować oryginalność w swoim stylu, a świeżość pomysłów przedstawionych w prosty sposób ujmują za każdym razem coraz mocniej. Łatwo zauważyć, że kontynuacja została utrzymana na bardzo wysokim poziomie swojej poprzedniczki, co daje owoc kolejnych wspaniałych chwil z udziałem powieści francuskiego pisarza.

   Kłamstwo ma krótkie nogi… W końcu przekona się o tym Hrabina de Lagarde, która zrujnowana po śmierci męża stara się przywrócić sobie i córce godne warunki do życia. Nie ważne, co musi zrobić i z czego zrezygnować, ważne, aby utrzymać swoją wysoka pozycję w społeczeństwie. Jednak zbrodnia z przeszłości nie da o sobie zapomnieć. Kiedy dwoje nieszczęśników, skazanych na śmierć za niepopełnione zabójstwo, wydaje się być martwych, Hrabina może spać spokojnie. Okazuje się jednak, że Hrabia Albert de Lussan, brat pani de Lagarde, w trakcie poszukiwań swojej dawnej miłości oraz jej córki, które mają odziedziczyć po nim wielki spadek, natrafia na mężczyznę, który ratuje mu życie. W plątaninie przypadków staje się jasne, że dwóch skazanych jest niewinnych, a rehabilitacja ich nazwisk stanie się dla niego rzeczą priorytetową. Tak właśnie nastanie czas prawdy. Czy jednak uda jej się wygrać z wierutnymi kłamstwami paryskiego światka?

   Kiedy sięgam po książkowe serie, zawsze zachowuje w sobie nieco rezerwy, gdyż wielokrotnie zgubiłam się na tym, iż tylko początki były naprawdę świetne. Ich kontynuacje zazwyczaj burzyły całe spojrzenie na książki, jak i na autora. W przypadku „Kwiaciarki” starałam się zachować dystans, znając błędy przeszłości. Jednak tym razem nie było mowy o rozczarowaniu. Druga część tej powieści jest równie ciekawa i wciągająca jak jej poprzedniczka. Dodatkowo obfituje w jeszcze więcej wątków, barwnych postaci oraz perypetii bohaterów, które bawią jak i wprawiają w roztargnienie. Fabuła jest bogata w akcję, niesamowite zwroty i zaskakujące momenty. Napięcie wzrasta z każdym kolejnym rozdziałem, nie pozwalając czytelnikowi na chwile zwątpienia, wciąż ciekawość towarzyszy nam aż do samego końca. Ponadto cała książka pozwala czytelnikom XXI wieku na dokładne poznanie obyczajów minionych wieków, panujących zasad oraz zachowań ludzkich. Wszystko to scalone w jedno, skomponowane ciekawych piórem autora jest wprost wspaniałym zwieńczeniem powieści.

   Tak jak w poprzedniej części, główną cechą powieści są jej bohaterowie. Mamy do czynienia z poznanymi już postaciami w pierwszej części, tym razem jednak są one dopełnione kolejnymi cechami. Bogatsi w nowe doświadczenia zachowują się nieco inaczej, raz lepiej, raz gorzej, jednak wciąż zaskakują. Są nieprzewidywalni i to sprawia, że czytelnik jest ciekawszy ich przygód i ich decyzji. Poczynania bohaterów śledzi się z nieskrywaną ciekawością i napięciem, ich zachowania bawią do łez, denerwują czy też szokują. Każda postać ma w sobie coś unikalnego, dlatego z pewnością niejeden czytelnik odnajdzie w nich swojego ulubieńca.

   Ksawery de Montepin zdołał udowodnić, że pisanie może trwać niezmiennie w jednym, dobrym stylu, obfitującym w wciąż nowe i świeże pomysły. „Kwiaciarka” jest na to niezbitym dowodem, gdyż po tych kilkuset stronach pierwszej jak i drugiej części ma się wrażenie, jakby ta książka miała trwać w nieskończoność, ma się ochotę wrócić do niej nie raz. Pasjonująca intryga i łączące się w nią konsekwencje wciągają na wiele godzin, a kiedy nastaje koniec, nie ma się dosyć. Barwnie przedstawiona powieść XIX-wiecznego świata stanowi świetną rozrywkę dla każdego mola książkowego, a już zwłaszcza dla fanów wszelakich zagadek i mnóstwa zwrotów akcji. Ale w tej wielowątkowej powieści znajdziemy wiele elementów gatunkowych, dlatego z pewnością jest ona przeznaczona dla każdego konesera literatury. Z mojej strony zostaje jedynie zapewnić, że jest to książka warta zachodu i uwagi, bowiem nie różni się ona jakością od współczesnych lektur. Warto zapoznać się z twórczością pana de Montepin, gdyż w niedzisiejszy i jakże oryginalny sposób potrafił stworzyć niebanalne historie z wieloma motywami w tle. Z pewnością ucieszą niejednego wymagającego czytelnika. Polecam! 

Za możliwość poznania tej barwnej historii dziękuję serdecznie wydawnictwu Damidos:
Autor: Ksawery de Montepin
Tytuł: Kwiaciarka (cz. 2)
Wydawnictwo: Damidos
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 576

piątek, 20 lipca 2012

"Kod Lucyfera" - Charles Brokaw

"Kod Lucyfera" Charles Brokaw

   "Kod Lucyfera" Charlesa Brokaw to kolejna sensacyjna książka, która dostarcza odbiorcy wielu pozytywnych wrażeń, a smak przygody można odczuć na własnej skórze. Nie należy do kręgu fascynujących pozycji, jednak często zaskakuje ciekawymi pomysłami autora oraz wymyślnym wątkiem, który pozytywnie nadrabia niedociągnięcia w fabule. I chociaż ma w sobie sporo powiewających nudą momentów, fani literatury sensacyjnej nie powinni być rozczarowani lekturą.

   Profesor Thomas Lourds wyjeżdża do Stambułu, aby wygłosić cykl wykładów na tamtejszym uniwersytecie. Na lotnisku jednak zostaje porwany i zmuszony do współpracy przy tłumaczeniu tajemniczego „Zwoju Radości”. Z czasem okazuje się, że profesor poszukiwany jest przez większe jednostki, które chcą wykorzystać jego zdolności w tłumaczeniu i odnalezieniu tego pisma. Tak rozpoczyna się jego wielka przygoda, która jednocześnie stanie się walką o życie…

   Książka od pierwszych stron emanuje akcją. Autor szczególnie pomijał zbyt długie opisy, które mogłyby zmęczyć czytelnika. Dzięki temu tekst stał się bardziej zrozumiały i wciągający. Stosunkowo krótkie przerywniki, w których fabuła stawała się wolniejsza, dodatkowo urozmaiciły przyjemność lektury, ponieważ zanikało poczucie przesytu. Odbiorca od samego początku ma wrażenie, że cała powieść dzieje się na jego oczach. Wpływ na to ma dobre zobrazowanie otoczenia, w jakim rozgrywa się cała akcja. Szczegółowa relacja na temat zakątków Stambułu stanowi po części mini przewodnik po Turcji a zarazem dobre źródło dla wyobraźni czytelnika.

