"Golem", Londyn i krew prostytutek...
Kryminał i wiktoriański Londyn – to dwa
hasła, które uwielbiam. Zwłaszcza, jeśli są one ze sobą połączone. Peter
Ackroyd i jego „Golem z Limehouse” świetnie wpasowuje się w ten klimat, fabuła
zapowiada się intrygująco, dlatego nie mogłam obojętnie przejść obok takiej
lektury. Jaki był rezultat? Obyło się bez fajerwerków, ale za to dobrze się ją
czytało. Mroczny obraz wiktoriańskich ulic Londynu, zagadkowy morderca i
ciekawe zakończenie – przy takim zestawie nie można się nudzić. A to dopiero
początek atrakcji.
Jesień
1880 roku. Londynem wstrząsa seria brutalnych morderstw dokonanych na
prostytutkach. Scenariusze kolejnych zabójstw są do siebie bardzo podobne:
nieznany sprawca atakuje mieszkanki biednej, portowej dzielnicy Limehouse.
Ciała ofiar, odnalezione przez funkcjonariuszy policji, są bestialsko
okaleczone. Morderca tworzy z nich skomplikowane kompozycje, traktuje doczesne
szczątki prostytutek jak rzeźbiarz glinę, z której powstaje dzieło sztuki.
Kiedy włamuje się do domu znanego talmudysty, prasa nadaje mu miano Golema z
Limehouse. W śledztwo zostaje wplątany w charakterze podejrzanego Dan Leno,
wybitny komik musicalowy, przez swych współczesnych nazywany
"najzabawniejszym człowiekiem świata..."[wyd.]
Nie jest to obszerna historia, liczy sobie
raptem trzysta stron, a jednak wydaje się być mocno treściwa. Autor postarał się
o dobrze skrojoną historię, w której nie szczędzi opisów makabrycznych zbrodni –
każdą z nich traktuje osobliwie, dużą uwagę przykuwa do detali. Nie miałam
jednak tego wrażenia, że w tej kwestii trochę przesadził. W końcu nie każdy
lubi AŻ tak szczegółowych opisów mordu. W tym przypadku można powiedzieć, że
idealnie pasują do miejsca, jakim jest wiktoriański Londyn. Jest mrocznie,
strasznie, ponuro, brzydko i krwawo. Aż czuć ciarki na plecach.
Pozytywnym elementem książki jest także
fakt, iż autor starannie rozbudowuje historię i stopniowo daje czytelnikowi możliwość
rozwikłania zagadki samodzielnie. Umiejętnie tuszuje rozwiązanie aż do samego
końca, chociaż, nie powiem, niektóre elementy zagadki były przewidywalne do
bólu. Dzięki zastosowaniu różnorakiej narracji mamy podgląd na sytuację ze
strony uczestników wydarzeń, obserwatorów i potencjalnych morderców. Jest to
1-szo, 3-cio osobowa narracja, zapiski z dziennika czy też fragmenty
przesłuchań. Na ich podstawie mamy możliwość stworzenia własnej teorii. Ale –
to nieco mylące, to ciągłe przeskakiwanie z jednej narracji w drugą. Niby autor
poukładał wszystko tak, by historia była ciągła i kompletna, ale mniej uważni
czytelnicy mogą łatwo zgubić myśli. Co ma swoje dobre i złe strony. Złe – nie zrozumieją
jej lub mocno się pogubią. Dobre – zakończenie i rozwiązanie zagadki „kto zabił?”
będzie podwójnym zaskoczeniem.
Właśnie to, że łatwo się w niej zgubić może
sprawić, że wielu czytelników nie dotrwa do końca książki. I to jej najsłabszy
element. Poza tym możemy mówić o bardzo dobrej lekturze. „Golem z Limehouse” to
ciekawie skonstruowana historia, w której autor zawarł wiele efektownych
elementów: portret mordercy budzi przerażenie, szczegółowe i dosadne opisy
zbrodni nadają powieści mocny charakter grozy, a XIX-wieczny Londyn świetnie
uzupełnia tło do zaistniałych wydarzeń. Potrafi wciągnąć, nieźle zaciekawić i
zaskoczyć – zwłaszcza przy rozwiązaniu zagadki. Idealna lektura dla fanów
kryminału i epoki wiktoriańskiej.
Autor: Peter Ackroyd
Tytuł: Golem z Limehouse
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 304
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)