"[...]Myślę, że prawnik jest kimś więcej niż tylko dziwką w garniturze"*
Jeżeli czytamy
sporo kryminałów i thrillerów, kwestią czasu jest, że natrafimy
na autora takiego tytułu, który z wykształcenia okazuje się byłym
(lub aktualnym) policjantem, dziennikarzem, prawnikiem, itp… W
takim przypadku książka wydaje się być profesjonalna, obyta z
tematem, jaki porusza, czyli najczęściej śledztwa, działania
prawników, zachowania dziennikarzy. Jak się okazuje, znajomość
tematu i profesja często nie idą w parze z dobrze skonstruowaną
książką, o czym przekonałam się już wielokrotnie. Czy podobnie
było z „Aleją ślepca”? To tytuł, który określany jest
mianem thrillera prawniczego, napisanego przez samego prawnika –
Justina Peacock'a. Nie ukrywam, że oczekiwałam wiele – w końcu
autor się zna na rzeczy. Ale jak się okazało – to tytuł, jakich
wiele. Fajnie napisany, ale to wszystko. Żadnych zaskoczeń, mało
wciągający i niestety lekko przewidywalny.
Duncan Riley
to prawnik, który pracuje dla nowojorskiej firmy deweloperskiej.
Pewnego dnia decyduje się jednak na zupełnie inny krok –
postanawia podjąć się bezpłatnej obrony nastolatka oskarżonego o
morderstwo ochroniarza, zatrudnionego przez… jego firmę. Już na
pierwszy rzut oka wydaje się to samobójstwem dla jego kariery. W
międzyczasie pewna dziennikarka śledcza postanawia rozwiązać
zagadkę rodziny Rothów, właścicieli firmy, dla której pracuje
Riley. Candace Snow nie wie jednak, że nieświadomie naraziła się
na ogromne niebezpieczeństwo…
Na pierwszy rzut
oka wszystko w tej książce wydaje się interesujące: tytuł, opis,
ciekawa kolorystycznie okładka… Do tego uwielbiam ten gatunek,
więc powiedziałam sobie: czemu nie?! Lektura jednak nie okazała
się tak fascynująca, jak oczekiwałam. Autor zupełnie się
zapomniał. W jakim sensie? Pomysł miał dobry, widać również, że
potrafi przelać pomysł na papier w ciekawym stylu, ale zdecydowanie
rozmył ideę kryminału. Wątki tego gatunku zostały przytłumione
przez zbędną treść. Peacock za często skupiał się na opisach
zupełnie nieistotnych spraw (ubiór, miejsce, itp.), przez co często
można stracić poczucie, że czytamy tutaj o podejrzeniu o
morderstwo i próbie udowodnienia, jak było naprawdę. Liczyłam
również na większą dawkę emocji związaną z prawniczym
światkiem (w końcu pisał to prawnik), więcej wnikliwych opisów
dotyczących śledztwa i obrony. Po ponad pięciuset stronach nie
czuć nic, poza rozczarowaniem i przesytem treści. Bo choć lubię
obfite lektury, tutaj wręcz się przejadłam zbędnym gadaniem…
Bohaterowie?
Duncan Riley – prawnik, Candace Snow – reporterka śledcza „New
York Journal”. Te dwie postacie najbardziej się wyróżniają,
jednak na tle powieści wypadają blado. Łatwo też jest zgubić
myśl o nich w zgiełku wielu innych nazwisk, jakie pojawiają się w
treści. A to dlatego, że są niezbyt dobrze nakreśleni, a
pobocznych osób występuje tu ogromna ilość. Panuje lekki chaos,
choć na pierwszy rzut oka tego nie widać – akcja płynie
spokojnie, powoli dowiadujemy się coraz nowszych rzeczy, dzieje się
sporo (chociaż powoli)… a przy tym wkradają nam się coraz to
nowsze nazwiska. Kiedy pojawia się wzmianka o kimś po raz drugi,
dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że gdzieś to już słyszeliśmy,
ale trudno nam sobie przypomnieć, w którym miejscu. Wertować
kartki w poszukiwaniu tego gościa? Odpuścić sobie? Chaos. Ciężko
czyta się tego typu lektury, wielu może się zniechęcić.
Zwłaszcza, gdy treść nie zachęca i nie do końca potrafi
wciągnąć.
Tytuł wydaje się
niepozorny, ale tak naprawdę zawiera w sobie sporo błędów. Zbyt
dużo treści, za dużo nazwisk, mało prawdziwej akcji i praktycznie
brak jakichkolwiek niespodzianek. A w kryminale chodzi chyba o to, by
wciąż zaskakiwać czytelnika, tak, aby do samego końca nie
domyślił się rozwiązania. „Aleja ślepca” to banalna historia
z przewidywalnym zakończeniem, gdzie przez większą część nic
się nie dzieje. Pomysł autor miał dobry, pisać dobrze też
potrafi (w pewnych momentach czytało się naprawdę przyjemnie),
jednak to nie wystarczy, by stworzyć świetną historię kryminalną.
Chyba lepiej sprawdziłaby się jako scenariusz do amerykańskiego
filmu – z tymi wszystkimi efektami, pościgami, przystojnym aktorem
w roli prawnika, tłumem markowych garniturów… Na dobrą powieść
ta treść to jednak zdecydowanie za mało.
*Justin Peacock, "Aleja ślepca"
Autor: Justin Peacock
Tytuł: Aleja ślepca
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 544
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)