   Kolejnym jej atutem jest aura tajemniczości, którą stworzył pisarz. Od samego początku czytelnikowi towarzyszy napięcie oraz chęć poznania zagadki. Czytając poszczególne strony i kolejne rozdziały może pobawić się w detektywa i wraz z bohaterami snuć przypuszczenia, co takiego zdarzy się następnym razem. Do końca nie wiadomo, jak potoczy się akcja, co tylko wzmaga ciekawość i chęć do dalszego poznania fabuły. Ponadto bohaterowie zostali stworzeni w taki sposób, że oni sami budują tajemniczość całej akcji. Autor sprytnie pokierował ich losy tak, aby odbiorca mógł zgadywać jaką rolę odgrywają w poszczególnych momentach. Poza tym są oni zwyczajnymi ludźmi z nieco wyróżniającą się naturą, co owocuje łatwiejszym zrozumieniem ich postępowania. Ale bynajmniej ich nie tłumaczy…

   Jedyne, co może czasem przeszkadzać jest ilość brutalnych scen. W całej książce jest ich stosunkowo wiele, co niektórym czytelnikom może nie być w smak. Jednak gdyby nie pojawiły się one w lekturze, zapewne nie uzyskałaby miana dobrego kryminału i sensacji. Zmniejszyłaby się akcja i atrakcyjność fabuły.

  "Kod Lucyfera" można śmiało polecić czytelnikom, którzy poszukują książek pełnych ciągłej akcji i niekończących się niespodzianek. Jest to bowiem powieść zaskakująca, gdzie na końcu każdego rozdziału można dostrzec kolejny niebanalny wątek. W połączeniu z bardzo dobrym stylem autora, który w ciekawy sposób przedstawia to, co nasunie mu wyobraźnia, daje świetny efekt ciekawej i przyciągającej powieści sensacyjnej. Można spokojnie chwycić za książkę, bowiem rozczarowanie tutaj nie grozi.

Recenzja napisana dla portalu Paradoks. Publikacja znajduje się TUTAJ
Autor: Charles Brokaw
Tytuł: Kod Lucyfera
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 416

czwartek, 19 lipca 2012

"Cena krwi" - Tanya Huff

"Cena krwi" Tanya Huff

   Wampiry… W literaturze XXI wieku zostały one już przedstawione na różne sposoby, opisane wzdłuż i wszerz jako demony nocy, czuli kochankowie lub zbawiciele złego świata. Praktycznie nic już nie jest w stanie zaskoczyć czytelnika, nawet najbardziej wymyślny wampir jest po prostu tym, czym jest. „Cena krwi” jest kolejną książką, wykorzystującą motyw wampiryzmu. Muszę stwierdzić, że jako tako niczym nie zaskakuje, chociaż fabuła wygląda ciekawie i wciągająco. Nic dziwnego, w końcu stała się inspiracją dla twórców serialu „Więzy krwi”, który powstał na podstawie książek pani Huff. Ale niestety nie dowodzi to temu, że książka jest niewiadomo jak dobra…

   Detektyw Vicki Nelson, dawniej policjantka, znajduje w metrze ciało z dziurą w gardle. Jest w stanie jedynie okryć je własnym płaszczem, jednak od tamtej chwili wie, że została wciągnięta w sprawę, które ma za zadanie wykryć pałającego żądzą mordu zabójcę. Okazuje się, że sprawa nie jest prosta, morderca wciąż grasuje po mieście, a Vicki nie może temu zapobiec. Jedyną osobą, która może pomóc jej w wytropieniu sprawcy, jest równie niebezpieczny Henry Fitzroy, pięćsetletni wampir, nieślubny syn Henryka VIII. Czy razem rozwiążą sprawę?

   Szczerze powiedziawszy, to ostatnio odrzucam każde nowe książki z wampiryzmem w tle. Po tylu tytułach, jakie miałam okazję czytać, mam po prostu przesyt treści, a wiadomo, że co za dużo, to nie zdrowo. Po „Cenę krwi” zgodziłam się jednak sięgnąć, ale tylko dlatego, że jest w niej rozwinięty wątek detektywistyczny, oraz miałam nadzieję, że wampir nie będzie znowu super boskim ciachem, na widok którego każda kobieta mdleje. Po części się sprawdziło, ale po kolei. Fabuła już na pierwszy rzut oka wydaje się znajoma, przewidywalna i w rzeczywistości tak jest. Jest wampir, śmiertelna kobieta, ona mimo wszystko łatwo wierzy w to kim jest, on jak nikogo innego ją szanuje, coś się dzieje i można powiedzieć, że mają się ku sobie. Taki schemat, przyznam, nieco gryzie w oczy, często ma się efekt deja vu. Wątki się powtarzają, dlatego często zanika wrażenie ciągłej akcji. Brakuje jej przede wszystkim jednej ważnej rzeczy, która odróżniałaby ją od pozostałych książek, która sprawiłaby, że na tle innych byłaby znacznie lepsza. Tymczasem jedynie wątek detektywistyczny wydaje się najbardziej interesujący, prowadząca sprawę Vicki Nelson dopełnia go swoimi cechami, co w połączeniu maskuje widoczne jej niedoskonałości. Dlatego niektórzy błędnie mogą ocenić jej wartość…

   Zabrakło w niej dodatkowo napięcia, które, owszem, pojawiało się, jednak nikło szybko jak pamięć o zeszłorocznym śniegu. W momentach, kiedy akcja przyspieszała, pani Huff za bardzo skupiała się na opisie elementów towarzyszących sytuacji, zabrakło tych emocji, które wywarłyby dreszcz na skórze. A w tego typu książkach powinno być ich aż nadto. Poza tym znów uderzający jest fakt, że bohaterka z łatwością przyjmuje do wiadomości, że jej kompan jest wampirem. Jak na dorosłą i inteligentną osobę to trochę dziwne, od razu kojarzy mi się to w łatwowiernością Belli Swan, znaną jakże dobrze z Sagi „Zmierzch”. Gdzieś zawsze powinno być to ziarenko zwątpienia, lecz w tym przypadku go nie uraczymy.

   W ogólnym podsumowaniu, książka nie jest najgorsza. Fakt faktem, że zbyt dużo w niej powielanych schematów, jednak dla zapewnienia sobie trochę rozrywki z wampirami można z przyjemnością sięgnąć po „Cenę krwi”. Jest lekka, z dozą humoru, z mnóstwem poszczególnych wątków, i jeśli ominąć te kilka nieścisłości, to można powiedzieć o niej, że na swój sposób jest urokliwa. Ciekawy i przystępny język autorki dodatkowo urozmaica tekst czytany, co jest kolejnym jej atutem. Dlatego myślę, że z pewnością jest to nie lada gratka dla fanów fantastyki, gdzie główne skrzypce grają wampiry. Ja myślę, że dam szansę całej serii i z ciekawości przeczytam kolejne części cyklu o Vicki Nelson. A nóż widelec będą lepsze od otwierającej serię książki…

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Fabryka Słów:
Nowe wydanie serii o Vicki Nelson bazuje na posterach serialu "Więzy krwi", który powstał na podstawie książek pani Huff:
Autor: Tanya Huf
Tytuł: Cena krwi
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok wydania: 2012 (II wydanie)
Liczba stron: 400

wtorek, 17 lipca 2012

"Miasteczko Niceville" - Carsten Stroud

"Miasteczko Niceville" Carsten Stroud

   Czasem, choć ostatnio nieco częściej, zdarza mi się trafić na książki, które zaskakują mnie swoją treścią. Nie chodzi tutaj bynajmniej o zaskoczenie bardzo pozytywne, tylko wrażenie, że spodziewałam się po niej czegoś zupełnie innego. Tak było i w przypadku „Miasteczka Niceville”, autorstwa Carsten’a Stroud’a, które czerwcem tego roku ukazała się na półkach polskich księgarń. Po skończeniu lektury odnoszę wrażenie, że jest to zupełnie inna książka, aniżeli można przypuszczać. Zawodzi pod tym względem, jednak nie można powiedzieć o niej, że jest zła. Przeciwnie. Ma w sobie wiele ciekawych wątków, a swawolne dialogi między bohaterami nie raz bawią i rozśmieszają czytelnika.

