Trzeba zaufać sercu i wybrać właściwie...
Richelle Mead to autorka znanej i popularnej
serii „Akademia Wampirów”. Śledząc na bieżąco informacji z sieci, można
zauważyć, jak w zaawansowanym stopniu trwają zdjęcia do jej ekranizacji.
Wspominam o tym, bowiem ta autorka, bazując na swojej słynnej serii o
wampirach, stworzyła kolejne powieści, z tym, że zmieniła się ich główna
bohaterka. Mamy do czynienia z morojami, dhampirami, strzygami, jednak na
pierwszym planie mamy alchemików, a dokładniej alchemiczkę – Sydney. To ona
jest motywem przewodnim nowej serii. Jedni pomyślą – czy Richelle Mead
postanowiła pójść za ciosem sukcesu i dalej ciągnąć przygody swoich bohaterów?
A może nie potrafiła rozstać się ze swoimi bohaterami i zechciała utrwalić ich
żywot na papierze? Czytając kolejno powieści można dojść do różnych wniosków. Jednak
kluczowym pytaniem w tym miejscu jest przede wszystkim pytanie o to, czy stworzenie
takiej serii w ogóle miało sens…
Sydney
po raz kolejny zmierza się z trudami, jakie nakłada na niej zawód alchemika. Ma
pod opieką morojską księżniczkę, co jest podwójnie trudnym zadaniem. Kiedy do
Sydney dołącza Dymitr, sprawy się komplikują. Na drodze alchemiczki i jej „przyjaciół”
staje wiele wyzwań, które skłaniają Sydney do trudnych wyborów: czy działać w
imię dobra przyjaciół czy też trzymać się zasad własnej organizacji. Nie wie, w
jaki sposób może pozwolić sobie na tworzenie więzi między jej podopiecznymi, a
nią samą. A zwłaszcza nią a samym Adrianem…
Nie ukrywam, że darzę sympatią autorkę.
Bardzo polubiłam jej serię „Akademię wampirów”, która jako jedna z nielicznych
w swoim gatunku jest naprawdę wyjątkowa. Bohaterowie, sama akcja – wszystko było
napisane bardzo dobrze i z ciekawie stworzonym rozmachem. O kolejnej serii
Richelle Mead niestety powiedzieć tego nie można. Czuć owszem sentyment do
bohaterów, którzy pojawili się w zakończonej już „Akademii…”, jednak to nie
jest już to samo. Przygody alchemiczki Sydney ciekawią, nie można powiedzieć,
że jest nudno. Ale w pewien sposób fabuła jest nieco naciągana. Można odnieść
wrażenie, że autorka nie do końca spożytkowała swoje pomysły na poprzednią
serię bądź nie chciała rozstać się ze swoimi bohaterami. My czytelnicy, fani
Rose i Dymitra, również tęsknimy za tymi postaciami, ale jeśli chcielibyśmy do
nich wrócić, sięgnęlibyśmy po „Akademię Wampirów”, każdą jej część, raz
jeszcze. I to sprawiłoby większą potęgę tego cyklu. Niestety powstały „Kroniki
krwi” i sprawa się rypła.
Powiem szczerze, że nieco dziwnie czułam się,
czytając o Adrianie, o Rose, o Dymitrze, o Sonii w nieco innej odsłonie. To już
nie to samo, chciałoby się rzec. Odnieść można wrażenie, jakby główna
bohaterka, czyli Sydney, stała się tłem dla tych postaci. Niby epizodycznie
pojawiają się niektórzy z nich, ale wyraźnie czuć, kto jest na pierwszym
planie. Brakuje tej książce przede wszystkim stanowczości, więcej energii,
która byłaby przekonywująca. Jeśli jest to książka o alchemiczce, niech tak
zostanie, niech wiedzie prym Sydney. Nie czuć jej w ogóle, jest, a jakby jej
nie było. Niech nie rozmazuje się w całej tej historii postać kluczowa, która
jest naprawdę ważna dla serii.
Pomijając te wszystkie fakty, które
przemawiają na niekorzyść książki, warto zaznaczyć, że styl autorki jest
niezmienny i wciąż potrafi swoim piórem wiele osiągnąć. Mówiąc szczerze, gdyby
pomysły szły w parze ze stylem Mead, z pewnością wyszłaby z tego fascynująca
seria. Ale wyszło jak wyszło i nie ma co gdybać. „Złota lilia”, druga część
serii „Kronik krwi” można, podobnie jak poprzednią część, zaliczyć do naprawdę
nieudanych. Mających potencjał, ale jednak w pewien sposób nieudanych. Dla
miłośników twórczości Richelle Mead z pewnością będzie to zawód. Po tylu
świetnych książkach, jakie zaserwowała nam autorka, aż czuć w powietrzu zaduch,
który wywołują „Kroniki krwi”. Słowa brutalne, ale jednak prawdziwe. Dlatego
radzę zastanowić się nad lekturą tej, poprzedniej i następnej części…
Autor: Richelle Mead
Tytuł: Złota lilia
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 423
5 komentarzy:
Kurczę, szkoda, że książka nie przypadła Ci do gustu. Ja czytałam 5 części "Akademii wampirów" i jestem tą serią zachwycona. Po tę pewnie też sięgnę z sentymentu:)
Nie czytałam jeszcze ani Akademii ani Kronik, ale obie serie mam w najbliższych planach.
Szkoda - już myślałam, ze będę mogła coś polecić młodszej siostrze, może też sama bym podobną książkę przeczytała, gdyż mam czasami nawroty do tego typu powieści :) Trudno, może następnym razem trafi się coś wartościowego? Teraz na pewno się nie skusze;0
Pozdrawiam serdecznie;)
A Akademia wampirów była tak dobra...
Pozdrawiam!
Kurczę, szkoda, bo naprawdę lubię tę autorkę;/
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)