Nie każdy jest tym, za kogo się podaje...
W kryminalnym literackim światku prym wciąż
wiodą skandynawskie lektury. Jednak im więcej ich powstaje, tym bardziej rosną
wątpliwości, czy będą one choć w minimalnym stopniu dobre. W ostatnim czasie
zauważyłam znaczny spadek formy skandynawskich pisarzy. Raz lektura w ogóle nie
przypominała kryminał, raz w ogóle nie dało się dobrnąć do końca książki… Nie
wiedzieć, czemu, ich wartość nagle spadła. Tak niestety dzieje się również z
książką Viveci Sten „Na spokojnych wodach”. Z intrygującej historii zamienia się
w bezsensowną opowiastkę, w której próżno szukać kryminału. Chociaż śledztwo
wydaje się być w porządku, cała reszta tworzy bezbarwną treść. I strasznie
nudną…
W
okolicach Sandhamn na brzeg wypływa ludzkie ciało oplecione w rybacką sieć.
Tydzień później ginie kobieta, której zmasakrowane ciało zostaje znalezione w
okolicy wybrzeża. Sprawą zajmuje się Thomas Andreasson z policji w Nacce –
dobry śledczy, ale i mężczyzna po przejściach. Przy pomocy swojej koleżanki z
dzieciństwa – prawniczki Nory Linde – stara się rozwiązać zagadkę. Czy te dwie
sprawy są ze sobą powiązane? Dlaczego na tak spokojnej wyspie wydarzyła się
taka tragedia? Thomas musi podjąć zdecydowane kroki. W innym razie może zginąć
ktoś jeszcze…
Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z
naprawdę intrygującą historią. Trup, zagadka, śledztwo, główny śledczy i cała
ta otoczka świetności szwedzkiej wyspy. Powieść jak ta lala. Tymczasem ta aura
dobrej historii przemienia się w mozolnie idące czynności, przez które ciężko
przebrnąć. Przede wszystkim autorka zbyt mocno skupiła się na życiu osobistym
obojga bohaterów: Thomasa Andreassona i jego koleżanki Nory Linde. Całe
śledztwo stanowiło jedynie tło do relacji z tego, jakie życie wiodą ci
bohaterowie. Tak mniej więcej w połowie zorientowałam się, kto jest winny, bo
wcale nie było to trudne. Tymczasem autorka mozolnie tłukła, aż do bólu, każdy
aspekt z ich życia. Kiedy nastaje oficjalny koniec, zagadka zostaje rozwiązana
oficjalnie (fanfary!), czytelnik zapamiętuje tylko jedną rzecz: że Thomas wciąż
opłakuje swoje dziecko, a Nora bez przerwy narzeka na męża, który woli żeglować
aniżeli spędzić z nią czas. Nie to, kto zabił. Nie to, kto zawinił. Tylko to,
jacy są główni bohaterowie.
Przyznam szczerze, że ten tytuł jest za
słaby na kryminał. Szukałam, szukałam i próżno szukałam napięcia i akcji
związanej z całym śledztwem. Wciąż zalewana byłam relacją życiorysów bohaterów,
które nieźle wryły się w pamięć. Rozwiązanie zagadki przez śledczych w tej
książce wyglądało bezbarwnie: tu się raz spotkali, omówili parę spraw, kto co
zrobi, koniec. I tak parę razy. Czasem też Thomas i Nora spotykali się na
spacerze/kolacji i wymieniali się spostrzeżeniami. Ale tylko tyle. Już więcej
emocji znalazłoby się chyba w „Modzie na sukces”… To czytelnik w drodze
domysłów prędzej znajduje rozwiązanie, kto zabił, aniżeli sami bohaterowie. Smutne
to, ale niestety prawdziwe.
Ciekawostką jest fakt, że na podstawie tej
powieści powstał polski serial „Zbrodnia”. Po zapoznaniu się z
„Na spokojnych wodach”, jak się okazuje, to
nie taki kryminał, jakiego się spodziewałam. Zapowiadało się naprawdę
intrygująco i niestety na zapowiadaniu się skończyło. Akcja jest znikoma,
bohaterowie nijacy, a cała fabuła krąży wokół wywodów na temat, jakie prowadzą
oni życie. Na zakończenie chciałoby się powiedzieć: „wow”, tymczasem
rozwiązanie zagadki sami sobie odnajdujemy, więc ponownie na chęciach się kończy.
Malownicze tło niczym nie rekompensuje całości – bo ono również wypada blado. Zbyt
mało ważne priorytety, za dużo lania wody. Mówiąc wprost: za mało kryminału w
kryminale. A szkoda, bo pomył był całkiem ciekawy.
Autor: Viveca Sten
Tytuł: Na spokojnych wodach
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 384


4 komentarzy:
Książki z Czarnej serii nie dla mnie, ale to sformułowanie - za mało kryminału w kryminale - zachęca po do zainteresowania się książka :)
Lubię takie kryminały, więc na pewno się z tym zapoznam ;)
http://pasion-libros.blogspot.com/
O mojej niechęci do skandynawskich kryminałach wypowiadm się tak często, że aż sama mam siebie dość ;) Ale i tu muszę o niej wspomnieć. Myślę podobnie jak Ty. Ta ksiązka przyciągała mnie okładką, a odpychała autorem. Znowu Skandynawia - spodziewam się najgorszego. I nawet nie spróbuję. Wierzę w Twoją opinię, a i we własne przeczucia ;)
Swego czasu uwielbiałam skandynawskie twory, ale z czasem po prostu się popsuły... Albo po prostu wydawnictwa wydają co leci pod nazwą "skandynawski kryminał" i ludzie na to idą... Raczej zostanę przy znajomych nazwiskach :)
Prześlij komentarz
Zanim skomentujesz, przeczytaj, proszę, co chcesz skomentować.
Anonimie - pospisuj się.
Za wszystkie słowa - bardzo dziękuję:)