   W miasteczku Niceville ginie młody chłopiec. Nikt nie wie, gdzie się podział, bowiem kamery zarejestrowały jedynie, jak rozpływa się w powietrzu. Dosłownie. Sprawę obejmuje Nick Kavanaugh, były żołnierz, z bagażem doświadczeń. Jednak śledztwo nie daje oczekiwanych rezultatów. Mijają dni, które przygaszają nadzieję, lecz w końcu policja odnajduje chłopca, jednak ten zapada w śpiączkę i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się obudzi. Po upływie roku w Niceville znika kolejna mieszkanka tego miasteczka. Zagłębiając się w historię miasta, Nick Kavanaugh odkrywa, że liczba zniknięć i porwań znacznie przewyższa przeciętną skalę. Razem ze swoją żoną, Kate, wplątują się w niesłychanie trudną sprawę, w której stoczą walkę na śmierć i życie z potężną siłą, która żyje w mieście, zwaną inaczej jako Krater…

   Po opowieści grozy i akcji sięgam bardzo chętnie. Uwielbiam dreszcz emocji, jaki towarzyszy mi przy każdym rozdziale, który czytam. „Miasteczko Niceville” już po samej notce wydawcy zapowiadał się niesamowicie zajmującą lekturą. Po przeczytaniu jednak uczucia co do książki stały się mieszane, bowiem w pewien sposób rozczarowuje ona wielbiciela literatury, którym właśnie jestem. Po fabule można spodziewać się czegoś wygórowanego, opis treści zwiastuje groźne zniknięcia, które związane są z tajemną siłą mieszkającą w miasteczku. W sam raz na interesujący thriller. Autor poszedł jednak w inną stronę, skupił się na opisach obrabowania banku oraz późniejszych działaniach złodziei. Przez sporą część książki zadawałam sobie pytanie: do czego to zmierza? Co to ma wspólnego z ogólnym pomysłem na książkę? Pod koniec można dostrzec nieco związku złodziejskiej szajki z całokształtem, jednak wciąż na usta cisną się niespodziewane pytania: po co to było? Aby zwiększyć objętość książki? Sporo wątków wydaje się niepotrzebnych, bez nich fabuła wyglądałaby równie dobrze, być może nawet lepiej. Odciągało to nieco uwagę od głównego założenia, głównego wątku powieści, co lekko dezorientuje oraz miesza w głowie. Łatwo jest zgubić się w treści.

   Ciężko stwierdzić, do jak bardzo nieudanych można zaliczyć realizacje pomysłu. Pan Stroud wyraźnie pogubił się w swoich planach, zamiast skupić się na jednym, głównym celu, obrał na kurs dwa różne wątki, które w pewien sposób nijak mają się do siebie. Ale mimo tego błędu, nie mogę stwierdzić, że książka może się nie podobać. Akcja powieści ma w sobie wiele rozmaitych walorów, wciąż zwalnia i pędzi, dając czytelnikowi odetchnąć przed kolejnym zaskakującym momentem. Dodatkowo plusem, i to bardzo dużym plusem, są bogate dialogi bohaterów. Wyczuwa się w nich swobodę, dzięki czemu rozmowa wydaje się spontaniczna i bardziej przyswajalna. Lekkie podejście do wysławiania się postaci dało obraz bardzo bogatej treści, często zabawnej, komicznej. I chociaż w dialogach często występują przekleństwa, to nadają one jedynie ostrzejszego charakteru, który nie razi tak po oczach, tylko dodatkowo urozmaica cały tekst.

   Jeśli miałabym ocenić sam pomysł, to byłaby to wysoka ocena. Nieczęsto sam zamysł autora z miejsca przypada mi do gustu. Jednak wykonanie jest już inną sprawą. „Miasteczko Niceville” jest przyjemną i pełną ciekawych sytuacji lekturą, jednak połączenie tych dwóch wątków, przynajmniej według mnie, było rzeczą zbyteczną. Gdyby pan Stroud skupił się jedynie na opisaniu przypadku miasteczka, zaginięć jego mieszkańców oraz tych kilku dodatkowych wątków, które mają coś wspólnego ze złem, jakie tam panuje, wyszłaby lektura zupełnie uboższa w strony, ale za to z większym sensem, zrozumieniem oraz większym „stężeniem grozy”. Poza tym powieść nie jest zła, dodatkowym atutem jej jest styl autora, który lekkim piórem potrafi nakreślić swój pomysł. Czyta się ją bardzo szybko, z przyjemnością, która trwa od początku do końca czytania. Nie mam zamiaru zniechęcać do przeczytania „Miasteczka Niceville”, jednakże pozostawię wybór samym zainteresowanym, bowiem niektórych ta lektura może w pewien sposób rozczarować… 

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Prószyński i S-ka:
Autor: Carsten Stroud
Tytuł: Miasteczko Niceville
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: czerwiec 2012
Liczba stron: 520

niedziela, 15 lipca 2012

"Uczta dusz" - Celia S. Friedman

"Uczta dusz" Celia S. Friedman

   Celia S. Friedman to amerykańska autorka, słynąca z powieści fantasy oraz science fiction. Na swoim koncie ma już m.in. Trylogię Zimnego Ognia, która przyniosła jej uznanie i popularność. W Polsce, wiosną tego roku, nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazała się pierwsza część nowego cyklu Magister, zatytułowana "Uczta dusz". Powieść ta, skierowana szczególnie do zagorzałych fanów fantastyki, stanowi nowe oblicze magicznej strony tego gatunku. Z jednej strony zachwyca, pod kilkoma względami rozczarowuje, jednak nie da się zaprzeczyć, że to jedna z lepszych książek fantastycznych ostatnich miesięcy.

   Magistrowie są magami, którzy czerpią moc z ludzkich dusz. Nadaje im ona więcej siły i możliwość dłuższego życia. Kryją się z tym, aczkolwiek ta możliwość dotyczy jedynie mężczyzn. Kamala jako pierwsza pragnie zostać Magistrem. Ci jednak woleliby, aby zginęła z ich rąk, niżby dołączyła do ich zgromadzenia. A wszystko dlatego, że jest kobietą. W tajemnicy przed wszystkimi podejmuje szkolenie na Magistra, które źle skończy się dla niektórych osób. W tym samym czasie w krajach północy pojawia się zagrożenie, które stwarza dawno zapomniane zło. Chociaż siła magów może coś zdziałać, nikt już niestety nie jest bezpieczny…

   Zdecydowanym plusem powieści jest jej oryginalność. Uczta dusz od samego początku nie daje czytelnikowi wrażenia deja vu, w którym dostrzega schematy dawnych lektur. Nowa, zdecydowanie świeża magia Magistrów, której wykorzystywanie wymaga czyjejś ofiary, systematycznie pochłania czytelnika, który zatraca się w zupełnie innym świecie.
  Stopniowo rozwijana akcja, która wartko upływa z każdym rozdziałem, pozwala na dokładne zrozumienie fabuły. Autorka, stosując dogłębne opisy miejsc, bohaterów i zdarzeń zawarła istotne informacje, pomijając zbyt obszerną charakterystykę, co również przełożyło się na korzyść w czytaniu. Poza tym, konstrukcja wątków wyszła pani Friedman niemal znakomicie, chociaż brakowało w nich powiewów dynamicznej akcji, przez co w niektórych fragmentach można się było nudzić.

   Prócz ciekawej fabuły interesujący wydają się sami bohaterowie. Zwłaszcza Kamala, główna kobieca postać, która swym silnym charakterem namiesza w świecie przystępnym jedynie mężczyznom. Wydawać by się mogło, że sztuka bycia Magistrem jest trudna i nie do opanowania, szczególnie dla kobiet, które mogą być jedynie czarownicami. Zdołała udowodnić, że tak nie jest, że hart ducha i wytrwałość są dobrymi towarzyszami w walce o swoje. Dodatkowym atutem bohaterki, wbrew pozorom, jest jej pozycja społeczna. Czytelnik bowiem bardziej przywiązuje się do słabszych bohaterów, którym kibicuje w walce z przeciwnościami. Dzięki tym cechom postać jest bardziej wyrazista i spontaniczna, co owocuje oczywiście sympatią ze strony odbiorcy.

   Mimo tak licznych pozytywnych cech, powieść ma swoje minusy. Główną wadą fabuły była jej przewidywalność, można łatwo domyśleć się, co nastąpi w następnej części. Autorka czasem zaskakiwała pomysłami, niemniej jednak wciąż utrzymała ten sam poziom, który w prosty sposób można było przejrzeć. Jeśli jednak ta cecha nie przeszkadza komuś w czytaniu, nie ma obaw o rozczarowanie. Uczta dusz jest naprawdę dobrą lekturą, która ucieszy niejednego konesera fantastyki. Oryginalny pomysł, jak i dobre wykonanie autorki dają w sumie mile spęczony czas na lekturze tej książki. I śmiało można ją polecać nie tylko fanom tego gatunku.

Recenzja napisana dla portalu Paradoks. Publikacja znajduję się TUTAJ
Autor: Celia S. Friedman
Tytuł: Uczta dusz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 608

sobota, 14 lipca 2012

Stos lipcowy 10/2012

Witajcie kochani!
Jak tam Wasze wakacje? U mnie w końcu upały zelżały, cieplutko jest, ale nie za bardzo, tak jak lubię. Poza tym mam sporo czasu na czytanie książek i to mnie niezmiernie cieszy;)
Nie dawno pokazywałam stosik na początek wakacji, a teraz znów się uzbierał kolejny, zacny i jak najbardziej apetyczny;D Nie przedłużając, oto nowe tytuły na mojej półce:
Od góry zaczynając:
1. "Sherlock" - 3-odcinkowy serial do recenzji. Opinia już wkrótce:) Od firmy BestFilm
2. "Przepis na miłość" - j.w. RECENZJA
3. "Klątwa karłowatych mnichów" Wioletta Zatylna - od wyd. Novae res oraz wortalu webook.pl RECENZJA
4. "Zwykłe niezwykłe życie" Dorota Sumińska - wygrana na blogu Zakurzona półka:)
5. "Ucieczka znad rozlewiska" Katarzyna Zyskowska-Ignaciak - od wyd. Nasza Księgarnia.
6. "Cena krwi" Tanya Huff - od wyd. Fabryka słów. Recenzja wkrótce
7. "Lare i t'ae" Eleonora Ratkiewicz - j.w
8. "Dym i lustra" Neil Gaiman - od wyd. Nowa Proza
9. "Agnes Grey" Anne Bronte - od wyd. MG
10. "Bractwo Czarnego Sztyletu. Księżycowa przysięga" J.R. Ward - od wyd. Videograf
Za wszystkie książki bardzo dziękuję!

Bardzo dziękuję również za wszystkie zaproszenia do zabaw, za otagowania i inne;) Niestety z braku możliwości (czasu i internetu) muszę jak na razie odpuścić publikowanie takich postów, co mnie niestety bardzo smuci... Staram się też odwiedzać Wasze blogi regularnie, ale nie zawsze mogę je komentować, za co przepraszam.
Mam nadzieję, że wakacje pozwolą na częstsze odwiedziny mojego bloga, serdecznie zapraszam oczywiście:) Zauważyłam z resztą, że coraz więcej osób interesuje się moja stroną. Jest to ogromnie radosne, kiedy zakładałam bloga nawet nie sądziłam, że tak daleko zajdzie. Ale to tylko Wasza zasługa, dlatego ściskam Was za to:)
Ależ się rozpisałam. Miało być krótko i zwięźle...;/ No nic, zmykam, a Wam życzę jak najbardziej udanych wakacji. Dużo wypoczynku, no i książek:)

piątek, 13 lipca 2012

"Czerwony hotel" - Graham Masterton

"Czerwony hotel" Graham Masterton

   Z pewnością większość czytelników kojarzy nazwisko Grahama Mastertona, autora wielu powieści grozy. Pisarz, jak niejeden raz można się o tym przekonać, potrafi nastraszyć odbiorcę swoją fabułą, jednak czasem zdarzają mu się małe wpadki, jakie miałam okazję zaobserwować przy okazji lektury „Dwóch tygodni strachu”. „Czerwony hotel”, nowy tytuł Mastertona, który niedawno wyszedł nakładem wydawnictwa Rebis, ma w sobie wiele ciekawych wątków, sporo interesujących momentów, ale zdarzają się w nim niewielkie potknięcia autora. Zatem, czy warto sięgnąć po nowość angielskiego mistrza grozy?

   Sissy Sawyer ma zdolności parapsychiczne, za pomocą kart potrafi odczytać czyjąś przyszłość. Kiedy jej bratanek przywozi do niej swoją dziewczynę, T-Yon, Sissy musi pomóc jej odgadnąć, dlaczego nękają ją koszmary z udziałem jej brata. W międzyczasie w Czerwonym hotelu, którego właścicielem jest brat T-Yon, dzieją się dziwne rzeczy. Pracownicy znajdują dużą czerwoną plamę w jednym z pokoi, ginie jedna z pokojówek, a w łazience leży poćwiartowany policjant. Słychać też różne dźwięki, o nieznanym źródle. Sissy dochodzi do wniosku, że miejsce to nawiedzają duchy, które pragną zemsty. Nie wie jednak, dlaczego i jak je może powstrzymać…

   Bardzo cenię sobie autora za jego świetne powieści, chociaż czasem wyraźnie popełnia gafy w swoich książkach. „Czerwony hotel” to któraś z kolei historia, jaką czytałam i muszę stwierdzić, że tym razem nie zawodzi. Ma w sobie kilka nieścisłości, ale można potraktować je z przymrużeniem oka. Graham Masterton po raz kolejny wzbudza ciekawość i grozę, jaka panuje od samego początku historii. Fabuła obfituje w różnego rodzaju wątki, każdy z nich jest przemyślany i bogaty w budujące napięcie sytuacje. Są wyraziste i pełne emocji, można z łatwością poczuć je na własnej skórze. W tego typu książkach potrzebne jest sporo akcji i w „Czerwonym hotelu” można uświadczyć jej aż nadto. Autor jednak wykazał się zręcznością w stopniowaniu działań, akcja raz zwalnia, raz przyspiesza, nie ma jej ani za dużo ani za mało. Dzięki temu łatwo odnaleźć się w fabule, która wciąga i wciąż nie ma się jej dosyć.

   Łatwo jednak zniechęcić się do niej w niektórych momentach. Chociaż cała konstrukcja fabuły wyszła świetnie, nie jest ani przerysowana ani zbyt przeforsowana wymyślnymi wątkami, to poszczególne fragmenty wydają się zbyt „niesmaczne”. Wiadomo, że nie każdemu pasuje czytanie nadto krwawych i ociekających flakami momentów, dlatego „Czerwony hotel” może stanowić dla niektórych zbyt odrażającą lekturę. Nie mówię tu o sobie, bowiem przyzwyczaiłam się do czytania horrorów i thrillerów, wszelkiego rodzaju kryminałów, w których występuje multum krwawych wątków i wiem, że bez nich fabuły straciłyby na atrakcyjności. Wolę jednak uprzedzić nazbyt wrażliwych na takie fragmenty, nie pojawiają się aż tak często, jak się może wydawać, jednak kulminacja ich w jednym wątku rozdziału może niektórym być w niesmak.

   Masterton po raz kolejny udowodnił, że, mimo słabszych momentów, potrafi zbudować fabułę pełną grozy i napięcia. Jego niezmienny styl wciąż zachwyca, lekko i z dozą dystansu przedstawia historię, jaką podsuwa mu wyobraźnia. Co więcej, w jego pomysłach wciąż widać świeżość, po tylu napisanych książkach ciężko zauważyć powielające się schematy, jakimi posługują się pisarze w swoich książkach. „Czerwony hotel” stanowi właśnie coś nowego, co dla niejednego fana horrorów może uchodzić za nie lada gratkę.  Czyta się go bardzo szybko, doskonała akcja wciąż zaskakuje i wielokrotnie wzbudza wiele emocji. I choć nie zaliczyłabym tej książki do IDEALNYCH (przez kilka niedociągnięć), to z czystym sercem i wielką chęcią polecam zapoznać się z tym krwawym hotelem. Mnóstwo wrażeń i wiele godzin strachu – gwarantowane.

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Rebis:
Autor: Graham Masterton
Tytuł: Czerwony hotel
Wydawnictwo: Dom wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 272

czwartek, 12 lipca 2012

"Klątwa karłowatych mnichów" - Wioletta Zatylna

"Klątwa karłowatych mnichów" Wioletta Zatylna

   Coraz częściej czytuję pozycje literatury polskiej i, co najlepsze, coraz częściej te tytuły są coraz lepsze. Można spotkać wiele osób, które stronią od polskich tytułów, jednak jest to błąd, bowiem mamy w naszym kraju sporo utalentowanych pisarzy. Do tego grona mogę śmiało zaliczyć panią Wiolettę Zatylną, której książka „Klątwa karłowatych mnichów” do tej pory wywołuje na mojej twarzy uśmiech. Spowita w sporą dawkę humoru fabuła przedstawia się interesująco, a sama lektura wciąga już od samego początku. Do tego barwne postacie, świetne dialogi oraz ciekawe wątki dają efekt bardzo dobrze skomponowanej książki.

   Ewa, w dniu swojego ślubu, niewytłumaczalnym sposobem znajduje się na murze kościelnym i ze smakiem zajada się czereśniami. Widoczny brak wsparcia ze strony najbliższych powoduje, że kobieta ucieka z pomocą szalonego szofera. Zastanawiając się nad powodem tego zajścia, Ewa postanawia dowiedzieć się, czy w jej rodzinie zdarzyły się już podobne przypadki. Z pomocą babci Neli oraz zwariowanego szofera i bliskiego przyjaciela zagłębia się w różne zapiski na temat swoich przodków. Okazuje się, że niegdyś panienka Maszkowska, daleka krewna, kradła czereśnie znad muru kościelnego, przez co wysłana została do klasztoru. W uzupełnieniu o rodzinne opowieści Ewa dowiaduje się o klątwie, która ciąży nad jej rodziną. Klątwie karłowatych mnichów…

   Do przeczytania nie musiałam się długo przekonywać, sam pomysł wydał mi się wystarczająco ciekawy, aby sięgnąć po tą książkę. Zastanawiałam się, co może oznaczać ta klątwa karłowatych mnichów, dlaczego związana jest z czereśniami i młodymi kobietami. Przyznam, że po poznaniu odpowiedzi na te pytania jestem całkowicie usatysfakcjonowana rezultatem, a treść lektury na długo pozostanie mi w pamięci. No ale po kolei. Książkę czyta się bardzo dobrze i z ogromnym entuzjazmem, a jest to wynik mnóstwa komediowych scen i barwnego języka, jaki zastosowała autorka. Wypowiedzi bohaterów nie raz zwalają z nóg, a ciekawe powiedzonka zostają w pamięci. Ponadto fabuła nie jest wymagająca, lekkie i przyjemne perypetie postaci dostarczają mnóstwa emocji, zapewniając sporą dawkę ciekawych przygód. Bardzo miło spędza się z nią czas, który biegnie nieubłagalnie szybko, niemal niezauważalnie nastaje koniec lektury.

   Bardzo ważnym elementem, który nadaje wyraz całej fabule, są jej bohaterowie. Stanowią oni mechanizm, który napędza akcję, ich barwne osobowości dopełniają całość. Chociaż każdy z nich ma w sobie to „coś”, co sympatyzuje go z odbiorcą, to najbardziej wyróżnia się chyba pan Walenty Kołatek, szofer, który pomógł Ewie uciec sprzed kościoła. Jego niesamowicie śmieszne oraz pomysłowe powiedzonka bawią wprost do łez, upodobanie do filmów przenosi na życie codzienne, porównując ludzi i sytuacje do ich odzwierciedlenia kinowego. Pan Valentino vel Walenty emanuje radością, jego sympatyczna osobowość z pewnością uzyska niejednego fana. Osobiście bardzo go polubiłam, starszego mężczyznę zaklinającego na „puchnące parówki” bądź „na pingwina Kleofasa” wprost nie da się nie lubić…

   „Klątwę karłowatych mnichów” czyta się bardzo miło, lekka i przyjemna lektura świetnie nadaje się na każdy dzień w roku. Szybkie tempo akcji wpływa na tempo czytania, podobnie jak zgrabny styl pani Wioletty. Znajdziemy w niej sporo ciekawych wątków, od tajemnicy (czym jest owa klątwa) po romans (Ewa i Watek) oraz wiele, wiele innych. Polecam każdemu tą książkę, nie ma ona bowiem żadnych barier czytelniczych, każdy się w niej odnajdzie. Dobrze spełnia rolę niewymagającej lektury, nadaje się w sam raz na letnie dni. Zachęcam do przeczytania.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Novae Res oraz wortalowi webook.pl, na którym również ukazała się ta recenzja:
Autor: Wioletta Zatylna
Tytuł: Klątwa karłowatych mnichów
Wydawnictwo: Novae res
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 228

środa, 11 lipca 2012

"Przepis na miłość" - reż. Jean-Pierre Améris

"Przepis na miłość" 

   Usłyszałam niegdyś wiele dobrego o francuskich filmach, zwłaszcza o komediach romantycznych, które mają swój urok i delikatność. Rzadko miałam okazję obejrzeć filmy francuskiej produkcji, jednak mogę w stu procentach zgodzić się z tą opinią. Ostatnio nadarzyła się okazja, aby ponownie zagłębić się w ich filmie, a ściślej mówiąc, „Przepisie na miłość” w reżyserii Jean-Pierre Améris’a. Rzadko trafiam na dobre komedie romantyczne, ale w tym przypadku mogę śmiało stwierdzić, że seans był wyjątkowo udany. Świetna obsada oraz pomysłowa fabuła dało ciekawy efekt pasjonującej komedii romantycznej. Po takich filmach znikają wątpliwości, a wiara w naprawdę godne obejrzenia produkcje wzrasta z dwukrotną siłą.

   On jest właścicielem upadającej fabryki czekolady, który umiera ze strachu, na myśl o rozmowie z kimś obcym. Ona zna jeden z najlepszych przepisów na czekoladki, ale jest zbyt nieśmiała, żeby wyjawić swój sekret. Tych dwoje mogłoby stanowić idealną parę. Gdyby tylko któreś z nich odważyło się zrobić pierwszy krok…*

   Jeśli miałabym ocenić film najkrócej jak potrafię, powiedziałabym, że jest on nadzwyczaj prosty, ale dzięki temu nadzwyczaj urokliwy. Fabuła nie jest specjalnie wymyślna, jak na zwykłą komedię romantyczną przystało, ale to właśnie stanowi atut filmu. Ogląda się go z przyjemnością, częste śmieszne sceny wywołują niejeden uśmiech, a zabawne perypetie bohaterów zyskują sympatię widza. Nie ma w niej ckliwych momentów, brak również ociekających banałem dialogów. Dodajmy jeszcze do tego barwny język francuski, który mile pieści uszy, a uzyskamy naprawdę ciekawy i warty obejrzenia film dla niejednego konesera sztuki filmowej.

   Warto też wspomnieć obsadę głównych ról, Isabelle Carré oraz Benoît Poelvoorde, którzy swoimi umiejętnościami dopełnili całego obrazu. Bardzo dobrze poradzili sobie z odegraniem roli nieśmiałych ludzi, wstydliwych i skromnych. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z ich twórczością ekranową, jednak mogę zaryzykować stwierdzenie, że oboje pasują do tych ról idealnie. Swoje umiejętności wnieśli do całej fabuły, która zyskała na tym naprawdę wiele.

   Film, jako całokształt, wypadł świetnie. Każdy element został dopracowany do końca, co oczywiście przekłada się na jakość obrazu. Choć nie jestem do końca zwolenniczką komedii romantycznych, tak „Przepis na miłość” zdołał przekonać mnie do tego filmowego gatunku. Barwne postacie, wartka akcja i urocza fabuła oraz słodki motyw czekolady – to wszystko daje rezultat przyjemnego filmu dla każdego, kto poszukuje czegoś ciekawego na (nie tylko) wakacyjne wieczory. Szczególnie polecam każdemu zwolennikowi komedii romantycznych oraz filmów francuskich. Chociaż, tak naprawdę, nie ma znaczenia, co kto lubi. Ten film jest dobry dla każdego, bowiem każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Nawet największy łasuch czekolady...:)

Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję firmie BestFilm:
*opis wydawcy
Reżyseria: Jean-Pierre Améris 
Tytuł: Przepis na miłość
W rolach głównych: Isabelle Carré, Benoît Poelvoorde
Rok produkcji: Francja 2010
Czas trwania: 80 min.

niedziela, 8 lipca 2012

"Kwiaciarka" - Ksawery De Montepin

"Kwiaciarka" Ksawery De Montepin

   O „Kwiaciarce” Ksawerego de Montepin ostatnimi czasy słychać bardzo wiele dobrego. W krótkim czasie zebrała spore grono wielbicieli. Po lekturze tej właśnie książki sama stałam się jej fanką, ale również polubiłam jej autora. Francuski pisarz, choć żył w XIX wieku, wspaniale trafia do odbiorców dzisiejszych lat. Jego nietuzinkowy styl sprawia, że milej czyta się całą historię, a w połączeniu z interesująca fabułą i przewrotną akcją daje efekt znakomitej lektury ostatnich miesięcy.

   Wiek XIX. Hrabina de Lagarde, chcąc uniknąć wielkiego skandalu, który może wywołać jej dawny występek, popełnia niewybaczalną zbrodnię. Wina spada jednak na niewinnych ludzi, którzy pechowym trafem zostali obarczeni niezbitymi dowodami. Hrabinę cieszy taki obrót sprawy, w spokoju może zająć się kolejnymi intrygami, które zapewnią jej bogactwo i dostatek, zwłaszcza w czasie, gdy okazuje się, że po śmierci męża nie ma zbyt wielu pieniędzy. Chciwość i pazerność kobiety objawia się w coraz bardziej chytrych planach. Czy jest coś lub ktoś, kto będzie w stanie ją powstrzymać?

   Głównym motywem, który już na starcie skusił mnie do czytania, był fakt, że fabuła osadzona jest w realiach XIX-wiecznych. Uwielbiam czytać książki o tamtych czasach. Nic dziwnego, że książka autorstwa pana Montepin przypadła mi do gustu. Ale nie tylko to wpłynęło na moje zdanie. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na narratora powieści. Jawi się on jako dobry obserwator, miły, rzeczowy i przyjazny czytelnikowi. Od początku do końca prowadzi odbiorcę przez fabułę, opowiada w interesujący sposób każdą czynność oraz opisuje ciekawe oraz barwnie każdą postać. Dzięki temu czytanie idzie gładko i szybko, nie sposób spostrzec, kiedy nastąpił koniec. Ponadto fabuła obfituje w różnego rodzaju intrygi, tajemnice oraz lekkie poczucie humoru. Powieść przeplata w sobie momenty smutne, żałosne, wesołe, śmieszne, zaskakujące i często realistyczne. Istny misz masz, który tworzy fantastyczną całość.

   Bohaterowie „Kwiaciarki” to również ważna część powieści. Dzięki nim zyskuje na oryginalności. Każdy z nich bowiem ma w sobie coś charakterystycznego, różnią się do siebie, ale tworzą zgraną osobowość całego utworu. Weźmy za przykład Hrabinę de Lagarde, która w swych niecnych planach buduje kolejne intrygi. Zawiłość i chciwość tej kobiety wywołuje różne odczucia, jednych oczarowuje swoja pomysłowością i umiejętnościami (dajmy na to grą aktorską) , innych zaś szokuje tak skomplikowana  osobowość. Innym przykładem są Jan Remy oraz Paweł Giret, obaj niesłusznie posądzeni o popełnienie zbrodni. Te dwie postacie jawią się jako uosobienie dobra, pracowitości oraz nienagannej postawy ludzkiej. Dlatego niesprawiedliwość wobec bohaterów wywołuje najróżniejsze emocje, do końca towarzyszy czytelnikowi napięcie i oczekiwanie na dalsze ich losy. Podobnie dzieje się przy każdym innym bohaterze, czy jest to Wiewiórka i Wielki Dzieciak, którzy bawią i ciekawią swoim fachem czy też córka Hrabiny de Lagarde, Helena oraz jej ukochany, Andrzej, których uczucie wzbudza wiele wrażeń… Wszystkim losom bohaterów towarzyszą skrajne emocje, które dodają specjalnej nutki całej powieści.

   Ksawery de Montepin stworzył coś bardzo ciekawego, oryginalnego i jednocześnie wciągającego. Patrząc z perspektywy czasu jest to jedna z wielu lepszych książek XIX-wiecznych czasów. Co najlepsze, czytając „Kwiaciarkę” często nie ma się wrażenia, że jest to powieść minionych wieków, napisana w czasach, w których dzieje się sama akcja. Fabułę można określić jako uniwersalną, bowiem nie ma w sobie barier językowych ani elementów mocno odróżniających minione epoki. Każdy czytelnik odnajdzie w niej coś dla siebie, nie ważne, kiedy przeczyta tę właśnie książkę. I nie ważne, jaki gatunek literacki preferuje. Szczególnie fani powieści historycznych, zbrodni, intryg, pasjonujących zagadek oraz romansów odnajdą się w fabule „Kwiaciarki”. Ale poleciłabym tę książkę nie tylko tym osobom. Każdy mol książkowy znajdzie w niej skrawek dla siebie, który z pewnością przekona czytelnika do całej powieści. Zachęcam gorąco do sięgnięcia po ten tytuł, ponieważ francuski pisarz brawurowo i fantastycznie wykonał swoją pracę. Niejeden współczesny autor nie powstydziłby się tak udanej powieści…

Za tę fascynującą książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Damidos:
Autor: Ksawery De Montepin
Tytuł: Kwiaciarka (cz.1)
Wydawnictwo: Damidos
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 372

"Tamtego lata" - Susan Stephens, Jane Porter, Maggie Cox

"Tamtego lata" - Susan Stephens, Jane Porter, Maggie Cox

   Słońce, plaża, morze… Szum fal, gorący piasek i żar z nieba… Czego więcej potrzebuje kobieta w piękne wakacyjne dni na wyspie, na której spędza czas? Miłości. I mężczyzny. Która kobieta nie marzy o przystojnym mężczyźnie, który w czasie wakacyjnych dni zapewni jej mnóstwa emocji? O takich chwilach duma z pewnością niejedna z nas. Opowieści trzech autorek: Susan Stephens, Jane Porter oraz Maggie Cox, zgromadzone w książce „Tamtego lata” pobudzają wyobraźnie czytelniczek i pozwalają właśnie na takie romantyczne oderwania się od teraźniejszości. Idealne na wakacyjne dni…

   Na książkę „Tamtego lata” składają się trzy opowiadania: „Rybak z greckiej wysypy”, „W cieniu i słońcu” oraz „Odnaleźć dom”. Wszystkie trzy opowieści łączy pobyt na greckich wyspach, gdzie w słońcu i gwarze tawern odnajdują się ludzie poszukujący spokoju w życiu, odpoczywający na urlopach bądź ukrywający się przed chaosem w ich życiu. Bohaterów łączą romanse, na pozór typowe, jednak są one mocniejsze i owocują czymś więcej niż przelotną znajomością. Chociaż dojście do upragnionych celów wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Tak więc, czy dziennikarce Charlotte Clare powiedzie się romans z przystojnym rybakiem? Czy Elizabeth Hatchet poradzi sobie z przystojnym, acz wymagającym pacjentem? I czy Ianthe odnajdzie wreszcie prawdziwą siebie?

   W zwyczaju mam omijać książki, które składają się z opowiadań, jednak tym razem postanowiłam dać szansę autorom, tworzącym te historie. Trzy słoneczne opowiadania składanki „Tamtego lata” ciekawie rokowały, zwłaszcza na czas wakacji, które trwają. I nie powiem, jestem mile zaskoczona rezultatem końcowym, po przeczytaniu opowieści pań Stephens, Porter oraz Cox odczułam miłą satysfakcję, mimo że jest to typowe romansidło. Krótka forma opowiadań wcale nie jest odczuwalna jako krótka historia, płynne opowiedzenie wszystkich trzech opowieści daje wrażenie trzech dobrze skrojonych fabuł, które czyta się w ekspresowym tempie. Zbudowana akcja świetnie działa na czytelnika, łatwo odnaleźć się w greckim świecie, który barwnie został przedstawiony przez każdą z autorek. Opisy jawią się tak żywo i kolorowo, iż krajobraz łatwo odtwarzany jest w wyobrażeniu odbiorcy. Bardzo duży plus do kreacji całej fabuły.

   Co do bohaterów, obawiałam się, że będą płytcy i banalni, jak to często bywa w tego typu książkach, jednak i tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. Co prawda nie byli szczególnie wyróżniający się, często nawet wkurzało mnie ich zachowanie i sposób myślenia, jednak ostatecznie wszyscy okazali się dość ciekawymi postaciami. W każdym opowiadaniu przynajmniej jeden bohater wydawał się godny uwagi czytelnika, jego historia, osobowość oraz to, w jaki sposób postępuje, sprawiały, że łatwo zyskiwał sympatię odbiorcy.

   Mimo że wszystkie trzy opowiadania są różnego autorstwa, to wszystkie trzymają poziom stylistyczny. Autorki tych historii w ciekawy i rzeczowy, a zarazem prosty sposób potrafiły zbudować fabułę lekką i przyjemną, a nawet wciągającą czytelnika. Szczerze powiedziawszy styl, jakimi posługuje się każda z pań nie różnią się zbytnio od siebie, toteż ciężko odróżnić, czy opowiadania zostały napisane przez jedną czy więcej osób. To ułatwiało wczytanie się w kolejną opowieść, zanikało wrażenie, że jest to zupełnie coś innego.

   Książkę mimo wszystko warto przeczytać. Może historie nie są wymagające, stanowią banalny zarys opowieści romantycznych, jednak świetnie nadają się na letnie dni, kiedy pragniemy oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Historie „Tamtego lata” emanują ciepłem, romantycznym nastrojem i ciekawym obrazem miejsca, w jakim toczą się fabuły. Stanowią świetną rozrywkę w każdy letni dzień, zwłaszcza dla czytelniczek, które łakną romansów i jednorazowych przygód. Chociaż każdy może odnaleźć się w tym greckim światku, w końcu raz na jakiś czas romans nikomu nie zaszkodzi, prawda? 

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Mira/Harlequin:

Autor: Susan Stephens, Jane Porter, Maggie Cox
Tytuł: Tamtego lata
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 400

czwartek, 5 lipca 2012

"Żona piekarza" - Marcel Pagnol

"Żona piekarza" Marcel Pagnol

   Z Marcelem Pagnolem spotkałam się już przy okazji „Czasu tajemnic” oraz poprzedzającego go tomu „Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki”. Te dwie powieści francuskiego pisarza urzekły mnie już od pierwszej strony swoim humorem i ciekawym przedstawieniem dzieciństwa autora, dlatego z chęcią podeszłam do czytania „Żony piekarza”. Kolejny raz muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tekstu, który wyszedł spod pióra Pagnola. Nie jest istotne, w jakiej formie przedstawiony został tym razem, znów zachwyca pomysłowością oraz nietuzinkowym humorem.

   Piekarz Aimable, wraz z żoną przeprowadza się do małej prowansalskiej miejscowości. Sprzedaje w niej chleb, którym zachwyca się cała wioska. Nadchodzi dzień, w którym młoda żona piekarza ucieka z pasterzem, aby poddać się miłosnym igraszkom. Załamany piekarz przestaje piec chleb, co wywołuje panikę wśród mieszkańców. Wniosek prosty: nie ma piekarzowej, nie ma chleba. Cała wioska musi podjąć stosowne środki, aby odnaleźć żonę Aimable’a. Do tego muszą ze sobą współpracować, co nie jest łatwe, kiedy niektórzy są ze sobą skłóceni od pokoleń…

   Historia ta już na pierwszy rzut oka wydaje się sympatyczna. Nie brakuje w niej humoru oraz lekkiego podejścia autora do tematu. Ciekawie skomponowany tekst bardzo miło się czyta, przypomina nieco scenariusz bądź dramat, gdzie fabuła toczy się dialogami. Daje to dobry obraz sytuacji, łatwo wyobrazić sobie, co, gdzie i jak się dzieje. Dzięki temu czas na czytanie upływa bardzo szybko, na co wpływ ma również wartka akcja oraz zabawne, podsycające ciekawość, sytuacje. Barwne życie mieszkańców prowansalskiej wioski nie raz wywołują na twarzy uśmiech, ich sposób życia uczy i bawi. Walczą z pozoru z błahą sprawą, jednak aby ją pokonać, muszą zwalczyć swoje uprzedzenia, zjednoczyć się. Jest to w pewien sposób nauką, opowieścią z morałem, dla każdego czytelnika.

   Książka w zabawny sposób ukazuje postępowania bohaterów. Mieszkańcy wioski obiecali piekarzowi odnaleźć jego żonę, bez której nie może piec chleba:„[…]Chodzi o to, że nie mogę pracować z powodu… wątpliwości.[…]Ale jeśli sprowadzicie mi moją Aurelię i rozwiejecie te wątpliwości, będziecie mieć piekarza jak się patrzy”. Wszyscy więc, włączając w to księdza proboszcza oraz nauczyciela, złączyli się w jedno i wspólnie postanowili zadbać o dobro i przyszłość chleba. Pagnol zręcznie ukazał działania postaci, od zaplanowania czynności i poszukiwań, do realizacji planów. Wszystko to odbywa się w miłej, sympatycznej atmosferze, nieco napiętej dla bohaterów, jednak ostatecznie szczęśliwej. Z wielką przyjemnością czyta się dialogi między osobami, ich słownictwo nie raz wywołuje na twarz uśmiechy. Tak jak sytuacje, które oni stwarzali…

   Co do stylu pisarza, to nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest on jak najbardziej przystępny dla każdego. W „Żonie piekarza” Marcel Pagnol postawił na siłę dialogu, tworząc tekst w formie podobnej do dramatu lub scenariusza, co w przypadku tej opowieści wyszło jak najbardziej na korzyść. Czyta się ją bardzo szybko, zrozumiale, a co najważniejsze – z przyjemnością. Dlatego na tę książkę francuskiego autora można poświęcić zaledwie godzinę lub dwie i w tym czasie z pewnością przeczyta się ją w całości.

   Z czystym sercem polecam tę przemiłą opowieść. Stanowi ona ciekawe połączenie komedii z obyczajowym życiem prowansalskiej wioski, której mieszkańcy bawią i uczą swoim postępowaniem. Świetnie nadaje się na każda okazję, bowiem czyta się ją w ekspresowym tempie, nie trzeba martwić się o czas, jaki się jej poświęca. Mile zajmuje każdą chwilę z nią spędzoną; sympatyczne obrazy fabuły pobudzają wyobraźnię oraz cieszą oko. Dlatego zachęcam do sięgnięcia po „Żonę piekarza”, ale również po inne tytuły Pagnola. Ten francuski dramaturg barwnie przekazuje każdą ważną scenę swojej wyobraźni…

Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu Esprit:
Autor: Marcel Pagnol
Tytuł: Żona piekarza
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 239

wtorek, 3 lipca 2012

"Luther" - reż. Brian Kirk / Konkurs!


   Na dzień dzisiejszy mamy wiele filmów i seriali kryminalnych, które zdobywają wielu zwolenników. Nic dziwnego, intrygujące zagadki i ciekawie przedstawiony obraz operacji nie tylko oddziałów policji, oraz interesująca obsada sprawiają, że fani akcji poszukują nowych tytułów do obejrzenia. Należę do grupy zwolenników kryminalnych zagadek, dlatego z chęcią obejrzałam „Luther’a”, brytyjskiej produkcji serial policyjny. Muszę przyznać, że dawno nie widziałam tak świetnego obrazu. Połączenie kryminału z psychologiczną grą głównego bohatera dało naprawdę dobry efekt, który z pewnością zadowoli niejednego miłośnika intrygujących zbrodni.

   Pracujący w londyńskiej jednostce zajmującej się poważnymi przestępcami detektyw Luther jest ofiarnym policjantem, doskonałym śledczym i błyskotliwym geniuszem. Rozwiązywanie kryminalnych spraw jest jego obsesją dlatego bywa brutalny i niebezpieczny. Luther toczy psychologiczne pojedynki z przestępcami. Jego praca jest jak potyczka myśliwego ze zwierzyną, drapieżnika z ofiarą. Stawka staje się coraz wyższa i detektyw coraz bardziej osobiście się angażuje w sprawy. Jego samotnicze nawyki mogą doprowadzić go na skraj przepaści.*

   Każdy odcinek serialu prezentuje nową zbrodnię, którą policjant John Luther rozwiązuje wraz swoim bystrym umysłem oraz kolegami z zespołu. Jednak to na nim skupia się fabuła, detektyw bowiem angażuje się w każde śledztwo bardziej niż to potrzebne, co odbija się na jego zdrowiu psychicznym. Po pewnym wypadku, do którego być może przyczynił się właśnie Luther, komisarz robi sobie przerwę w pracy. Powraca po pewnym czasie, aby znów skutecznie rozwikłać śledztwa. Jednak rozstanie z żoną, które okazuje się ostatecznością z jej strony, znów osłabi jego psychikę, co wpłynie na wiele wypadków w jego karierze, m.in. zostanie podejrzany o morderstwo.

   Osadzenie Idris’a Elbę w role główną było trafną decyzją. Znany z kultowego serialu „Prawo ulicy” aktor świetnie poradził sobie z rolą Johna Luther’a. Widać wyraźne zaangażowanie w odgrywaną postać, dzięki czemu bohater wydaje się realny, co wpływa na sympatię widza. Wszystkie sceny z jego udziałem są bogate w napięcie oraz energię, jaka emanuje na otoczenie. Podobnie jest z pozostałymi postaciami, każda z nich odgrywa poboczną, ale jednak ważną rolę. Dopełniają obrazu, który swoim znakomitym tempem bezsprzecznie kupuje sobie widzów.

   Z czystym sercem mogę polecić ten serial. Dawno nie wciągnął mnie żaden film ani serial o tej tematyce, jak „Luther”. Każdy odcinek zapowiadał się ciekawie, nie było w nich miejsca nudne epizody. Wszystkie sceny obfitują w ciekawe dialogi oraz pełne napięcia akcje. Zbrodnie wydają się na pozór banalne, jednak okazują się dość skomplikowane, a poszukiwanie sprawcy oraz jego motywów wprawiają odbiorcę w niekończącą się ciekawość, która towarzyszy mu do końca każdego odcinka. Sześć odcinków pierwszej serii pozostają niedosyt i wzbudzają oczekiwanie na kolejne części. Ja z pewnością będę czyhać na drugą serię, gdyż „Luther” to fascynujący kryminał psychologiczny, który jeszcze nie raz obejrzę. Polecam gorąco szczególnie maniakom zagadek kryminalnych oraz seriali policyjnych, ale również fanom filmów akcji. Każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. 

Za możliwość obejrzenia tego wspaniałego kryminału dziękuję firmie BestFilm:
Reżyseria: Brian Kirk
Tytuł: Luther
W rolach głównych: Idris Elba, Ruth Wilson, Stephen Mackintosh, Indira Varma, Paul McGann, Saskia Reeves, Warren Brown
Rok produkcji: Wielka Brytania 2010
Czas trwania: 6 x 50 min.

*****
W imieniu Warszawskiej Firmy Wydawniczej zapraszam wszystkich do udziału w konkursie, gdzie do wygrania jest książka Sebastiana Kossaka pt. "Zajazd". Serdecznie zapraszam!:) (Kliknijcie w obrazek, a przeniesie Was na bloga wydawnictwa)